piątek, 30 kwietnia 2010

Chicago City Railway Strike, 1903



Wisząca na drutach trakcji tramwajowej kukła przedstawia niejakiego Franka Curry, łamistrajka. Zdjęcie to oraz inne widoczne poniżej wykonane zostały w 1903 roku podczas strajku pracowników miejskiej komunikacji szynowej i pochodzą z archiwum Chicago Daily News, popularnej lokalnej popołudniówki. Wspomniany protest miał burzliwy przebieg, zaś do jego tłumienia pracodawcy zatrudnili profesjonalne agencje detektywistyczne, specjalizujące się w tego rodzaju akcjach (zjawisko to w niezmiernie ciekawy sposób opisane jest w książce Stephena Norwooda „Strike-breaking & Intimidation” w rozdziale „Gunfighters of the Urban Frontier – Strikebreaker in the Car Wars”). Kiedy wpisałem do Gogola nazwisko łamistrajka, przeglądarka natychmiast wyświetliła mi cała setkę współczesnych Franków Curry, ale i też zdjęcie z 1905, przedstawiające dowódcę prywatnych oddziałów ochroniarzy, które pacyfikowały strajk woźniców z tego roku.



Słynny protest w chicagowskich zakładach McCormick Harvester Co. z maja 1886, który zakończył się krwawą masakrą uczestników wiecu na placu Haymarket (przywódcom tego zgromadzenia zasądzono też 7 wyroków śmieci), przyczynił się do ustalenia trzy lata później przez II Międzynarodówkę daty 1 maja jako Święta Pracy. Na fotografiach z archiwum Chicago Daily News wyraźnie widać, że brukowiec trzyma stronę przeciwników strajku. Oprócz wiszącej kukły Franka Curry, mamy tu sporo zdjęć przedstawiających interwencje policji oraz utrudnienia w ruchu ulicznym, spowodowane przez akcję strajkową. W obiektywie fotoreporterów popołudniówki, protestujący robotnicy nie mają indywidualnych fizjonomii (nieco lepiej wypadają patrolujący ulice policjanci), możemy się za to lepiej przyjrzeć bocznym traktom miasta, których „mało reprezentacyjny”, czy powiedzmy wprost - ubogi i mocno zdezelowany wygląd, może pewnym zaskoczeniem.

środa, 28 kwietnia 2010

ZESPÓŁ SZKÓŁ SAMOCHODOWYCH im. OBRONCÓW WESTERPLATTE



Zlokalizowany w Rzeszowie, przy ulicy Warszawskiej, a zrazem drodze krajowej nr 9, wiodącej w stronę Kolbuszowej. Widoczny na zdjęciu obiekt, to zapewne jakaś praca roczna wychowanków tutejszego technikum, liceum zawodowego lub szkoły zasadniczej. Wykonana pod kierownictwem mgr Zbigniewa Lechowicza przez uczniów o nazwiskach: Emil Ciura, Sławomir Dereń i Marek Knutel (wszystko to jest widoczne w lewym dolnym rogu).
Naklejony na lewym boku karoserii Opla Kadetta napis „50 LAT” dotyczy okrągłego jubileuszu powstania owego zespołu szkół samochodowychm czy  rocznicy obrony Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte?
Niezgłębione są pokłady podświadomości ludu polskiego.

środa, 21 kwietnia 2010

Zapomniane industriale z Gary

 

Gary, Indiana, 01.07.1907

Fotografia z pierwszego lipca 1907 roku, przedstawia pływającą koparkę podczas pogłębiania toru wodnego przyszłego portu. Potężna maszyna, wypuszcza z komina smolisty dym i wgryza się w piaszczystą glebę. Na zdjęciu wykonanym trzy miesiące później widać już sporych rozmiarów portowy basen oraz oszalowanie przyszłych betonowych nadbrzeży. Decyzja o lokalizacji huty-giganta nad jeziorem Michigan w pobliżu ujścia rzeki Grand Calumet zapadła 2 lata wcześniej. Elbert H. Gary przewodniczący zarządu US Steel Co. postanawia też wybudować idealne miasto przemysłowe (sąsiadujące z kombinatem), które przyjmie nazwę od jego nazwiska. Po drugiej stronie rzeki Calumet w tym samym czasie, dla przyszłych robotników huty powstają całe kwartały jedno i wielorodzinnych domków z ogródkami. Prace budowlane postępują bardzo szybko. W 1909 roku portowe nabrzeże, przeznaczone do odbioru węgla i rudy żelaza z pływających barek jest już gotowe. Przybijają pierwsze dostawy. Za portowym basenem i składowiskiem rudy sterczą monumentalne korpusy 12 wielkich pieców. Za nimi widać na razie jeszcze ażurowe korpusy budynków stalowni. Na zdjęciu datowanym na 15 listopada 1909 roku wielkie piece już pracują. Dwa lata później uruchomione zostają baterie koksownicze. Jednak roboty budowlane w tym pracującym już pełną parą kombinacie hutniczym, trwają jeszcze przez niemal dziesięciolecie. Fotograficzna dokumentacja sporządzana na zlecenie koncernu US Steel, dzień po dniu i rok po roku, w drobiazgowy sposób rejestruje wszystkie zmiany.

