niedziela, 30 grudnia 2012

Mokry kolodion na koniec roku


Uwielbiam oglądać poniższą fotografię Mathew Brady'ego (ściągnąłem je oczywiście - świadczy o tym znak wodny w lewym dolny rogu - ze strony www.shorpy.com). Pomimo wykorzystania archaicznej techniki mokrych płyt kolodionowych, zdjęcie to wygląda bardzo współcześnie, jeżeli wziąć pod uwagę sposób postępowania fotografa. Robiąc dokument 150 lat po naświetleniu tego kadru, właściwie działa się bardzo podobnie... Z tą uwagą jednak, że współcześni użytkownicy technologii mokrego kolodionu, najczęściej stylizują swe fotografie na stare zdjęcia i robią wszystko, aby emulsja im się tu i ówdzie porozlewała. ;) 


Mathew Brady or his assistant, 1863. Hanover Junction, Pennsylvania. Passenger train at depot.

czwartek, 27 grudnia 2012

anielscy nuworysze


Chris Killip Angelic Upstarts at a Miners’ Benefit Dance at the Barbary Coast Club, Sunderland, Wearside, 1984

Bardzo lubię to zdjęcie Chrisa Killipa (przy okazji - to 666 post... a i też zapomniałem o zaznaczeniu 3 rocznicy powstania bloga, która wypada 3 grudnia...). 

Bardzo też lubię Angelic Upstarts... 

Zespół ten nagrał w 1983 roku piosenkę Solidarity, której tekst nawiązuje do strajków na Wybrzeżu. Co ciekawe song miał dwie wersje, różniące się słowami. W wariancie (pierwotnym?), jaki pojawił się na kompilacyjnej płycie Lost and Found (1991), w piosence słychać refren-aklamację: Dear God, Dear God, Dear God, let this strike, cruel strike carry on, co przypomina trochę solidarnościowy song, wykonywany m.in. przez Macieja Pietrzyka, ze słowami: Boże Nasz, Boże Nasz, jak ten strajk, jak ten strajk, długo trwa. W wersji z singla  z 1983 roku,  w refrenie usłyszymy natomiast: Give them hope, give them strength, give them live, like a candle burning in the black of night. Reszta tekstu też się całkowicie rożni. Co ciekawe, w tej naszej "solidarnościowej" tradycji Angelic Upstarts są niezwykle słabo obecni...

[Solidarity, wersja z płyty Lost and Found, 1991]

[Solidarity, wersja singlowa, 1983]

Angelic Upstarts

SOLIDARITY (wariant z płyty Lost and Found)

we the shipwrights and the dockers here we stand
and behind us every worker hand in hand
we'll get independent unions that are free from party minions
when we'll win we'll built a free and happy land

dear god, dear god, dear god, 
let this strike, cruel strike carry on
though they cling to depiction and want our crucifixion
we shall stand every pain 'til we are done

all our women and our children stand with us
and we'll stand come tanks, starvation, tear gas
we'll get independent unions that are free from party minions
nothing will deter the polish working class

dear god, dear god, dear god, 
let this strike, cruel strike carry on
though they cling to depiction and want our crucifixion
we shall stand every pain 'til we are done

wired camps, crooked courts, prison cells
swollen faces, broken bones and bloody heads
we'll get independent unions that are free from party minions
they can kill us and we never, never be quell'd

dear god, dear god, dear god, 
let this strike, cruel strike carry on
we shall stand every pain until we are done
though they cling to depiction and want our crucifixion

those who have and have not are apart
but don't explain 'cause you would not know where to start
face realities my brother only we can help each other
join with us and we shall give you some heart

dear god, dear god, dear god, 
let this strike, cruel strike carry on
though they cling to depiction and want our crucifixion
we shall stand every pain 'til we are done

dear god, dear god, dear god, 
let this strike, cruel strike carry on

many of those who were lucky to be free
will not speak, will not hear, will not see
they would help at (???) passion but are scared of repercussions
we'll fight alone as long as it need be

dear god, dear god, dear god, 
let this strike, cruel strike carry on
though they cling depiction and want our crucifixion
we shall stand every pain 'til we are done

dear god, dear god, dear god, 
let this strike, cruel strike carry on
dear god, dear god, dear god, 
let this strike, cruel strike carry on

wtorek, 25 grudnia 2012

Chris Killip "Arbeit/Work"


