niedziela, 16 października 2011

STRUKTURA I ARCHITEKTURA revisited


Robiąc wczoraj zdjęcia na Śląsku, wygospodarowałem chwilę (akurat zaczęło wyłazić też wtedy zza chmur lampowate słońce), żeby zajrzeć do Muzeum Śląskiego w Katowicach i oglądnąć wystawę Thomasa Voßbecka pt. „Struktura i architektura”. O projekcie tym, tzn. o książce, która przy okazji rzeczonej prezentacji (pokazywanej najpierw w RFN) ujrzała światło dzienne, napisałem recenzję (entuzjastyczną!) dla kwartalnika Herito już wiosną tego roku, lecz jej druk został wstrzymany właśnie do otwarcia katowickiej wystawy. Oglądając ekspozycję w Muzeum Śląskim, dostrzegłem jednak, że pokazywane tam prace, różnią się nieco od albumowych reprodukcji… Po prostu w książce wszystkie te zdjęcia, maja konsekwentnie lekko obniżony kontrast i stłumione kolory, co brałem na krab, nie do końca słusznej artystycznej koncepcji, gdy tymczasem na ekspozycyjnych odbitkach, wszystko wygląda tak, jak PB przykazał w przypadku analogowej, wielkoformatowej fotografii. Zaskoczenie in plus. Drugie zaskoczenie to piękne zdjęcie (nie ma go w albumie niestety) wieży ciśnień w Szopienicach-Borkach, które przekonuje, że Thomas Voßbeck jest klasowym fotografem.
W muzealnym sklepiku, który znajduje się w budynku obok gmachu głównego tej instytucji, natknąłem się na katalog wystawy zdjęć Arkadiusza Goli, zatytułowanej „Stany graniczne”. Zacząłem przeglądać to wydawnictwo (niestety nie kupiłem tej książki, bo muzealne księgarnie w naszym kraju nie mają zwykle terminali do obsługi kart kredytowych, a sam musiałem już gnać dalej, bo akurat wróciły chmury) i podczas tej pośpiesznej lektury, pomyślałem sobie, że w sumie, ktoś z osób zajmujących się recenzowaniem fotograficznych albumów na tym terenie, powinien dokonać komparatystycznej krytyki obu wydawnictw. Po powrocie do domu, zgooglowałem nawet obie wystawy, ale na nic takiego (JAK SIĘ NALEŻAŁO TEGO SPODZIEWAĆ) się nie natknąłem, poza zdawkowymi anonsami, będącymi raczej reklamą obu ekspozycji, gdzie namiętnie odmieniano na wszystkie przypadki słowo „fotografik”… Tymczasem spraw jest istotna, ponieważ mamy tu do czynienie z dwoma diametralnie różniącymi się podejściami do górnośląskiej tematyki i warto byłoby się zastanowić, co z tego może wynikać?

Thomas Voßbeck, Koksownia „Jadwiga”, dawniej koksownia „Hedwigswunsch”, rozmrażanie węgla

30 komentarzy:

  1. Kurde, czyli kluczem do sławy jest analog? Najlepiej wielkoformatowy? Gdyby Vossbeck zrobił te zdjecia cyfrową lustrzanką, nawet profesjonalną, do duzych odbitek (czy wisiały tam większe odbitki niż 120 cm?), to by nic z tego nie wyszło? Ciekawym ile bym musiał zdjeć syfra naklepać, żebuy sobie zasułyć na wsytawę. I nie pisz, proszę, że to wyjątkowośc jego spojrzenia, bo zdjęcia jego są po prostu "normalne", może troszkę klimatyczne. Ale nie ma tam nic, czego by fotograf-amator nie mógł zrobić. Kurde, na czym polega ta wyjątkowość? Po prostu na użyciu analoga?

    OdpowiedzUsuń
  2. A widzisz, podoba mi się jednak to stwierdzenie - czy Vossbeck zaklina rzeczywistość, czy ją tylko dokumentuje? Pha!

