niedziela, 16 maja 2010

Melodie dwóch pieśni (a najlepiej wielu)


Dwie książki wydane przez Fundację Sztuk Wizualnych przy okazji, organizowanego przez tą instytucję Miesiąca Fotografii w Krakowie:
- „Maszyny. 'Samy' z Podhala” Łukasza Skąpskiego
- „Melodia dwóch pieśni” Marka Powera
Na obie czekałem. I pierwsza mnie nie zawiodła (obawiałem się efektu przeciwnego), druga natomiast, zawierająca piękne zdjęcia z polskich peryferii, rozczarowała…


Bo w tych fotografiach w ogóle (lub prawie wcale) nie dochodzi do głosu „treść” jaką potencjalnie ewokować mogą wybrane przez Powera miejsca (skądinąd ma on widoczną predylekcję do motywów z natury „niemych”). Nie dziwiłbym się wcale, gdyby projekt ten był efektem jednego lub dwu, czy trzech, wyjazdów do Polski, ale autor albumu „Melodia dwóch pieśni” realizował go przez pięć lat (2004-2009 i takich podróży odbył podobno piętnaście). W jego albumie o Polsce np., co - mimo, że jestem zdeklarowanym ateistą - mocno mnie zaskoczyło, nie ma ani jednego kościoła, a więc, tych wszystkich świątyń, nawiązujących swą architekturą, do formy łodzi/barki, rozdeptanego pudła po butach, czy (najczęściej) pamiatnika gierojam kosmosa z wystawy osiągnięć ZSRR, czy (prawie w ogóle) symboli religii rzymsko-katolickiej, tak nachalnie obecnych na każdym kroku i w każdym miejscu (szczególnie na peryferiach właśnie).

Mark Power, z cyklu Melodia dwóch pieśni, Warszawa 04.2005

Ktoś mógłby tutaj zauważyć, że nikt tak jeszcze tego kraju nie sfotografował (również – tak perfekcyjnie od strony warsztatowej) i będzie miał całkowitą słuszność. Zdjęcia Marka Pawera poruszają swym wizualnym kształtem, ale niestety jest to widzenie „powierzchniowe” (tak zresztą określa je w swym posłowiu Gerry Bader, chociaż z nieco inną intencją), uchylające się od podjęcia jakiegokolwiek ważnego tematu. A ten kawałek ziemi, w ogóle dotyczy to każdego kraju, ma za sobą czas bardzo trudnej i skomplikowanej historii, co jednak „widać” na każdym niemal kroku… (oczywiście, jeżeli chce się spojrzeć). Że warto taką tematykę podejmować i eksplorować – to postulat skierowany nie do Powera, lecz raczej do rodzimych autorów – świadczy chociażby reinkarnacja romantycznych (i upiornych zarazem) mitów nacjonalistycznych, która nastąpiła po katastrofie prezydenckiego Tu 154M pod Smoleńskiem.

Mark Power, z cyklu Melodia dwóch pieśni, Dęblin 04.2005

W pewnym sensie wiedza brytyjskiego fotografa o Polsce ogranicza się do symbolicznych okolic Jana Pawła II i Lecha Wałęsy oraz Zagłady (ma się rozumieć, nie ma tu portretów wspomnianych osób, lecz jest np. zdjęcie robotnika z upadającej Stoczni Gdańskiej lub inne, przedstawiające tłum oglądający na mega-telebimie relację z pogrzebu  papieża). Jak sam wyznał podczas autorskiego spotkania w Krakowie, tematyki holocaustu dotykać ma sekwencja trzech zdjęć: pierwsze – pokazuje rury składowane w betonowym pomieszczeniu, drugie – mężczyznę spoglądającego zza szyby mieszkania na parterze oficyny w krakowskiej kamienicy, trzecie – gablotę z tableau ułożonego z legitymacyjnych fotografii, po prostu reklamę jakiegoś zakładu usługowego. Z kolei wpomniany już Gerry Badger (autor tekstu „Fizjonomia narodu. Anatomia projektu fotograficznego”) z zagładą polskich Żydów łączy „symboliczne” dla niego zdjęcie, przedstawiające ogrodniczą szklarnię, otoczoną przez ogrodzenie z siatki i drutu kolczastego. No cóż, wypada mu złożyć niniejszym gratulacje, za wybitne osiągnięcia w kategoriach: czarnego humoru i wyczucia taktu… Tymczasem jeśli idzie o same miejsca związane z eksterminacją, to jest ich w kraju nad Wisłą mnóstwo, a od strony czysto wizualnej, ciągle posiadają one zupełnie naturalny potencjał „symboliczny” i nie myślę w tym miejscu bynajmniej o obozie w Auschwitz, Birkenau lub Majdanku (których druty kolczaste i strażnicze wieżyczki, rodzimi z kolei artyści tak lubią fotografować pod wschodzące lub zachodzące słońce).