[Chris Killip Tyne Pride, c. 1976 z książki: Davida Allana Mellora No Such Thing As Society. Photography in Britain 1967-87, From the British Council and Arts Council Collection, Hayward Publishing 2007, str. 118]

Szukałem wczoraj w sieci zdjęcia Chrisa Killipa, zatytułowanego Tyne Pride (w przyzwoitej rozdzielczości, bezskutecznie - a chciałem je wkleić na bloga) i przy tej okazji natrafiłem na informację o wydaniu retrospektywnego albumu z jego fotografiami. Książka pt. Arbeit/Work, którą firmują Steidl i Museum Folkwang w Essen, liczy 136 stron, gdzie w tritonach wydrukowano 86 prac z lat 1969-2005. Nakład... (tu małe zaskoczenie) to tylko 3.500 egzemplarzy. Wybór zdjęć jest dziełem autora i Ute Eskildsen - kuratorki z Museum Folkwang. I już chcę mieć ten album... Bardzo.


Przy okazji tej publikacji, warto chyba zwrócić uwagę na charakter obiegu informacji, dotyczących fotograficznych wystaw oraz ukazujących się albumów. W przypadku książki Chrisa Killipa próżno by było ich szukać na rodzimych portalach fotograficznych lub w działach kultury dzienników czy tzw. "tygodników opinii". Zabrakło też informacji o wystawieMuseum Folkwang (3 luty - 15 kwiecień 2012), gdzie pokazano 116 prac i późniejszej ekspozycji w paryskiej LE BAL pt. What Happened - Great Britain 1970-1990 (12 maja - 8 sierpnia 2012), która była zredukowaną wersją wcześniejszego pokazu (76 prac).
Killip nie jest tak znany/popularny w Polsce jak Joel Sternfeld, ale o jego retrospektywie w C/O Berlin, informowały głównie fotograficzne blogi, a jedyna recenzja, krótka i dotycząca wznowienia albumu Stranger Passing, ukazała się na portalu fotopolis.pl.

Poniżej kilka zdjęć Chrisa Killipa, których wcześniej nie znałem, jakie pojawiły się albumie wydanym przez Steidla/Folkwang (znalazłem je na stronie Le Journal de la Photographie):





I na koniec może jeszcze dość chyba ważny czy też znaczący fragment rozmowy z Chrisem Killipem, jaką znalazłem na jego stronie (wywiad ten został przeprowadzony przez Michaela Almereyda dla Aperture Magazine w tym roku):

MA: You were close with a lot of the people in the pictures you took. That's been an important ingredient in what you do.

CK: Yes. I remember speaking with Josef Koudelka in 1975 about why I should stay in Newcastle. Josef said that you could bring in six Magnum photographers, and they could stay and photograph for six weeks - and he felt that inevitably their photographs would have a sort of similarity. As good as they were, their photographs wouldn't get beyond a certain point. But if you stayed for two years, your pictures would be different, and if you stayed for three years they would be different again. You could get under the skin of a place and do something different, because you were then photographing from the inside. I understood what he was talking about. I stayed in Newcastle for fifteen years. I mean, to get the access to photograph the sea-coal workers took eight years. You do get embroiled in a place.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Lunik IX


Na stronie Tomasza Tomaszewskiego znalazłem linka do pisma www.lifeforcemagazine.com, a tam znowuż świetny fotoreportaż Michaela Biacha o dzieciach z osiedla Lunik IX w Koszycach na Słowacji, które zamieszkiwane jest przez Romów. Materiał jest wstrząsający i pomyślałem sobie, że warto go oglądnąć właśnie dzisiaj, gdy tzw. mainstreamowe media (tak je ochrzcili prawicowcy) odmieniają słowo ŚWIĘTA przez wszystkie przypadki, a media prawicowe w niczym im na tym polu nie ustępują, dokładając jeszcze deklinację słowa... ZAMACH.