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu musisz sobie kupić aparat, który robi "ładne zdjęcia" ;)

    Mówiąc poważnie, ponawiam propozycję, żebyś zrobił takie - jak piszesz - "normalne" zdjęcie. Wtedy pogadamy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale widzisz, czyli muszę mieć analoga, tak? Bo do elity nie wejdę? :O) "Normalne" zdjęcie z syfrowego lustrzaka się nie liczy?

    OdpowiedzUsuń
  5. Rodzaj nośnika zapisu ma tutaj drugorzędne znaczenie. Ważne jest co ma się w głowie, co oczywiście wpływa na kształt rejestrowanego obrazu. Każda z technik, analogowa czy cyfrowa, ma swoje plusy i minusy. "Normalne zdjęcie" (że powrócę do zastosowanej przez Ciebie nomenklatury) możesz spokojnie zrobić swoją cyfrą/syfrą.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wystawa zacna, szkoda że nie wybrano kilku innych ujęć (których w albumie jest sporo doskonałych) w zamian za kilka powtarzalnych.

    a przy okazji, jakie zdjęcia z Śląska się szykują po tej wyprawie? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wstrząsające raczej... ;))) Ale na razie za wcześnie o tym mówić.

    Dla mnie numerem jeden jest Wasserturm z Szopienic i szkoda, że nie ma tej fotografii w albumie. "Lokalny Artysta" podesłał mi też linka do fotografii elektrowni w pobliżu Oławy, co każe przypuszczać, że Vossbeck robi też jakiś projekt na Dolnym Śląsku. Fajnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Fakt, mogło być węcej zdjęć choćby zabudowań elektrowni, a te zapory wodne w takiej ilości to mz. straszna nuda. Ta wieża wodna ze zdjęcia Vossbecka to jest ta druga w Szpienicach - Borkach. Jest wyższa i ładniejsza architektonicznie od tej z Uthemanna, także zdecydowanie w lepszym stanie zachowana. Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie nie nie! Dementuje, to znalezione po prostu zdjęcie z wnętrza sali sterowania siłownią (nie znam nomenklatury), niemniej elektrownia Czechnica to piękny, modernistyczny moloch, więc jest szansa, że to wygląda podobnie. Niestety nie wiem co trzeba zrobić, żeby tam wejść i to sprawdzić. Samo pojawienie się w opbliżu wejścia z aparatem na szyi powoduje, że w koło szczekają psy na klatce piersiowej pojawiają się czerwone kropki laserowych celowników (coś jak w Predatorze). Przesłałem po prostu coś, co jest niemal identyczne właśnie w "mojej" elektrowni. Ale to chyba normlane, zapewne nie było za dużo firm, które produkowały takie urządzenia czy wykonywały kompletne instalacje.

    OdpowiedzUsuń
  10. Fifek, Ty się strasznie męczysz tym sprzętem. To nie ma znaczenia do momentu, kiedy masz jakies konkretne wymagania. Choćby skały srały, z cyfry nie zrobisz idealnego powiększenia 3x2 metry ( z takiej do 100 tyś zł). Z Analoga 8x10 - nie ma sprawy. DO tego dochodzi kompletnie inne widzenie kontrastów jednej i drugiej metody, podzielone przez nasz mózg, którego interpretacja jest nazywana "rzeczywistością", a z ową ma niewiele wspólnego. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. @Wojtek. Dementi przyjęte z lekkim rozczarowaniem... "Choćby skały srały", nie znałem tego bon motu, świetny, niniejszym pożyczam :)
    @górniczy. Poprawiłem. Napisałem też od razu komentarz, ale coś chyba było nie tak z serwisem, bo się nie wyświetlił (?). POZDRO