Gary, Indiana, 23.05.1908

Zdjęcia wykonywane na szklanych negatywach w formacie 8x10 cala, miały czysto użytkowy charakter. Na wielu z nich, a właściwie niemal na wszystkich kliszach naniesiono opisy tego co przedstawiają oraz pełne daty. Przez wiele lat zbiór ponad 2200 negatywów spoczywał w archiwach US Steel Co., po czym przekazany został Uniwersytetowi Indiana. Samo Gary i położona obok niego huta-gigant, od początku lat siedemdziesiątych zaczynają podupadać, tak zresztą jak cały amerykański przemysł hutniczy. Surowcową produkcję masowo przenosi się wtedy do krajów azjatyckich, gdzie koszty pracy są niższe i nikt nie przejmuje się skażeniem terenu lub przywilejami robotników (obserwując obecny boom gospodarczy w Chinach, nie trudno zauważyć, że to jest właśnie główna siła napędowa gospodarki światowej…). Robotnicze kwartały Gary przekształcają się w dzielnice-widma. Centrum miasta pustoszeje, a wiele reprezentacyjnych niegdyś budynków w modernistycznym stylu ulega dewastacji.

Gary, Indiana, 06.11.1907

 Gary, Indiana. 05.06.1909

Na internetową stronę poświęconą Gary trafiłem przypadkowo jakiś czas temu. Bezowocnie szukałem wtedy jakichś wizualnych materiałów dotyczących Magnitogorska, jednak rosyjskie strony były albo nieaktualne, albo zupełnie nieciekawe. Ponieważ przy budowie Magnitki wzorowano się właśnie na amerykańskich rozwiązaniach, z czystej ciekawości wpisałem w okienku Googla dwa słowa: Gary i steel. Wyszukiwarka najpierw odesłała mnie do panoramicznej fotografii, pokazującej kombinat od strony miasta (którą w formie plakatu można było nabyć za jedyne 45$), po czym znalazłem przekierowanie na to właśnie zdjęcie z 1 lipca 1907 roku, na którym parowa pogłębiarka drąży dno portowej przystani przyszłej huty. Umieszczony pod nim katalog tematycznych hiperłączy skierował mnie następnie do innych zbiorów i podzbiorów fotografii, udostępnionych w zdygitalizowanej formie na stronach Uniwersytetu Indiana.

Gary, Indiana, 08.10.1907

Gary, Indiana, 06.05.1909

Z tymi kliszami nie obchodzono się z przesadną czułością. Najwyraźniej przechowywano je w warunkach, w których emulsja ulegała chemicznym ingerencjom otoczenia (lub może sam proces utrwalania nie został przeprowadzony dostatecznie dobrze?). Na wielu negatywach widać zdrapania, no i te napisy umieszczone wprost na kliszy, przydatne jeśli idzie określenie miejsca i czasu powstania zdjęcia, zabójcze dla kompozycji kadru! Bo właśnie sposób kadrowania, a co z tym idzie także, pewnego rodzaju “fotograficzna świadomość” ludzi pracujących na zlecenie US Stell Co., zwracają tutaj uwagę. Czysto użytkowe w zamierzeniu zdjęcia, wykonywane niemal 100 lat temu na potrzeby archiwum amerykańskiego koncernu, to przykład doskonałej industrialnej fotografii, powstającej przynajmniej o dwie dekady wcześniej zanim w ogóle przyjął się ten termin, a artystom takim jak Charles Sheeler, Edward Weston lub Albert Renger-Patzsch przyszło do głowy, że można np. fotografować fabryki i kominy. Tymczasem, anonimowi dla nas dzisiaj fotografowie z Gary w Indianie, pozostawili po sobie ponad dwa tysiące negatywów, z których po niezbędnej selekcji, można by ułożyć jeden z najlepszych na świecie albumów poświęconych industrialom.