 


Sam autor na swojej stronie opisuje ten projekt tak:

The Kids from Lunik IX

Lunik IX is an apartment complex in the southwestern suburbs of Košice, Slovakia. Originally built as home for middle-class families with a capacity of 2,500 people, the Slovakian government started to resettle thousands of Slovakian people affiliated to the Roma minority in the 1990′s. Today Lunik IX is home to an estimated 8,000 Roma making it the largest Roma community within Slovakia.

Over the years Lunik IX  has evolved into an urban slum. The unemployment rate is nearly 100% meaning inhabitants aren’t able to pay their water, gas or electricity bills. The waste disposal isn’t working, inhabitants constantly throw their rubbish right out of their windows. Everything that isn’t nailed down has been stolen and resold. Several buildings are in an unacceptable condition, at least one complex is at risk to collapse. The toxic standard of the waste disposal has reached a dangerous level, even starting to harm the town’s ground water. Only during certain hours each day people are supplied with freshwater.
The children from Lunik IX are the first who suffer from these horrible conditions and they should be the last to blame for their situation. Lunik IX is overcrowded, more and more flats become uninhabitable and winters are long and cold. Open fires inside the flats, rat plagues, diseases, malnutrition and bad hygiene standards are among the fatal things threatening the children in Lunik IX.

sobota, 22 grudnia 2012

W-WA


Maurycego Gomulickiego, czyli Najlepszy album o Warszawie, jak kiedyś napisałem o tym na łamach Obiegu. Oglądałem tę książkę niedawno i właściwie, gdybym chciał wkleić tutaj zdjęcia, które mi się podobają, to musiałbym zeskanować 2/3 tego wydawnictwa... 

 Maurycy Gomulicki, z książki W-WA


Maurycy Gomulicki, z książki W-WA

Album ukazał się nakładem Fundacji Bęc Zmiana w 2007 roku. Wystawa ze zdjęciami z tego cyklu, pokazywana była w dniach 2-7.12.2007 w Kinie Iluzjon (dawniej Stolica) przy Placu Narbutta 50a w Warszawie.


czwartek, 20 grudnia 2012

Dlaczego klasycy?


Chyba nigdy nie przepadałem za twórczością Zbigniewa Herberta... Ale ten tytuł mi spasował do postawienia pewnej tezy. Najpierw jednak kilka zdjęć, które ściągnąłem ze strony www.shorpy.com.

[Russell Lee, Hammond Ranch general store. Chicot, Arkansas. January 1939]

[Russell Lee, Gas station. Edcouch, Texas. February 1939]

Teraz dla odmiany fotografia w ramce negatywowej.

[Russell Lee, Secondhand tires for sale at a gas station in San Marcos, Texas, March 1940]

Gdy patrzy się na te fotografie z końcówki czwartej dekady XX wieku, które powstały na zamówienie federalnej agencji o nazwie FSA, nie dziwi zupełnie pojawienie się "nowej topografii" i np. zdjęć Stephena Shore'a (nota bene jedynego autora, który przedstawił prace w kolorze na tej słynnej wystawie kuratorowanej przez Williama Jenkinsa). Nie dziwią też wcześniejsze o 10 lat serie Eda Ruschy, by przywołać jego Twentysix Abandoned Gasoline Stations lub Some Los Angeles Apartments. I spróbujmy wyobrazić sobie do czego mógł się odnosić na przełomie lat 70/80 Michał Cała, kiedy realizował swój "Śląsk". Do Bułhaka? Wańskiego? Hartwiga? Mógłby się pewnie odnieść (i byłoby to bardzo pomocne) do zdjęć Maxa Steckela czy Henryka Poddębskiego, ale nie sądzę, żeby znał wtedy wymienionych autorów...

Wróćmy do Herberta, który w trzeciej części swojego wiersza pisze:

jeśli tematem sztuki
będzie dzbanek rozbity
mała rozbita dusza
z wielkim żalem nad sobą

to co po nas zostanie
będzie jak płacz kochanków
w małym brudnym hotelu
kiedy świtają tapety

I jak najbardziej chodzi właśnie o to, co zresztą w przypadku autora "Pana Cogito" było chyba solą jego egzystencji. O "dzbanek rozbity", o "małą rozbitą duszę z wielkim żalem nad sobą", o "płacz kochanków w małym brudnym hotelu kiedy świtają tapety"...