    OdpowiedzUsuń
  12. @Lokalny Artysta JR.: Męczę się, bo często mi się wydaje, że wiele z tych fotografii jest cenionych głównie za materię, za to, ze są analogowe, ze je można powiększyć do dużych rozmiarów, że mają TEN rzeczywisty kontrast, że są fajne dlatego, ze są fajne, a nie dlatego, że coś reprezentują. Że "analogowiec realistyczny" (taką szufladkę sobie stworzyłem) nie stara się o kadr, dynamikę, rozmieszczenie elementów, tylko robi zdjęcie - vide cytowane w tym poście Vossbecka - ot, zdjęcie rozmrażalni wagonów (nie węgla). Gdybym cyfrą coś takiego zrobił i wiele mu podobnych, nie zasłużyłbym nawet na wspomnienie, chyba tylko przez samego siebie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Gdyby babcia miała kółka, to byłby tramwaj... ;)
    "Gdybyś zrobił takie zdjęcie"... Ale nie zrobiłeś, nie robisz, więc o co cho?

    OdpowiedzUsuń
  14. @fifek: Nie ma co na siłę stwarzać sobie sztucznych problemów bo to nie zdrowe. Blog Wojtka nosi nazwę Hiperrealizm i głównie fotografie tego nurtu tu się pokazuje albo o nich dyskutuje. Śledziłem kiedyś komentarze dwóch fotografów na niemieckim IKF - jeden był konserwatywnym wielkoformatowcem a drugi używał Leici na film 35mm, obaj fotografowali głównie architekturę przemysłową / poprzemysłową. Na pytanie-zarzut tego pierwszego, że temu drugiemu wali się perspektywa, drugi mu odpowiedział "sorry no perspective correction in my camera", i nie było sensu toczyć dalej dyskusji, skoro każdy reprezentował inny nurt fotografii. Oglądajmy prace innych ale róbmy swoje tak to zawsze sobie tłumaczę:) Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  15. Tu mi się przypomina coś a propos, ale z innym zakończeniem. Kiedy John Sharkowski oglądał zdjęcia Stephena Shore'a z serii "American Surfaces" zapytał go właśnie o kwestię kontroli nad perspektywą (Shore używał wtedy celownikowego mini-aparatu Rollei 35) ;)
    I chyba trochę w efekcie tej pogawędki Shore spróbował działać najpierw reporterską kamerą 4x5",a potem aparatem 8x10". Można oglądnąć obie te serie w albumowej formie i porównać, co zmieniło się wraz z wymianą kamery.
    Przy okazji, decyzja o pracy aparatem 8x10", wyniknęła z tego, że Shore'owi przeszkadzało "zbyt wyraźne ziarno" negatywów 4x5" (sic!).

    OdpowiedzUsuń
  16. to przez wysokie czoło Shore'a ;) jest jecze dla mnie inny aspekt. Cyfra - analog to dyskusja bez sensu, bo prowadzi do niczego. Technicznie cyfra jest ograniczona (jeszcze) a dla mnie taniej jest osiągnąć interesującą mniej jakość, niż używając jakiegoś średniego formatu z digitalną ścianą. Ale najważniejsze jest to, jak podchodzę do obiektu. Jak focę z łapy - to kompletnie inaczej patrzę na miejsca, niż gdy używam paratu na statywie. Statyw wpowadza jeszcze silniejszy dystans i możliwość "odejścia" od tematu. I tu nie jest ważne, jaki format ma negatyw czy slajd czy sensor. Ze względu na precyzję obrazu - najlepiej żeby był największy:)

    OdpowiedzUsuń
  17. @wszyscy: No ale to wystarczy powiedzieć, że kluczowa jest tu materia i że to kompletnie inne podejście do tematu. Jakkolwiek dzięki za wyjaśnienia - bo kogo mam się spytać? Ba! Raczej rozwiać wątpliwość? Mamy? ;o)

    Już nie będę męczył. Naprawdę to w cyfrze brakuje mi takiego spojrzenia, jak w analogu średnio i wielkoformatowym - że robię zdjęcie niemalże tak, jak widzę świat, czyli o takim kącie, jak moje oczy i z pionowymi pionami. A o tym nikt z Was nie wspomniał.

    Dlatego zbieram teraz na jakiś średni format. Serio. (Tylko gdzie to wołać?)

