niedziela, 27 lutego 2011

Jelenia Góra, ul. Zamenhofa 1/3, jesień 1991




Tak mi się wydaje, że jesień, aczkolwiek nie jestem tego pewny na 100%.

Wpatrując na jedno ze zdjęć Wojciecha Zawadzkiego z jego cyklu „Moja Ameryka”, nagle zdałem sobie sprawę, że przecież… znam ten dom. Te charakterystyczne półkoliste bliźniacze bramy z okulusem i zwisającą nad nimi girlandą, stanowiącą stiukową oprawę okna na pierwszym piętrze, utrwaliły mi w pamięci, zwłaszcza, że prawie 20 lat temu (jak ten czas leci) je sfotografowałem. Pracowałem wtedy dla firmy, wykonującej remonty zabytkowych obiektów i właśnie gdzieś w okolicy, wynajmowała ona mieszkanie na pakamerę dla robotników. Przy okazji wspomnianej pracy, zjeździłem wówczas podjeleniogórskie okolice  i przy tej okazji dość dobrze je poznałem. I kiedy na wystawie „Fotografia ‘98”, organizowanej przez Fundację Tuleja, zobaczyłem zestaw zdjęć z „Mojej Ameryki” właśnie, bardzo się ucieszyłem, że ktoś podjął się fotografowania tamtych, fascynujących swym wyglądem terenów. Chociaż po czasie (i po zobaczeniu serii Zawadzkiego w Galerii B&B w Bielsku-Białej), mój entuzjazm osłabł i bynajmniej nie z powodu nieco innych preferencji wizualnych. Myślę teraz, że projektowi temu wyraźnie zabrakło „terytorialnego” rozmachu.

Wojciech Zawadzki, z cyklu Moja Ameryka (1997-2003), Jelenia Góra (ul. Zamenhofa)

11 komentarzy:

  1. Znając Wojtka (tak Wojtek Wojtkowi o Wojtku pisze) to jestem niemal pewny, że miał on ów "terytorialny" rozmach kompletnie gdzieś. Przyczyną tego braku rozmachu są nie tyle diametralnie różne pojęcia fotografii (różne względem Twoich, co eufemistycznie nazwałeś "różną preferencją"), że Wojtek niczego nie udowadnia. Oczywistym jest, że jak każdemu z nas - ludziom o nieprzeciętnej wrażliwości - zasycha w gardle na myśl i widok, do czego potrafimy doprowadzić swoją niedbałością (jako naród, to mnie dobiło 3 dni temu w Bystrzycy Kłodzkiej), jednak on nie komentuje bezpośrednio stanu faktycznego, lecz używa go w celu uzyskania konkretnej emocji. Oczywiście tak ja to widzę, ale mam pewne podstawy by uznać to za pewnik ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam tą teorię dotyczącą "emocji", ale to stanowczo za mało... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie nie do końca, bo istotą tych fotografii jest brak teorii ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie chciałbym mówić, co jest "istotą" tych fotografii...
    A teoria jest jeszcze z czasów ruchu ("ruchu"?)"fotografii elementarnej".