Gary, Indiana, 23.02.1908

Gary, Indiana, 23.07.1909

Dlaczego te zdjęcia są tak dobre? Badacze układający historię, a co za tym idzie, tworzący też hierarchię nazwisk dwudziestowiecznej fotografii, zdecydowanie zbyt łatwo pomijają całe obszary działalności o użytkowym charakterze np. z początku zeszłego wieku. Tymczasem, ci często nieznani już dzisiaj z nazwiska fotografowie, pozostawili po sobie prace mające nie tylko walor “historycznego” zapisu. Jeżeli skorzystamy z okazji, aby przeglądnąć kolekcję zdjęć, takich jak te z Gary (a nie jest to przecież jedyny taki zbiór), okaże się, że pod względem formalnym są one znacznie bardziej do przodu, niż współczesna im produkcja zaliczana w poczet “fotografii artystycznej”. Dlaczego te zdjęcia są tak dobre? Nadmierna “estetyzacja”, zapożyczanie rozwiązań ze sztuk plastycznych jest zmorą fotograficznego medium. Fotografowie z Gary posługiwali się najprostszą metodą zapisu. Robiąc np. zdjęcie ażurowej konstrukcji hali stalowni wiadomo, że przede wszystkim trzeba poprawnie ustawić wszystkie piony. Zupełnie naturalną i narzucającą się rzeczą jest także wykorzystanie specyficznego rytmu motywu i zbieżności perspektywicznych. Odnajdywanie i podkreślanie abstrakcyjnych elementów kadru, nie przesłania jednak nigdy tutaj nadrzędnej funkcji “przedstawieniowej”. Szukając odpowiedniej perspektywy dla zrobienia zdjęcia, fotografowie pracujący na zlecenie US Stell Co. wybierają zawsze taki punkt, z którego najlepiej można oddać kształt i charakter obiektu.

Gary, Indiana, 02.12.1911

Gary, Indiana, 28.12.1912

Ale to nie wszystko. Fotografia uzależniona jest przecież od światła. To jego, często efemeryczna specyfika wywiera wpływ na wygląd rejestrowanych motywów. Zdjęcia z początkowego etapu budowy huty w Gary, robione są zawsze w lekko zamglonym i rozproszonym oświetleniu (daje tu znać o sobie bliskie sąsiedztwo jeziora Michigan), co doskonale służy zresztą oddaniu monumentalnego wyglądu stalowych konstrukcji hal, kadłubów wielkich pieców i szeregów kominów, powstających w piaszczystym, niemal pustynnym krajobrazie. Kiedy kombinat już pracuje, w niebo wzbijają się hutnicze dymy, wyziewy i opary, zaś ziemię przykrywa przemysłowy pył, fotografowie przeciwnie, szukają teraz raczej słonecznej aury, która pozwala w plastyczny sposób wydobyć rejestrowane obiekty z szarości. Oglądając cała serię fotografii, na których ażurowe konstrukcje suwnic, wiaduktów lub rurociągów, rzutują rytmiczne szeregi cieni na ścianach hal stalowni, zastanawiałem się czy taki właśnie wizualny efekt, zgodny był zamiarami, chodzących twardo po ziemi mocodawców z US Stell Co., kiedy zlecali wykonanie kolejnego etapu fotograficznej dokumentacji huty?

 Gary, Indiana, 28.12.1913

Gary, Indiana, 13.10.1917

Ta dobra passa przemysłowej fotografii w Gary trwa do początku lat dwudziestych ubiegłego wieku i pokrywa się niemal z czasem zakończenia rozbudowy kombinatu. W późniejszych zdjęciach (tych z trzeciej i czwartej dekady) znika już bezpowrotnie początkowy heroizm widzenia, a jego miejsce zajmuje przeciętność i… znużenie. Co ciekawe, to właśnie w tych latach przemysłowa tematyka, staje się przedmiotem zainteresowania fotografów o “artystycznych” ambicjach i to właśnie ich prace są teraz znane, komentowane i przywoływane w kontekście terminu “fotografii industrialnej". To gruba niesprawiedliwość! W czasach, gdy amerykańska i europejska fotografia z trudem uwalniała się od wpływów dziewiętnastowiecznego malarstwa (z nieszczęsnym postimpresjonizmem na czele), na północy USA, w okolicach dopiero, co założonego przemysłowego miasta w pobliżu jeziora Michigan, powstawały zdjęcia, które nawet dzisiaj mogą zaskoczyć trafnością i czystością fotograficznego spojrzenia, prostotą oraz logiką budowania kadrów.

