niedziela, 17 października 2010

Zabrze-Poremba, ul. Wolności


23.12.2004

Janosch „Cholonek albo dobry pan Bóg z gliny”, str. 91-92:

       Kiedyś zdarzyła się i taka rzecz! Niejaki Dziuba, który pracował na kopalni „Delbrück”, przyszedł w środę z roboty, mając w teczce trochę dynamitu i lont. Chciał wysadzić chlewik, bo blaszane pokrycie zeżarła rdza, a drzewo zaczęło gnić. Filary też już były niewiele warte. Chciał więc sprzątnąć ruderę i nowy chlewik postawić, a filary u dołu wyterować, żeby się historia nie powtórzyła znowu. Po drodze zboczył na chwilę do Kapicy, by przepłukać gardło, bo już go bardzo w nim drapało. I jak to zwykle bywa, przy szynkwasie stał Zdrusz z ulicy Hałd, który dawno Dziuby nie widział i postawił mu jednego. Wtem przychodzi Sikora, wychyla jednego i powiada: - No, kamraty, niedługo Wielkanoc, stawiam kolejkę. Kapica, pieronie, obsłuż nas, ja dziś płacę!
       Dziuba nie chciał być gorszy, też postawił kolejkę. Potem Zdrusz nie chciał być dłużny Sikorze, bo miał już z nim parę razy ostudę, więc też postawił kolejkę.
       Sikora zrewanżował się jeszcze jedną kolejką, aż Dziuba (Nazwisko się zgadza, choć był w Porębie jeszcze jeden Dziuba. Ale ten nie miał nic a nic wspólnego z opisanym tu wydarzeniem!) wpadł w odpowiedni nastrój. Nabrał chęci do figlów, bo wesoły z niego był człowiek. - Dejcie pozór, bo ja teraz coś zrobię - powiedział. - Wejdę w trzewikach na stół. Trzeba tylko pilnować, żeby Kapica był w tym czasie w kuchni, bo on ma jakiś dziwny stosunek do swoich mebli. Potem przyjdzie Zdrusz, weźmie ten lont i zapali pod stołem moją teczkę z dynamitem. Ja się nic nie boję! Będę stał na górze tak długo, dopóki nie huknie. Zakład! O butelkę tyskiego?
       Założyli się i dorzucili jeszcze jedną flaszkę piwa. Było ich w knajpie pięciu; jeden, to znaczy Stypa, nie założył się, bo nie chciał być stratny. Powiedział: - Nie będę się zakładał z tym pieronem! Znam gizda, on to już częściej robił. Robi wos za błozna.
       Kiedy mężczyźni się upiją, rzucają pieniędzmi, jakby zdobyli główną wygraną. Zrobili więc swoje. Odczekali, aż Kapica poszedł się odlać. Dziuba podłożył sobie na stole gazetę pod podeszwy i rzekł: - Nie chcę Kapicy zbrudzić stołu. Albo najlepiej ściągnę od razu trzewiki, gdyby miał nadejść. Dziś rano założyłem czyste skarpetki. - Nim Kapica wrócił, drusz szybko podpalił pod stołem krótki lont, by nikt nie mógł przeszkodzić, potem wszyscy schowali się na podwórzu. Sikora zapomniał zabrać czapki i stracił ją. Na szczęście nikt więcej w tej budzie nie mieszkał, a Kapicowa była w kościele, by umaić ołtarz na św. Józefa. I tu widać naocznie, jak Pan Bóg potrafi uchronić człowieka, który raz poza kolejką udał się do kościoła w celach zdobniczych, bo gdyby została w domu, byłby z nią koniec. Z kuchni odnaleziono tylko garnki i ruszt z kuchennego pieca. Klozet znajdował się za cementowym murem, tak że Kapica oberwał jeno odłamkiem w łopatkę. Otworzył potem nowy szynk na ulicy Piaskowej. Dobrze się też stało, że Zdrusz pomyślał o tym, aby najpierw odstawić na bok rower Dziuby. Dziubie bowiem najbardziej zależało na rowerze. Kapica zresztą zyskał na tej przeprowadzce, bo pijacy z ulicy Piaskowej i ci dawniejsi dołączyli do nowych klientów.

03.10.2005