[Russell Lee, Abandoned garage on Highway No. 2. Western North Dakota, October 1937]

środa, 19 grudnia 2012

"TOPOGRAFIA CISZY"


Waldemara Śliwczyńskiego, czyli album ze zdjęciami dawnych rezydencji ziemiańskich z Wielkopolski w końcu do mnie dotarł.



Książka jest pięknie wydana, oszczędny layout (darowałbym sobie tylko ten fiolet na kilku stronach - ale to drobnostka), który służy przede wszystkim prezentacji zdjęć. Fotografie wydrukowane są rewelacyjnie (Moś i Łuczak), do czego świetnie nadaje się też wybrany papier: Phoenix Motion Xantur 170 gsm.
Mam w tym przedsięwzięciu pewien udział, bowiem Waldek zaproponował mi napisanie wstępu do albumu. Co zrobiłem z przyjemnością, ponieważ od momentu, gdy autor pokazał mi pierwszą porcję zarejestrowanego materiału (a było to jakoś w 2009), stałem się entuzjastą tego projektu.
Już wtedy przy oglądaniu prostych wglądówek (które zostały zrobione na na Epsonie V750 - negatyw był skanowany w koszulce), widać było, że jest to materiał o sporym ciężarze gatunkowym i że jego autor dokonał istotnej transgresji w swojej działalności fotograficznej. I to wszystko bardzo wyraźnie możemy zobaczyć, gdy ogląda się ten album strona po stronie, zdjęcie po zdjęciu. Świetne kadry, idealnie trafione, bardzo atrakcyjne wizualnie, gdzie cały ten zespół estetycznych walorów obrazu nie przesłania "znaczenia" sfotografowanych motywów.



W swoim tekście wstępnym pt. "Topografia z historią w tle" (autorem drugiej przedmowy jest Ewa Kostołowska - kustosz Muzeum im. Adama Mickiewicza w Śmiełowie) piszę tak:

(...)
Na czym więc polega topograficzne myślenie Waldemara Śliwczyńskiego, bo z fotograficzną topografią ewidentnie mamy tu do czynienia? Nie rezygnując z estetycznych walorów czarnobiałej technologii rejestracji obrazu, sposób podejścia do eksplorowanego tematu ma tutaj charakter planowo sporządzanej dokumentacji. Każdy z wybranych do publikacji kadrów posiada spory potencjał wizualnej atrakcyjności, który nawet dla odbiorcy nie oswojonego z fotograficznymi konwencjami, będzie całkowicie czytelny. Ale przecież nie tylko o przyjemność patrzenia tutaj idzie, chociaż sam moment podziwu i pewien rodzaj akceptacji obrazu jest ważny, bo decyduje o tym, że chce się oglądać dalej taki cykl (a chce się bardzo). Charakter oraz pierwotna funkcja fotografowanych przez Śliwczyńskiego dworskich budynków, są łatwo rozpoznawalne, nawet jeśli nie znamy ich lokalizacji oraz daty wykonania zdjęcia. Jeżeli przy pierwszej oglądanej fotografii moglibyśmy mieć co do tego jakieś obiekcje, to już kolejne obrazy w serii pozbawią nas wątpliwości, a prawie wszystkie sfotografowane dawne ziemiańskie rezydencje, prezentują stan daleko idącej dewastacji oraz opuszczenia. Kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z tym materiałem, nastrój i klimat oglądanych obrazów, przywołał mi na myśl zdjęcia Walkera Evansa z głębokiego Południa USA, jakie pokazano podczas jego głośnej wystawy „American Photographs” w MOMA w 1938 roku. W serii tej można natrafić na fotografie zrujnowanych budynków dawnych latyfundystów, plantatorów bawełny i właścicieli niewolników, tyle jednak, że jest to tylko kilka kadrów, a nie odrębny cykl. Sposób postępowania Śliwczyńskiego przypominać też może całkiem niedawne działanie Marka Ruwedela, który w projekcie „Westward the Course of Empire” sfotografował opuszczone szlaki kolejowe na północnym zachodzie Stanów Zjednoczonych. Używający czarno-białych materiałów Ruwedel i również posługujący się wielkoformatową kamerą, swój zapis śladów bezwzględnej ekonomicznej ekspansji z końca XIX wieku, która często całkiem dosłownie wryła się w dziewicze do tej pory tereny, rozegrał w odniesieniu do obrazowania amerykańskiej fotografii krajobrazowej spod znaku Ansela Adamsa czy też wcześniejszych działań o komercyjnym przeznaczeniu, by przywołać wykonywaną przez Wilelma H. Raua dokumentację kolejowych szlaków dla Pennsylvania Railroad lub zdjęcia Williama Henry Jacksona.