Gary, Indiana, 19.10.1921

Niniejszy tekst jest referatem, który był wygłoszony podczas sesji naukowej w trakcie 5. Krakowskiej Dekady Fotografii (2007), obdarzonej programowym tytułem "Rzeczywistość a dokument". 

niedziela, 18 kwietnia 2010

Gary, Indiana, 1919

 
Strajk hutników U.S. Steel Corporation, Gary, Indiana, 1919

Carl Sandburg

BURMISTRZ MIASTA GARY

       Zapytałem burmistrza Gary o dwunastogodzinny dzień i siedmiodniowy tydzień pracy.
       I burmistrz Gary odpowiedział: więcej robotników w Gary kradnie czas pracy niż gdziekolwiek w Stanach Zjednoczonych.
       "Idź do fabryk, a zobaczysz ludzi, którzy siedzą bezczynnie - maszyna robi wszystko" - powiedział burmistrz Gary, gdy zapytałem go dwunastogodzinny dzień i siedmiodniowy tydzień pracy.
       A miał lekkie, kremowe spodnie ten burmistrz Gary i białe pantofle, i fryzjer właśnie umył mu włosy i ogolił go, i był swobodny i nieprzystępny, choć termometr wskazywał 96° i dzieci moczyły głowy w fontannach pieniących się na rogach ulic.
       I pożegnałem się z burmistrzem Gary, i wyszedłem z ratusza, i zawróciłem na główną ulicę.
       I zobaczyłem robotników w juchtowych butach wydętych od ognia i żużli i podziurawionych od płynnej stali.
       I niektórzy mieli od pracy góry mięśni na łopatkach jak żelazo, mięśnie ich bicepsów były blachą stalową i wyglądali mi na ludzi, którzy skądś szli.

przekład Michał Sprusiński, wiersz z tomu "DYM I STAL" (1920)

Mam duży sentyment do tego wiersza Carla Sandburga, mocno osadzonego w konkrecie. Miasto Gary w Indianie powstało na początku XX wieku wraz z potężnym kombinatem hutniczym, wybudowanym przez U.S Steel Corporation. Ten stalowy moloch, mający w momencie ukończenia czynnych 16 wielkich pieców, liczne stalownie, walcownie oraz zakład koksochemii, stał się potem wzorcem dla kombinatu w radzieckim Magnitogorsku, który znowuż nieco później i w wyraźnie mniejszej skali, skopiowano pod Krakowem i obdarzono patronem w postaci Włodzimierza Illicza Lenina.

Strajk hutników U.S. Steel Corporation, żołnierze z krabinem maszynowym na ulicy, Gary, Indiana, 1919

Huta w Gary i położone w jej bliskim sąsiedztwie miasto powstały z inicjatywy prezesa U.S. Steel Elberta Garego (który użyczył też swego nazwiska temu miejscu). W jego zamyśle Gary miało stać się też idealnym miastem robotniczym. Na terenie zakupionym przez korporację wytyczono działki, które miały być kupowane w systemie kredytowym przez robotników, a następnie zabudowywane. Ta paternalistyczna utopia (jak każda zresztą idea dotycząca powstania idealnej osady robotniczej) zaistniała w bardzo ograniczonym zakresie. Po fiasku pomysłu ze sprzedażą parcel budowlanych, U.S. Steel wybudowało osiedla domków jednorodzinnych, na które znowu stać było wyłącznie urzędników, brygadzistów i majstrów. Po prostu zwykli robotnicy kombinatu zarabiali zbyt mało, by spłacać raty, zresztą wielu z nich, a byli to głównie przybysze z Europy Wschodniej, przyjeżdżała tu wyłącznie po to, żeby się dorobić, więc interesował ich wynajem jak najtańszego lokum.