    @górniczy: Już taki jestem - lubię pytać i filozofować. Choć czasami potrafię zamęczyć. Siebie też ;o)

    OdpowiedzUsuń
  18. Myślę, że nie ma jakiegoś "analogowego lobby", które blokowało by fotografów posługujących się technologią cyfrową... Chodzi raczej o unikanie zbyt dalekich ingerencji w zapisany obraz, co kiedyś, mniej więcej 100 lat temu, było wyznacznikiem "fotografii artystycznej".
    Prawdę mówiąc, prawie każdy z nas posługujących się kamerą analogową, wywołany negatyw skanuje i obrabia go w programie firmy Adobe. Taka "hybrydowa" technika daje większe możliwości uzyskania np. powiększeń o mega-rozmiarach. Skaner czyta negatyw dokładniej niż wszystkie soczewki powiększalnka (no chyba, że ktoś ma Dursta Laboratora z zestawem apochromatycznych obiektywów Rodestocka) inaczej też jest z odwzorowaniem kontrastu (więcej tutaj łyka). Jak zeskanuję negatyw 6x6 na moim Nikonie, to przy 4000 dpi mam plik o wielkości 218 Mb. Czyli o podobnych rozmiarach, jak ten z cyfrowej przystawki do Hasselblada z 60 Mpx, tyle że ona kosztuje 30.000 Euro...
    Ale to kwestie techniczne.
    Jeśli uważasz, że przywoływany Vossbeck czy inny "analogowiec" robi zdjęcia jak przeciętny fotoamator, to spróbuj powtórzyć jego kadr tym co masz, ale bez kadrowania potem do kwadratu, ściągania koloru, manipulowania rozpiętością tonalną, dodawania winiety (chyba tego nie robisz?), robienia pseudo-HDRów, etc.. Łatwość oglądania, prostota kompozycji ("jak każdy widzi"), sugerują bezproblemowość procesu rejestracji (i bardzo dobrze zresztą), ale tak nie jest... Warto tego doświadczyć na własnej skórze.

    OdpowiedzUsuń
  19. Wiem, o czym mówisz. I to mi się podoba. Jako założenie. Bo takich "nieobrobionych" zdjęć z cyfry nie kocham (już bardziej z komórki, gdzie zakładam właśnie brak ingerencji - zresztą sam tu wrzucałeś komórkowe).

    Ja lubię ingerować w swoje zdjęcia przez zwiększanie kontrastu, ściąganie koloru, zabawę światłocieniem, czy dodawanie winiety (tak, robię ją, choć subtelną :O)), bo to służy pewnemu celowi (wyodrębnieniu faktur, zwiększeniu ubogiej rozpiętości tonalnej itp.). Zresztą Marek Locher vel. górniczy też się ostro bawi swoimi zdjęciami; ba, nawet ceniony Arek Gola (każdy z wymienionych oczywiście w swoim zakresie).

    Ja mam kilkadziesiąt zdjęć typu, o którym mówisz "to spróbuj sam tak zrobić", ale ich nie kocham, bo to są pstryki - widzę obiekt i robię mu zdjęcie. Oczywiście, z analogowym podejściem kochałbym je bardziej, bo inna perspektywa, bo satysfakcjonująca rozpiętość tonalna, bo zadowalający kontrast, który nie ukrywa szczegółów w cieniach ani w światłach. Ale tzw. realistyczne podejście w cyfrowej fotografii mnie nie kręci.

    I ten brak miłości (z nieznajomości materii) przerzucam na produkcje analogowe (nie wszystkie), dziwiąc się, że są kochane, cenione. Ja żyję w cyfrowym świecie, gdzie takie podejścia są traktowane raczej jako pstryki, fotki ("bo co to za wysiłek zrobić czemuś zdjęcie ot tak obiektowi: lampie, budynkowi, miejscu? bo nie pomyślałeś o kadrze, o jego dynamice, o kontraście, kolorach itp."). Stąd moje "analogowe" pytania i wątpliwości.