Eksponowana w International Museum of Photography at the George Eastman House w 1975 roku wystawa „New Topographics: Photographs of a Man-Altered Landscape” Williama Jenkinsa, w której uczestniczyło 10 osób i których nazwiska, poza Stephenem Shore’m, Berndtem i Hillą Becherami, Nicolasem Nixonem czy Lewisem Baltzem, raczej rzadko się dzisiaj wymienia, stanowiła ważny moment rozszerzenie pola tematycznego fotografii, rozumianej jako „działalność artystyczna”. Pokazane na niej krajobrazy zurbanizowane oraz poprzemysłowe, banalne do bólu „nie-miejsca”, trudne były wcześniej do wyrażenia lub zaakceptowania z użyciem wyłącznie estetycznych kategorii czy konwencji. Pokłosiem prezentacji „nowych topografów” są projekty, gdzie wspomniana tematyka, wprowadzona do wystawowych sal rozmaitych „instytucji sztuki”, poddawana jest autorskiej interpretacji. Przy pomocy sekwencji ułożonych obrazów, twórcy takich przedsięwzięć starają się np. pokazywać skutki procesów historycznych, społecznych lub ekonomicznych, ale trzeba tutaj zauważyć, że te późniejsze fotograficzne działania inspirowane wystawą Jenkinsa, bardziej zwracają uwagę na wizualną atrakcyjność rejestrowanych kadrów, co jest pewnym odejściem od jego koncepcji „stylistycznej anonimowości”.
(...)

wtorek, 18 grudnia 2012

POCAŁUNEK...


Przy okazji pisania tekstu o obrazowaniu PRL-u w fotografii, uważnie przeglądam posiadane albumy i w książce Polska, sierpień 1980 - sierpień 1989 autorstwa zmarłego niedawno Erazma Ciołka, natrafiłem na coś takiego (jak mogłem to wcześnie przeoczyć?).
No i zaliczyłem tzw. potężny opad kopary...

[w albumie: Erazm Ciołek Polska, sierpień 1980 - sierpień 1989, Editions Spotkania, Warszawa 1990, str. 136]

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Nastała długo oczekiwana epoka jasności


Grzegorz Wróblewski

***

„Drugie słońce wbudziło panikę jedynie pierwszego dnia. Potem szybko opadły emocje.
Nastała  długo oczekiwana epoka jasności. O księżycu i gwiazdach będziemy wspominać
wnukom. Jeśli nam zechcą w cokolwiek uwierzyć” – wyszeptał Arne, gasząc światło
w domu dla obłąkanych w Kopenhadze, latem 2004 roku, a ja to zapisałem.

[z tomu Noc w obozie Corteza, WBPiCAK, Poznań 2007]

niedziela, 16 grudnia 2012

dwa zrzuty ekranowe


zrzut pierwszy:

zrzut drugi:


Pierwszy z wklejonych zrzutów był dla mnie wczoraj pewnym zaskoczeniem, ale kiedy chciałem zrobić print screena, na czołówce Gazety pojawili się już  pisarze (i jedna pisarka): Szczygieł, Tokarczuk, Stasiuk i Bieńczyk... Na całe szczęście ubiegł mnie Adam Mazur i wrzucił obrazek na Facebooka.
Hm, "Magiczne zdjęcia dawnych fabryk"... Jak widać, bez "magii" w Polsce się nie obejdzie. 