Strajk hutników U.S. Steel Corporation, tłum robotników przed bramą kombinatu, Gary, Indiana, 1919

Strajk w kombinacie w Gary (a także w innych ośrodkach przemysłu stalowego USA - szacuje się, że od 350.000 do 400.000 pracowników przerwało pracę), który rozpoczął się 22 września 1919 i trwał do 8 stycznia 1920, dla jego uczestników i związków zawodowych zakończył się kompletnym fiaskiem. 6 października 1919 oddziały wojskowe otoczyły Gary, a w mieście wprowadzono stan wyjątkowy. Wielu liderów związkowych i strajkujących robotników aresztowano, zaś w prasie (przychylnej korporacjom - co trochę widać na tych zdjęciach z archiwum Chicago Daily Tribune, będącego obecnie częścią kolekcji Biblioteki Kongresu USA) pojawiały się artykuły o „znalezionych” w mieszkaniach związkowców komunistycznych ulotkach. Koncerny dodatkowo wykorzystywały cynicznie antagonizmy rasowe, więc jako łamistrajków zatrudniano Afroamerykanów oraz amerykańskich Meksykan. Dwunastogodzinny dzień pracy w kombinacie zlikwidowano dopiero w 1923 roku, po interwencji prezydenta Warrena Gamaliela Hardinga.

Strajk hutników U.S. Steel Corporation, mały Billy Weber w mundurze w otoczeniu żołnierzy przysłanych na pacyfikację, Gary, Indiana, 1919

piątek, 16 kwietnia 2010

Brakujący element

Ciekawy i ważny w kontekście żałoby oraz mającej się odbyć w niedzielę w Krakowie ceremonii pogrzebowej, felieton Jana Sowy na stronie Ha!artu.

środa, 14 kwietnia 2010

Český Dřevák, Americký … ?


Český Dřevák

W ostatnią sobotę, jeszcze przed ogłoszeniem żałoby narodowej zdążyłem zobaczyć w Galerii Pustej Górnośląskiego Centrum Kultury w Katowicach wystawę pt. „Český Dřevák”. Tytuł wspomnianej ekspozycji (brzmiący w całości „Český Dřevák i jego gość”) pochodzi od założonej w Czechach grupy fotograficznej, której uczestnicy w swej pracy posługiwali się starymi aparatami wielkoformatowymi. Formację tą, działającą w latach 2000-2009 tworzyli: Petr Helbich, Karel Kuklík, Jan Reich(†), Jaroslav Beneš, Bohumír Prokůpek(†) i Tomáš Rasl (zaś polskim „gościem” katowickiej prezentacji jest Jakub Byrczek).

Prawdę mówiąc, pokazywane w Pustej zdjęcia mnie nie zaskoczyły. Prace członków Českého dřeváka pojawiały się często w ramach organizowanych cyklicznie przez Jakuba Byrczka „Kontaktów”, gdzie prezentowano wyłącznie (i zgodnie z nazwą) kontaktowe odbitki z wielkoformatowych negatywów. Sam proceder sporządzania jedynie stykowych kopii w przypadku współczesnych drobnoziarnistych klisz, które umożliwiają co najmniej dziesięciokrotne powiększenie bez spadku jakości obrazu, wydaje się być słabo uzasadniony (choć oczywiście ma on swoich zagorzałych zwolenników). Gorzej, że często taka strategia artystyczna pociąga za sobą wykonywanie zdjęć w manierze imitującej vintage prints. I nie idzie mi tu o zbiegi w rodzaju sepiowania odbitek, czy też np. pozostawiania negatywowej ramki, co o sam wybór fotograficznych motywów (wyglądających „archaicznie”) oraz sposobów ich prezentacji.