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że to kwestie po prostu różnych podejść, choćby względem rozumienia samego tego, czym jest owa "istota". To, co uprawia Zawadzki jest daleko sprzed urodzenia się teorii "fotografii elementarnej". Wokół niej samej rodzą się tylko albo mity, albo negowanie jej sensu, co jest chyba normalne, gdy ekipa rozpada się w nieprzyjaznych nastrojach. Niestety nie jestem na tyle biegły w teorii, by udowadniać wpływy między Lechem, Zawadzkim i Olkiem. Wiem natomiast, że sprawy zaczęły się komplikować w momencie właśnie rozumienia "istoty", bo jedni nie rozumieli, skąd na wystawie w Szczecinie był Komoto, a inni, skąd Eva Rubinstein. Stąd okazało się, że Olek został z elementaryzmem sam. Andrzej Lech wskazując na okładkę książki Galassiego, którą Ci poleciłem, stwierdził, że fotografia, a raczej widzenie elementarne, urodziło się trzy wieki przed samą fotografią. Tak jak nowy dokument mógł narodzić się o kilka dekad wcześniej przed New topographics - na obrazach Hoppera.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hopper w przypadku Nowych Topografów to chyba nienajlepszy adres...
    Oczywiście sam termin był rozumiany inaczej przez Jerzego Olka, nieco inaczej przez skłóconych wkrótce uczestników "ruchu", jeszcze inaczej przez komentatorów, np. w osobie Adama Soboty. Hasło jest fajne, wpada w pamięć, aczkolwiek "szkoła elementarna" (termin dziś już raczej mało używany), to placówka dydaktyczna o podstawowym zakresie kształcenia...
    Kwestia wyrażania emocji w/poprzez obrazie/obraz fotograficznym/fotograficzny, nie dotyczy wyłącznie elementaryzmu czy elementarystów i jest znacznie starszym pomysłem, jak najbardziej.
    W sprawie "zasięgu terytorialnego", oczywiście autor "może to mieć gdzieś", czemu nie, ja wolałbym zobaczyć dokumentalny zapis z Jeleniej Góry i okolic (właśnie okolic) w szerszym wymiarze, który np. "niczego nie udowadnia" ;) Ale go nie zobaczę, bo... patrz początek poprzedzającego zdania. Możnaby (hipotetycznie) zrobić z tego np. fajną publikację. Ale ponieważ mamy rok 2011, a więcej (zarejestrowanego materiału) po prostu nie ma, jest już - jak się to mówi - po ptokach... ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. No tak, ale teraz pozostaje kwestia, co dla kogo było istotne i gdzie jest punkt ważności - czy po stronie twórcy, czy odbiorcy. O ile w ogóle istnieje zasadność takiego podejścia, bo (zapewne) jest bezsensowne :) Za to jest jeszcze świetny moim zdaniem materiał Zawadzkiego (ale widziałem tylko oryginalne fotografie, nie znalazłem w sieci ni krzty). Wojtek przez jakiś czas (zapomniałem jaki, ale około dekadę temu) dokumentował rozpadający się przemysł wydobywczy Wałbrzycha. Robił to z fajnego miejsca, bo w obstawie SOKistów szedł torami okalającymi kotlinę. Kto jechał raz do Jeleniej Góry ten wie, że przez Wałbrzych jedzie się około 40 minut. Szkoda, że ten materiał ni jest nigdzie publikowany, bo o ile "Moja Ameryka" dla mnie jest super, to te industrialne rzeczy są wybitne. Oczywiście w moim rozumieniu.
    Co do Hoppera i New Topographics - może to nie jest to zasadne porównanie z punktu widzenia teoretyka. Ale na poziomie "emocjonalnym" - dla mnie trafione :)

    Pozdrawiam znowu z pełnego szpiegów kompa
    LA

    OdpowiedzUsuń
  8. W porządku, uwierzę jak zobaczę ;)
    Chyba Andrzej Ślusarczyk coś mi o tym mówił, no tak, ale ta rozmowa miała miejsce jakieś 8 lat temu...
    Nie wiem, co z jego albumem o Wałbrzychu? Miał być drukowany zeszłej jesieni w Fine Grain, ale czy został?. Jeżeli nie, to szkoda, bo to kapitalny materiał.

    Co do Hoppera, to jego obrazy oglądane na żywca nie mają nic (lub niewiele)z "fotograficznego" ujęcia/podejścia. Sam byłem tym zaskoczony, gdy zobaczyłem "Dom przy torach" czy "Stację benzynową".

    OdpowiedzUsuń
  9. Całkiem możliwe, ja te fotografie widziałem jako "jeszcze ciepłe" jakoś w maju 2003 roku. Pamiętam właśnie też, że jakoś wtedy (koniec 2003 albo początek 2004 - mam na półce, ale już o tej porze jestem niemal ociemniały i nie znajdę) przeczytałem w KF o Twojej wystawie i właśnie się zdziwiłem, że nie było tych zdjęć, tym bardziej, że miałeś tam tzw "ziomów", czyli Dubiela i Ślusarczyka.

    OdpowiedzUsuń
  10. Prawdę mówiąc, brałem pod uwagę wtedy zdjęcia Zawadzkiego, "Moją Amerykę" właśnie. Chyba nawet prosiłem Dubiela o namiary kontaktowe na autora, ale na tym wstępnym etapie pojawił się ze strony galerii (w osobie Jana Michalskiego) zdecydowany sprzeciw, a także argument czysto "ejdżystowski"... chociaż przecież Andrzej Ślusarczyk do "młodzieniaszków" się nie zaliczał ;) Nie upierałem się, chociaż patrząc na to wszystko z perspektywy czasu (już 8 lat), wolałbym "Moją Amerykę" od "kolejowego zestawu" śp. Piotra Szymona, skąd inąd świetnego fotografa i wspaniałego człowieka.

    OdpowiedzUsuń
  11. O rany,a właśnie kończy się remont trójki.Rzut na taśmę -klatka schodowa.A tutaj-rys historyczny,pozdrawiam-Zofia Kurowska(Wspólnota Zam 3)

    OdpowiedzUsuń

Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.