Zrzut drugi to strona bloga projektu Photo Proxima (byłem zaproszony do drugiej edycji tego wydarzenia, wykreowanego przez Muzeum Etnograficzne w Krakowie), który przez autorki/autorów jest opisany tak: Fotografia zbliżająca – medium, które przybliża rzeczywistość, ale także praktyka społeczna, która buduje relacje. Tak nazwaliśmy projekt MEK, w ramach którego tworzymy międzynarodową sieć współpracy na rzecz wymiany doświadczeń w zakresie zarządzania zbiorami fotograficznymi, szczególnie w odniesieniu do fotografii etnograficznej. Zapraszam do lektury tekstu Eweliny Lasoty o "Przestrzeniach postindustrialnych".

Odbiór wystawy w MOCAKU-u jest dość szeroki i (zazwyczaj)  pozytywny, co oczywiście cieszy, zwłaszcza , że jest to projekt, do którego raczej już nie wrócę.

sobota, 15 grudnia 2012

Chorzów II, cmentarz przy ul. Wincentego Janasa


12.04.2002 [Horizon 202 + Fuji Neopan 400]

I przy okazji tego cmentarnego zdjęcia przypomniał mi się wiersz Billa Knotta pt. Death (prawdę mówiąc szukałem pretekstu, żeby wkleić na bloga ten piękny tekst).

Bill Knott

Death

Going to sleep, I cross my hands on my chest.
They will place my hands like this.
It will look as though I am flying into myself.

[pierwodruk w Asheville Poetry Review 10, no. 1., a tekst przepisałem ze strony POETRY FOUNDATION]

piątek, 14 grudnia 2012

O IDEI RÓWNOŚCI


Krzysztof Jaworski

O IDEI RÓWNOŚCI

Kolejna rocznica stanu wojennego. Czas ulicznych
sond urządzanych przez lokalne telewizje. Większość ankietowanych
potwierdza słuszność decyzji wydania rozkazu wyruszenia
przeciw Czejenom. W porze największej oglądalności
Erich H. kieruje ku nam swoje
mistyczne oblicze. W podstawówkach trwają przygotowania
do jasełek. Każdy chce być Matką Boską. Aniołowie
opuszczają Sierra Maestra i wkraczają do Hawany.
Liczy się tylko tu i teraz. Za ścianą
dogorywa produkt niegdyś przyjaznej nam myśli
technicznej, lodówka, którą nazwałem Towiański.
Nie mieszam się do polityki.
Towiański kołysze się bezbronnie na swoich czterech nogach.



Krzysztof Jaworski«Wojciech Wilczyk KAPITAŁ w słowach i obrazach, 2002 

czwartek, 13 grudnia 2012

POSTINDUSTRIAL na portalu BRYLA.PL


czyli zdjęcia oraz krótki wywiad z autorem, który przeprowadził  Maciej Kabsch. Zapraszam do oglądania oraz lektury.

Wojciech Wilczyk, z cyklu Postindustrial (2003-2006)

środa, 12 grudnia 2012

Warszawa nieudana


Pomyśleliśmy sobie z Elą (Janicką), że dobrze by było niektóre motywy do "Nowego Miasta" sfotografować w zimie. No więc, tak jak to wymyśliliśmy, postanowiliśmy zrobić. Pogoda na poniedziałek/wtorek zapowiadała się interesująco, tzn. pochmurnie z lekkimi prześwitami słońca (tu szczególnie wtorek wg. prognoz dobrze się zapowiadał), więc we wtorek rano ruszyłem w kierunku ulicy Okopowej, gdzie znaleźliśmy fajny punkt widokowy z widokiem na Cmentarz Powązkowski:












3012-12-11  08:25-08:55

Śnieg padał cały czas. Około 13:30 faktycznie się przejaśniło, ale widoczność i przejrzystość nadal pozostawiała sporo do życzenia... A ściślej (i bez ogródek) rzecz ujmując, uniemożliwiała robienie topograficznych cityscapes

niedziela, 9 grudnia 2012

Nieobecność


Sławoj Dubiel powiesił kilka dni temu na swoim blogu Efekt niedoskonałości kapitalne zdjęcie. Fotografia wykonana w cechowni zamkniętej KWK "Rozbark" przedstawia typowy dla tych miejsc ołtarz, a ściślej mówiąc, to co z niego zostało. No więc, "to co z niego zostało" po usunięciu figury św. Barbary patronki górników oraz postumentu, to nachodzące jedne na drugie płócienne tła, które na monochromatycznym zdjęciu prezentują różne odcienie szarości.