Jan Reich, z cyklu Bohemia

Pokazywane w Pustej prace uczestników grupy Český Dřevák, wyglądają trochę tak, jak wyobrażałby sobie fotografowanie hipotetyczny asystent Jozefa Sudka (Petr Helbich był zresztą autentycznym pomocnikiem słynnego fotografa), wielbiący prace mistrza powstałe w latach 20. czy 30. XX wieku. W powyższy sposób możemy otrzymać jednak tylko jakiś rodzaj imitacji oryginałów. Dodatkowo, gdy przeglądniemy albumy Sudka: „Fotografie” (1956), „Praha Panoramaticka” (1959), czy wydaną pośmiertnie książkę „Smutná krajina” (2004), widać wyraźnie jak zmieniał się sposób pracy czeskiego fotografa i jak - w sumie eklektyczna - była stylistyka jego zdjęć. Patrząc na panoramy z Pragi, czy też te z industrialnych terenów w okolicach miasta Most na Morawach, które wykonywane były archaicznym aparatem Kodak no 4. z początku XX stulecia, jak gdyby w kontraście do wieku kamery - sposób kadrowania, czy też sam wybór fotografowanych motywów jest tutaj całkowicie współczesny/nowoczesny (w każdym razie, nadal po 59 latach od publikacji w wydawnictwie Státní nakladatelství krásné literatury a umění, sprawia takie wrażenie).

Josef Sudek Dejvická periferie (1949)

Josef Sudek Mizejici svĕt (1949)

Przy okazji posta o cyklu „Breach” Richarda Mosse’a, dostałem maila* z linkiem do strony http://www.shorpy.com/, gdzie oglądnąć można sporo zdjęć wykonanych w Stanach Zjednoczonych mniej więcej 150-100-50 lat temu. Wspomniany portal swą nazwę zawdzięcza nazwisku młodocianego górnika Shorpy Higginbothama, fotografowanego w 1910 roku przez Lewisa Wickesa Hine’a na użytek National Child Labor Committee, zaś prezentowane na jego stronie zdjęcia pochodzą z zasobów Biblioteki Kongresu USA. Administrator tej strony ma jednak niezłą rękę do wyboru fotografii, tak więc bez potrzeby przebijania się przez z setki takich sobie kadrów (mających oczywiście swoją wartość archiwalną), jakie zgromadzone są we wspomnianej wcześniej kolekcji, raz po raz trafiamy na olśniewające obrazy. Znakomita większość prezentowanych tutaj zdjęć wykonana została na szklanych negatywach w formacie 8x10”, przy pomocy miechowych kamer, przypominających zapewne do złudzenia te, którymi posługiwali się członkowie grupy Český Dřevák.

Baltimore circa 1903. "Baltimore from Federal Hill."

 New York circa 1900. "The Bowery near Grand Street."
 Chicago, September 1, 1900. '"Wabash Avenue north from Adams Street, Chicago."

Jednakże różnica w rozumieniu fotograficznego obrazu jest tutaj kolosalna. Oczywiście, te amerykańskie zdjęcia sprzed 100 lat, które do Biblioteki Kongresu dostały się za pośrednictwem archiwum Detroit Publishing Company, w przeciwieństwie do prac Czechów, sporządzane były zapewne ze stricte komercyjnym zamysłem. Patrząc na nie współcześnie, mając w pamięci dodatkowo dokonania uczestników wystawy „New Topographics: Photographs of a Man-Altered Landscape” lub twórców oraz uczniów „szkoły düsseldorfskiej”, obrazy te zaskakują swoim „innowacyjnym” potencjałem (zaś w samym dokumentalnym podejściu, wydają się być znacznie bardziej radykalne, niż modernistyczne fotografia z lat 20. i 30. XX wielu). W przypadku miejskich pejzaży, dużo jest ujęć wykonywanych z „perspektywy powietrznej” (oczywiście rozumianej współcześnie), więc kiedy oglądam te stuletnie cityscapes z Bostonu, Chicago lub Nowego Jorku, przed oczami staje mi niedawny seria Johna Daviesa zatytułowana „Metropoli Project”, gdzie zobaczyć możemy aktualny miejski krajobraz brytyjskich miast, obserwowany z podobnej wysokości. W takim kontekście, ewolucja fotograficznego dokumentu o artystycznym charakterze (nazwijmy go „nowym dokumentem”), wydaje się być konsekwentna i logiczna, czy też można by wręcz mówić o pewnego rodzaju powrocie do źródeł.

