poniedziałek, 8 lutego 2010

Nostalgicznie

Ktoś wystawił niedawno na Allegro takie cudo i nie sprzedał. Calumet 8x10”.


W zestawie obiektyw Schneider-Kreuznach Symmar 360/6,8, 3 podwójne kasety (jedna częściowo uszkodzona, więc jak gdyby dwie i pół) i jeszcze przeterminowane szitki (tu szczegółowe wymienianie proponowanego zestawu sobie daruję).
No cóż, szkoda. Odpuściłem sobie.
Szkoda, że tu-to Polska. Że i tak nikt by nie docenił faktu używania takiej maszyny. W tym kraju to rzucanie pereł przed wieprze (bez aluzji do pewnego prawicowego zespołu muzycznego, który udaje underground).
Oczywiście to żaden argument, bo trzeba robić swoje, co też w miarę konsekwentnie czynię i dlatego kupiłem rok temu Cambo Legend 4x5” :)
Szkoda, że cyfra nas dominuje, czy już zdominowała?
Polska, kiedyś fotograficzne królestwo małego obrazka, a obecnie kiepskiej cyfry i photoshopa (z HDRem na pierwszej linii frontu).
I jeszcze Kodak jest na skraju bankructwa, a tylko oni robią nadal pełny zestaw kolorowych negatywów w interesujących nas rozmiarach. Nawet nie miałbym jak wywołać takiej kliszy (trzeba by nabyć specjalny koreks, czy Jobo jeszcze je produkuje?). No i koszty. Jedna szitka to… Policzmy. W nowojorskim sklepie B&H pudełko 10 szt. błon Portra 160 NC kosztuje 79,95. Przy obecnym kursie USD, daje to 2,99 x 79,95 = 239,05 PLN. Czyli jedna shitka kosztuje 24 PLN (ale w B&H). W Europie trzeba doliczyć jakieś 30%, co daje 32 PLN. Do tego wołanie. Powiedzmy, że 5-6 PLN. Czyli mamy już 38 PLN za jeden strzał. Teraz postprocesing. Powiedzmy, że zeskanuję sam taką kliszę na Epsonie V700, ale muszę mieć tuż dobrze wypasiony komputer, żeby łyknął surowy plik do obróbki.
Zrobić kontynuację „Życia po życiu” taką maszyną…
Rok temu w Berlinie podczas wystawy Deutsche Börse Prize oglądałem zdjęcia Joela Sternfelda (z cyklu American Prospects), który pracuje w formacie 8x10 cala. Odbitki miały rozmiar 107x132 (czyli pi razy drzwi było to pięciokrotne powiększenie) i biły po oczach gęstością fotograficznego obrazu.