Sławoj Dubiel, Cechownia KWK Rozbark, Bytom 2010

I kontemplując znakomite zdjęcie Sławoja, przyszły mi na myśl obrazy Hermanna Nitscha z jego równie kapitalnego cyklu pod tytułem Kreuzweg. Mniej więcej rok temu w MOCAK-u miała miejsce obszerna wystawa akcjonistów wiedeńskich i oprócz filmowych zapisów oraz fotograficznych dokumentacji kreowanych przez nich wydarzeń, pokazano także kilka płócien Nitscha z jego wersji Drogi Krzyżowej. No i to porównanie (które przyszło mi wcześniej na myśl), jak widać poniżej nie w pełni się potwierdza czy też sprawdza. Jednak tym, co łączy obie artystyczne akcje jest chyba jakieś wyraźne poczucie/odczucie nieobecności, mimo, że Dubiel jest jak zwykle zdystansowany i wyciszony, a Nitsch ekstatycznie - jak to u niego - chlasta farbą. 


Hermann Nitsch, z cyklu Kreuzweg 

sobota, 8 grudnia 2012

"Zaraz wyfrunie mały ptaszek"


Bytom-Bobrek, 12.04.2002 [Horizon 202 + to co w poprzednim poście]

Próbuję z powagą czytać Morina, ale się nie da...

Dwa kluczowe zaklęcia fotografów adresowane są do duszy. "Proszę się uśmiechnąć." To znaczy: proszę pozwolić ujawnić się duszy na ekranie waszej twarzy; tej duszy łagodnej, czułej niematerialnej, której nic nie może przestraszyć. Zaraz wyfrunie mały ptaszek."*** Dziwna formuła, która jest chyba czymś więcej niż tylko chwytem skupiającym uwagę dzieci: ten naiwny egzorcyzm jest odtworzeniem magicznego zaklęcia, wyrażającego zanikający lęk przed porwaniem w nieznane.
Intuicyjne utożsamianie duszy z ptakiem jest powszechne. W niektórych plemionach afrykańskich dusza pod postacią ptaka opuszcza ciało umarłego. Także Duch Święty, tak jakby dusza nadrzędna, wciela się w ptaka. Słowa: "Zaraz wyfrunie mały ptaszek" - skierowane są więc do duszy: na chwilę zostanie wam ona odebrana, ale zaraz będzie wolna i odleci swobodnie.

*** U nas przez fotografów nie stosowana (Przyp. tłum)

[w: Edgar Morin Kino i wyobraźnia, PIW Warszawa 1975, str. 54]

piątek, 7 grudnia 2012

ŚWIETLICA TERESKA WŁ.JEZUSa


Zabrze, 29.03.2003 [Horizon 202 + filtr żółtozielony + Fujineopan 400]

To było gdzieś na tyłach ulicy Wolności i przy drugiej ulicy do niej równoległej, której nazwy nie zapisałem (zapewne Marek Locher ją bezbłędnie określi). Ten dom oraz inne w jego pobliżu, mniej więcej dwa lata później poległy podczas wyburzeń pod DTŚ.