John Davies Waterloo Bridge, London, 2001

John Davies Edgeware Rd., London, 2001

Te amerykańskie fotografie sprzed 100 lat mają jakąś hipnotyczną moc przyciągania. Oczywiście wstępny rozmiar negatywu o wielkości 8x10” robi tu swoje, szczegóły są nad wyraz ostre, a skala tonalna zawiera większość odcieni szarości (możemy powiększyć taki plik np. w photoshopie i zaglądać do poszczególnych okien kamienicy na zdjęciu – a to wszystko dzięki cyfrowej technice skanu). Eugène Atget, fotografujący Paryż w podobnym czasie, posługiwał się kamerą na klisze 18x24cm, ale w jego przypadku, gdzie mamy do czynienia z równie bezpośrednim podejściem do tematu, wrażenie jest jednak inne. I nie chodzi tu o kwestię perspektywy - Atget kadruje z poziomu paryskiej ulicy, shiftując przy tym mocno, aż w górnej rogach obrazu pojawia się półkolista winieta - co raczej (tu stawiam roboczą hipotezę) o… wiek fotografowanych motywów. Na zdjęciach Atgeta dotykamy historii obecnej w ich jak najbardziej współczesnym kształcie. W przypadku fotografii z Nowego Świata, niemal wszystko, co zarejestrowała światłoczuła emulsja szklanych negatywów 8x10”, jest absolutnie nowe (i po latach ciągle posiada moc przyciągającej uwagę „nowości”).

Eugène Atget Rue de Valence

Ponieważ pisanie niniejszego posta, zacząłem od wystawy grupy Český Dřevák w Galerii Pustej w katowickim GCK-u, powróćmy na koniec do prac Czechów. W przypadku ich fotografii, gdzie zwykle wybierane są motywy o staroświeckim wyglądzie, per analogiam do Eugène Atgeta, też właściwie powinno się mieć do czynienia ze wspomnianym wcześniej „dotknięciem” historii. Tak się jednak nie dzieje. Wydaje mi się (stawiam tutaj drugą roboczą hipotezę), że winę za to ponosi nadmiar stylizacji na stare zdjęcia, co zagłusza całą historię obecną choćby w kształcie wybranego motywu, zamykając ją jednocześnie w bezpiecznej konwencji vintage printu.

* Podziękowanie dla Roberta Jopa

wtorek, 13 kwietnia 2010

Polityka grobów

Jeszcze trwa żałoba narodowa, a już zaczyna się jakże polska wojna trumienno-grobowcowa - pisze Adam Szostkiewicz w ciekawym komentarzu na portalu tygodnika Polityka.

sobota, 10 kwietnia 2010

KATASTROFA SAMOLOTU

Tu 154M wiozący prezydenta Lecha Kaczyńskiego wraz z małżonką oraz przedstawicieli najważniejszych instytucji państwowych, wojskowych, posłów i senatorów, dostojników kościelnych, kombatantów, członków rodzin katyńskich, ok. godz. 8.56 rano, rozbił się na lotnisku wojskowym Siewiernyj pod Smoleńskiem. Nikt z 96 osób obecnych na pokładzie nie przeżył wypadku.

piątek, 9 kwietnia 2010

Wyłom

 
Richard Mosse Al-Faw Palace, Camp Victory, Baghdad, Iraq 2009

Znajomy z Kopenhagi przypomniał mi ostatnio o istnieniu Richarda Mosse’a, wysyłając linka do jego strony, a ja przy tej okazji przypomniałem sobie, że już jakiś czas temu miałem zamiar poświęcić mu posta. Na zdjęcia irlandzkiego fotografa trafiłem poprzez blog Tima Athertona, gdzie zawsze można znaleźć ciekawy wpis dotyczący współczesnej fotografii. W przypadku Mosse’a i jego cyklu „Breach”, poświęconego pałacom Sadama Husseina, autor MUSE-INGS wspominał o tym, że seria ta została wykonana kamerą Phillips 8x10 Explorer, którą mu kilka lat wcześniej sprzedał.

Richard Mosse Saddam's heads, taken from the roof of the Republican Guard Palace, Baghdad, Iraq 2009

Wspomniany cykl Richarda Mosse’a to faktycznie pewnego rodzaju wyłom w sposobie pokazywania obecności amerykańskich wojsk w Iraku. Pomyślmy, jak do tego zabrał by się typowy fotoreporter, pracujący dla agencji prasowej? Nie trudno to sobie wyobrazić, uzbrojony w szerokokątne zoomy i baterię fleszy, natrzaskałby nam kadrów z przewaloną perspektywą, walącymi się pionami i papierową głębią ostrości. Z dużym prawdopodobieństwem można też założyć, że to właśnie sposób wykonywania reporterskiego zadania, zdominowałby przekaz wizualny, stając się niejako głównym tematem fotoreportażu. Zresztą po co gdybać, wystarczy przeglądnąć zdjęcia agencyjne…
   