Mark Power, z cyklu Melodia dwóch pieśni, Stężyca 04.2005

Power w ogóle ma predylekcję do fotografowania peryferii, jak zresztą powiedział podczas wspomnianego spotkania w Krakowie, jednak oglądnąwszy np. jego projekt pt. „20 Different Endings” nie trudno się przekonać, że te angielskie, podlondyńskie, nie różnią się specjalnie swym charakterem od rodzimych (lub może w podobny, bliźniaczy niemal sposób są widzowi prezentowane? - swój polski projekt, Power rozpoczął bezpośrednio po zakończeniu pracy nad  „20 Different Endings”). Formuła „fotografii drogi”, którą posłużył się w przypadku realizacji „Melodii dwóch pieśni”, wypracowana przez Stephena Shore’a w „Uncommon Places” i tak ładnie rozwinięta przez Aleca Sotcha w projekcie „Sleeping by the Mississipi”, a potem i w międzyczasie powielana niemal hurtowo przez fotografów posługujących się kamerami wielkoformatowymi, nie musi się sprawdzać w każdych warunkach topograficznych. Formułując powyższe zastrzeżenia, cały czas nie kwestionuję czysto wizualnych walorów fotografii Marka Powera, te są niezaprzeczalne. 

Łukasz Skąpski, z cyklu Maszyny

Skąpski natomiast nie jest fotografem (sam tak siebie nie określa), jest artystą wizualnym posługującym się sporadycznie fotograficznym medium, który bez kompleksów postanowił zrobić zdjęcia ciągnikom-samoróbkom, jakie ciągle można spotkać na Podhalu na przykład. Jego „maszyny” ujęte w portretowej pozie 3/4 z konstruktorami (lub użytkownikami) za kierownicą, robią wrażenie! To rodzaj bardzo przewrotnej typologii, podważającej (oczywiście za sprawą inwencji twórców tych urządzeń) przekonanie o zunifikowanym charakterze produkcji przemysłowej. Jednocześnie jest to ważny zapis z Polski, który chociaż konkretnie dotyczy wykonanych samodzielnie traktorów, sporo mówi np. o – i historii tego miejsca, i o lokalnych ekonomicznych uwarunkowaniach, pozostając jednocześnie projektem o „uniwersalnym” przesłaniu, dokumentującym – by tak to nazwać - pewien aspekt „ludowej” wynalazczości i par excellence autentycznej „twórczości” (opatrzonej przymiotnikiem „ludowa”).

Łukasz Skapski z cyklu Maszyny

Właściciel: Władysław Bobak, Sierockie
Konstruktor: Pokusa, Czerwienne
Rodzaj maszyny: mały ciągnik
Rok produkcji: 1965
Moc silnika: x
Prędkość maks. km/h: 20
Ładunek maksymalny (t): 2
Rama: robiona
Mosty: żuk
Skrzynia biegów: lublin
Reduktor: lublin
Liczba napędów: 2x4 
Osprzęt: kara, kosiarka, obracarka
Inne: hamulce mech.
Zastosowanie: prace polowe, leśne
Uwagi: kupiony

Podczas promocyjnego spotkania z Łukaszem Skąpskim w spółdzielni Goldex-Poldex, prowadzący je Dominik Kuryłek, skierował do niego następujące pytanie (które streszczam z pamięci, starając się oddać jego sens): „Twój projekt jest przedsięwzięciem dokumentalnym, ale też jest odbierany jako działanie antropologa, albo etnografa, jednocześnie seria dotyka też historii Polski z czasów PRL-u oraz ekonomii, w której z tych ról się odnajdujesz?” Sam artysta nie bardzo miał ochotę się zdeklarować w tym względzie, mnie natomiast zadziwiło, że moderator nie wpadł na ten prosty pomysł, że w fotograficznym projekcie dokumentalnym można czytać zdjęcia właśnie „wielowarstwowo” i że taka też może być np. intencja autora „Maszyn” (i mam dogłębne przekonanie, że tak właśnie w jego przypadku sprawa się przedstawia! – a więc jest rodzaj melodii w skład której wchodzi wiele pieśni…). Dodatkowo, sfotografowane przez Skąpskiego pojazdy rolnicze, ich użytkownicy, wreszcie elementy z jakich zostały złożone, nie są anonimowe – każde zdjęcie tutaj opatrzone jest szczegółowym komentarzem (niejako w przeciwieństwie do wymowy zdjęć Marka Powera, który choć datuje i opisuje miejsca wykonania swoich kadrów – nie wchodzi jednak w tych deskrypcjach w zbytnią szczegółowość).

Łukasz Skąpski, z cyklu Maszyny II

Uff! Siedem akapitów, nieco ponad 7.000 znaków (ze spacjami) o dwóch fotograficznych projektach dokumentalnych, w tym o jednym mających charakter typologii maszyn rolniczych I ANI SŁOWA O BERNDCIE I HILLI BECHERACH!