    A zamieść jakieś zdjęcie analogowe obiektu (nie człowieka, bo te, ze względu na małą głębię ostrości ludziom się podobają) na forum poświęconym fotografii (oczywiście nieanalogowej, bo tam mogłoby to inaczej wyglądać) i ono nie przejdzie jako niedocenione.

    Tylko czemu np. taki Marcin Stawiarz, który głęboko obrabia swoje (no cyfrowe, a jakże) zdjęcia zdobywa taką popularność, nagrody itp.? Bez tej jego głębokiej obróbki te zdjęcia nie miały by racji bytu.

    Ale myślę, że nie możemy absolutnie tutaj przytaczać racji za i przeciw w jednej i drugiej materii. To są dwa zupełnie różne podejścia, inny wynik, inny cel i zamiar. Sam się też chyba czegoś nauczyłem pisząc te komentarze :O)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. Ale to się odnosi akurat do każdej fotografii, obojętne z kliszą czy matrycą. Wszystkie te zabiegi dokonywane w tzw. postprocesingu to dorabianie dupie uszu...
    Popatrz na słynnego TT, tego który dla National Geographic musiał pracować na Kodachromach i co co się z jego zdjęciami stało, gdy je zaczął "poprawiać" w Lightroomie i Photoshopie. Kicz i kaszana. A niebo w jego śląskim cyklu "Cześć pracy" to wszędzie niebieskoszara apla...

    OdpowiedzUsuń
  21. No tu się zgadzam, bo pojechał z obróbką.
    Ale czy tez tak nie mówiono kiedyś o zdjęciach Ansela Adamsa, ze są nienaturalne, kiedy zaczął je "ubogacać" w ciemni? Może to kwestia przyzwyczajenia? Kiedyś HDRki też biły po oczach, a teraz to dosyć popularny zabieg, choćby w fotografii reklamowej i już nikt nie narzeka (póki dobrze zrobione).

    OdpowiedzUsuń
  22. Ale z drugiej strony gros z jego zdjęć z tego cyklu jest bardzo dobrych, nawet te z nienaturalnym niebem. Zdjęcia są ciekawe, kadry dynamiczne, niebanalne, a że tu i tam pojechał nieco z obróbką? Ot, tak to widział.

    OdpowiedzUsuń
  23. Sprowokowany Twoim wywodem dotyczącym TT, zerknąłem na jego galerię: http://www.tomasztomaszewski.com/gallery.html
    To, co zrobił w cyklu "Cześć pracy", to po prostu próba oddania tego samego efektu, który otrzymywał przy analogu na soczystych, kontrastowych Kodachromach (wystarczy porównać z serią "Cyganie"). Zresztą to, co zrobił w serii "W centrum" jest w zasadzie tą samą obróbką potraktowane, ale w wersji BW, gdzie już to tak nie bije po oczach.
    Co do serii "Cześć pracy", to po obejrzeniu całości muszę przyznać, że jest świetna.

    Oczywiście, jest chyba z 5 zdjęć, które mi się nie podobają pod względem wykończenia, ale głównie nie na intensywność zabiegów, ale ze względu na nieumiejętne nieco posługiwaniem się pędzlem rozjaśniania (po prostu wychodzą definitywne jasne plamy w cieniach). Ale przecież to soczyste błękitne niebo to niemal niebo kodachromowskie! Jednak i tak seria ta jest bardzo udana - jednak TT ma wysoką klasę, nie można tego mu zarzucić - jedynie tylko zbytnie zachłyśnięcie się techniką cyfrową i jej możliwościami (w kilku zaledwie przypadkach).