Richard Mosse Interior of Birthday Palace, Tikrit, Iraq 2009

Tymczasem Mosse, wybierając kamerę 8x10”, która narzuca pewien bardziej statyczny sposób pracy (uniemożliwiający „strzelanie” serii zdjęć bez opamiętania), podczas powolnej procedury ustawiania kadrów, dostrzegł więcej znaczących elementów w ich obrębie, niż ma to zwykle miejsce w przypadku tzw. „fotopstryków”. Oczywiście, sam sposób pracy aparatem wielkoformatowym nie jest żadną gwarancją sukcesu. Niezbędna jest wrażliwość wizualna, owocująca atrakcyjną kompozycją rejestrowanych obrazów oraz… inteligencja – w przypadku wyboru tematu cyklu, układu zdjęć i sposobu jego prezentacji odbiorcom. Jak się czytelnik tego wpisu słusznie domyśla, obu wspomnianych cech, autorowi „Breach” nie brakuje (o czym przekonać się też można podczas lektury wywiadu, zamieszczonego na BLDG BLOG).

Richard Mosse Birthday Palace Interior, Tikrit, Iraq 2009

Oglądając kilkakrotnie serię Mosse’a, zwróciłem uwagę na widoczny w tych kadrach aspekt – nazwijmy go tak – imperialnego neokolonializmu w wydaniu administracji USA (z czasów prezydentury George'a W. Buscha). Przestrzeń pałaców Saddama Huseina, budowanych w każdym większym mieście Iraku, podczas jego dyktatury, zawłaszczona jest tutaj przez przedmioty należące do okupanta, które rozlokowano w tych budynkach ze sporą dozą nonszalancji (typowej dla zwycięzcy). Według słów autora omawianego cyklu, amerykańskie wojska wykazywały swoistą predylekcję do umieszczania swoich baz czy też posterunków, właśnie w rezydencjach ex-dyktatora.

Richard Mosse Al Faw Palace, Camp Victory, Iraq 2009 

wtorek, 6 kwietnia 2010

Stary Chorzów, elektrownia


Stary Chorzów, elektrownia, 08.03.2001

Którą definitywnie rozebrano kilka lat temu.
I tych domów stojących przed nią też od dawna już nie ma.
Nie wiem, czy istnieje jeszcze budynek, z którego wykonałem tą fotografię?
O ile mnie pamięć nie myli, była to oficyna czteropiętrowej kamienicy, stojącej na początku pl. św. Jana, gdzie dalej w kierunku kościoła bożogrobców, można napotkać  ustawione szczytowo (względem placu), chłopskie zagrody o chyba osiemnastowiecznym jeszcze rodowodzie.
Po skrzypiących drewnianych schodach wszedłem na ostatnią kondygnację zdezelowanego budynku, otwarłem malutkie okno na półpiętrze (na całe szczęście nie było zabite gwoździami), wychyliłem się i kiedy naciskałem spust migawki, z gołębnika widocznego w dole na pierwszym planie, wzbiło się w górę kilka ptaków.
Jak policzyłem właśnie, minęło 3315 dni od tamtej krótkiej chwili.

piątek, 2 kwietnia 2010

The Big Picture


Łaszczów, bejt ba-midrasz  09.01.2008

Brytyjski magazyn filmowy The Big Picture zamieścił w swoim najnowszym wydaniu materiał o projekcie „Niewinne oko nie istnieje” oraz wywiad z autorem przeprowadzony przez Gabriela Salomona. Po 1945 roku wiele polskich synagog przebudowano na sale kinowe. Pytania zadawane przez redaktora The Big Picture dotyczą tych, mniej lub bardziej drastycznych ingerencji w kształt dawnych obiektów kultowych judaizmu, oczywiście w planie szerszym, niż... powojenna kinematografia. Zresztą, w porównaniu do adaptacji na remizy straży pożarnej, garaże, warsztaty, manufaktury lub magazyny gminnych spółdzielni, były to i tak stosunkowo mało inwazyjne przeróbki (chociaż np. przy przebudowie synagogi w Opocznie w 1958, bez specjalnych skrupułów zburzono ocalałą bimę). Magazyn The Big Picture, March/April 2010 w postaci PDF-a można ściągnąć tutaj.

Opoczno, synagoga  18.08.2007