środa, 20 października 2010

Świętochłowice, ulica Rzeczna


Rzeczna w stronę Bytomskiej, 07.01.2005

Na Rzeczą po raz pierwszy trafiłem wczesną wiosną 2001 i od razu załapałem się na specyfikę tego miejsca. I zgodnie z nazwą, faktycznie płynie tu rzeka (rzeczka?), tyle że na tyłach posesji i w korycie zasłoniętym betonowymi płytami. I dopiero teraz postanowiłem zidentyfikować ten ciek wodny, a z poszukiwań przy pomocy maps.google.com wyszło mi, że… jest to rzeka Rawa, płynąca potem (i zwykle cuchnąca) przez środek Katowic. 
Wróćmy jednak do ulicy Rzecznej, ten fragment Świętochłowic wydał mi się wtedy kompletnie archaiczny w swym wyglądzie i gdyby nie współczesne (w miarę) pudła samochodów, przymocowane do domów uliczne lampy, można by pomyśleć, że modernizacyjne zmiany lat 90. i te z pierwszej dekady nowego wieku, całkowicie wspomniany teren ominęły. Tymczasem jednak zmiany - niekoniecznie stricte „modernizacyjne” - następują cały czas i kiedy rok temu mniej więcej byłem w Świętochłowicach, zobaczyłem na Rzecznej (patrząc w kierunku ulicy Bytomskiej) ogrodzenie z drucianej siatki, otaczające domy widoczne w jej perspektywicznym zbiegu, gdzie potem następuje załamanie pod kątem prostym w lewo, a chwilę później w prawo. Wspomniane budynki miały już zamurowane pustakami okna, co nie wróży im zbyt długiego żywota.
Robiąc przed pięcioma laty zdjęcia, zarejestrowane na Rzecznej kadry, nie wiedzieć czemu pominąłem. I tu kłania się kwestia świadomości, o której jakiś czas temu pisałem, bo gdybym wiedział to, co „wiem teraz, można by pociągnąć realizowany wtedy zapis w zupełnie innym kierunku… I np. doprowadzić go do finalnej wystawy oraz publikacji. Studiuję ostatnio zarejestrowany wtedy materiał i wiele miejsc nie daje mi spokoju… Ale nie jest to jeszcze 100% motywacja, żeby wrócić tam z kamerą.


Rzeczna w stronę Pocztowej, 07.01.2005

Ponieważ poprzednim akapicie otarłem się nieco o sprawy dotyczące rzeczy ostatecznych i nieuniknionych, a także w kontekście tragicznych wydarzeń z wczoraj, których w sumie można się było spodziewać (jakąś zapowiedzią były tutaj niedawne marsze z pochodniami), przyszedł mi do głowy, przeczytany niedawno od deski do deski „Cholonek”, a konkretnie to fragment ze strony 142:

       Ciupkowa poszła kiedyś do farorza Banika, by go zapytać o różne sprawy, bo miała syna na froncie. Musi tam przecież zabijać, a w ogóle to w tym jednym przykazaniu nie powiedziano nawet, czy zabijanie dopuszczalne jest u człowieka czy również u zwierząt.
       Całkiem się w tym wszystkim zgubiła.
       - Widzicie, pani Ciupka - powiedział farorz Banik - w Biblii jest pewna przypowieść.
Uczniowie pytają tam Jezusa o coś, a on odpowiada: Dajcie cesarzowi co cesarskie, a Bogu co boskie. Cesarz to państwo, a jeśli państwo powiada: Zabijajcie, bo jest wojna! to idźcie za cesarzem, mówi Chrystus. Papież nasz, pani Ciupka, jest namiestnikiem Boga na ziemi. Gdyby zabijanie na wojnie nie było dozwolone, nasz papież wydałby już dawno orędzie, pani Ciupka. Przestańcie się tym dręczyć! Wszystko dzieje się na oczach Pana, albowiem nie spadnie z dachu żaden wróbel, jeśli Pan Bóg nie będzie tego chciał. Są tam przecież nasi kapelani polowi.
       - A Żydzi, księże proboszczu? U nas w domu jest jeden, co gada, że tam w obozie zabijają ich setkami. Czy to też jest wojna?
       - Wojna jest wojną, pani Ciupka, a i tutaj Stolica Apostolska niczego nie ogłosiła.
Widzicie, pani Ciupka, kiedy Żydzi przybili Chrystusa do krzyża, powiedział: Krew na was i na dzieci wasze! Gdyby Bóg tego nie chciał, to by do tego nie doszło. Przestańcie o tym myśleć, pani Ciupka! Pan Bóg wie, do czego dopuszcza, a gdybyście mieli znowu jakieś pytania, przyjdźcie z tym do mnie! Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, pani Ciupka...
       - Amen, księże proboszczu.