    OdpowiedzUsuń
  24. A propos - to się nazywa okropne i pojechane niebo (nie tylko niebo zresztą):

    http://www.wiadomosci24.pl/artykul/nikiszowiec_serce_slaska_z_czerwonej_cegly_45594.html


    :O)

    OdpowiedzUsuń
  25. Akurat cykl TT "W Centrum" to raczej analog, rozkład półtonów jest zupełnie inny niż w zdjęciach otrzymanych z matrycy cyfry, takie mięsiste nasycenia półtonalne bardzo trudno uzyskać postprocesingiem z cyfry, a i tak efekt uzyskany jest tylko "mniej więcej". Pozdro :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Co do TT mam odmienne zdanie, to co widziałem na wystawie w GCK-u Kodachromów nie przypominało.
    Tak sobie myślę (jako osoba ucząca też fotografii), że technologia analogowa ze szczególnym naciskiem na obróbkę materiałów srebrowych, powinny być istotnym elementem procesu dydaktycznego. Wtedy np. nie pisałbyś, że Ansel Adams "ubogacał" zdjęcia w ciemni, bo wiedziałbyś z praktyki, jakich ruchów dokonał (to żadna tajemnica) zarówno w wyborze samego motywu, sposobie jego naświetlania, przy wołaniu kliszy, a potem sporządzaniu odbitki barytowej.

    OdpowiedzUsuń
  27. @górniczy: Głupotę napisałem - nie miałem na mysli "W centrum", bo widać, ze to analog; chodziło mi o "Rzut beretem"; inny link miałem wyświetlony, a inny nacisnąłem :O)

    @hiperrealizm: No ale właśnie to, co robił w ciemni, to jest obróbka, ubogacanie, zabawa z wywoływaniem materiału. Bez porównania łatwiejsza jest dzisiejsza zabawa w cyfrowej ciemni i nie ma co obu sztuk porównywać, ale zawsze jest to jakaś edycja surowego materiału.

    OdpowiedzUsuń
  28. No tak, opchnąłem niedawno kilka zdjęć pewnego obiektu pewnej firmie, co to produkuje wyposażenie budynków, otwieram pdf-a z wizualką katalogu, a tam... wszystkie fotografie mają dodaną winietkę. fifek górą... :P

    OdpowiedzUsuń
  29. Ech, Ty sobie kpisz. Ja fotografuję szerokim kątem i on sam w sobie tworzy lekką winietę, którą po prostu bardziej eksponuję. Co jest złego w winiecie, gdy nie jest pojechana, przesadzona? Obraz zyskuje trochę na głębi.

    Zresztą tu wracamy do tej całej dyskusji o konieczności lub braku sensu tej całej mniejszej lub większej obróbki cyfrowej.

    Dylana też kiedyś wygwizdali, gdy zamienił gitarę akustyczną na elektrycznego Fendera...

    OdpowiedzUsuń
  30. Zastanawiam się, czy to nawiązanie do Dylana jest akurat adekwatne do... że tak powiem, całej sytuacji. Dylan raczej wpadł w tryby showbiznesu i musiał produkować płytę za płytą, więc różnorodność materiału była bardzo pożądana (nie kwestionując oczywiście jego indywidualnego rozwoju, potrzeb duchowych, etc). Publiczność na Newport Festival wygwizdała go, bo ruch folkowy był w silnej kontrze do muzyki pop. Z perspektywy czasu i tych wszystkich jego nagrań, gdybym miał wybierać, to chyba wskazałbym jednak "The Freewheelin'" lub "The Times They Are a-Changin", a nie "Highway 61 Revisited" czy "Blonde on Blonde" i nie dlatego, że lider oraz oraz jego zespół mieli podłączone instrumenty do wzmacniaczy. Ważne jest też przesłanie tej muzyki, tekstów (!).
    ---
    Motywy, które fotografujesz mają spory potencjał wizualny, który zapewne w dużej części dostrzegasz, bo przecież nie wybrałbyś ich jako tematu zdjęć. Problem polega na tym, że one wcale nie potrzebują tych dodatków, jakim je obdarzasz w Photoshopie. Ale RP to wolny kraj (wbrew temu co pisze Gazeta Polska), robisz co chcesz, to Twoje decyzje artystyczne... więc może znajdziesz wielbicieli takich działań, a może nie...

    OdpowiedzUsuń

Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.