[Co za dzień! Podobno jest mroźno, ale nie mam zamiaru tego sprawdzać. Przynajmniej do 18:00, kiedy będę musiał odebrać dziecko z treningu piłkarskiego. Co za dzień, powtórzę i żadnych zajęć!!! Siedzę w domu, oglądam album Ansela Adamsa 400 photographs i w niejakim estetycznym kontrapunkcie słucham przy tym reggae'wych produkcji dubowego poety Lintona Kwesi Johnsona. A wracając do zdjęć Adamsa, to faktycznie - tak sobie teraz myślę - fotografia, obraz fotograficzny, może służyć (do) kontemplacji... I to się sprawdza w przypadku Adamsa na pewno, ale czy dotyczy to także współczesnych zdjęć w obowiązkowej czarnej ramie, które swym obrazowaniem nie wychodzą poza osiągnięcia wczesnego Josefa Sudka?]

czwartek, 6 grudnia 2012

Zabrze-Poremba, ul. Piekarska, 30.12.2003


[Nikon F-90 + AF Nikkor 50/1,4 + Fuji Superia 400]

Widok od strony zachodniej. Sześć familoków przy Piekarskiej (niem. Bäckerwegstraßejeszcze stoi i chyba budynki nadal mają lokatorów (?). 
Dookoła (a ściślej rzecz ujmując, w kierunku Zabrza) zaczęły się już jednak intensywne prace rozbiórkowe, czyli czyszczenie terenu pod budowę DTŚ-ki. 
Dwa lata później będzie już pozamiatane po tym widoku.

środa, 5 grudnia 2012

ROBUR


Berlin, Mitte, 03-07.07.1996

Wydaje mi się, że to zdjęcie "pnia dębu" (model LO 3002) zrobiłem gdzieś w bliskim sąsiedztwie Hackescher Markt (?). Ale gdzie dokładnie? Nie pamiętam.

wtorek, 4 grudnia 2012

Jerofiejew uwspółcześniony


Ja zaraz na zajęcia z dokumentu w AF (które prowadzę), a od samego rana chodzi mi po głowie ten świetny wiersz Miłosza Biedrzyckiego:

Miłosz Biedrzycki

Jerofiejew uwspółcześniony

"ten oto kolega przyjechał z Londynu
i od rana smażymy pod kontuarem, kryjąc się przed szefową
kwiaty holenderskiego skuna. jest mi już bardzo, bardzo przyjemnie"

"pozwól, że cię zaproszę na zewnątrz, do bramy
nie będziemy się bić, ale
razem spróbujemy tego specjału"

"cześć chłopaki, dziękuję, że na mnie zaczekaliście
jednak ktoś inny musi rozpalić,
wbrew pozorom ja nie mam mocnych płuc, nie umiem wciągać głęboko"

"tigidigidi, kto ma ochotę
niech jeszcze dokończy ostatnią chmurę
my wchodzimy z powrotem w rozgiętą ścianę muzyki"

[przepisałem z tomu: Miłosz Biedrzycki Życie równikowe, WWBP, Poznań 2010, str. 158]

niedziela, 2 grudnia 2012

Tania książka


(wczoraj) przy ulicy Grodzkiej 50 w Krakowie:

Elżbieta Lempp Krajobrazy Literackie. Fotografia 1985-2007, wyd. Universitas, Kraków 2008 -- 16.00 PLN (pierwsza cena:47,00 PLN) 

Andrzej Polec Zapomniani - My Żydzi kresowi, wyd. Bosz, Olszanica 2006 -- 14,50 PLN (pierwsza cena: 79,00 PLN).


Zacznę od pozycji drugiej, której layout, układ oraz tytuł (o tym za chwilę) skutecznie powstrzymywały mnie od jej kupna. Chyba jakieś 2 lata temu Andrzej Polec napisał do mnie maila ze wstępną propozycją zrobienia układu nowego albumu (miał być wydany za granicą, ale jak widzę na jego stronie www.shtetl.info, nic z tego nie wyszło). Nic nie wyszło też w końcu z naszej współpracy, ale przy okazji spotkania w warszawskim domu autora Zapomnianych, miałem okazję zobaczyć większą porcję materiału z terenów Białorusi i Ukrainy, rejestrowanego od końcówki lat 80. - naprawdę rewelacyjne zdjęcia i idealnie trafione sytuacje! Tymczasem w albumie wydanym przez Bosza, sposób podania fotografii (trochę mi się to kojarzy z wydawnictwami turystyczno-krajoznawczymi) niemal kompletnie je zabija... I oglądając teraz uważnie zakupioną książkę, zorientowałem się, że ta zagraniczna (i niedoszła) edycja zawierałaby przynajmniej w połowie ten sam materiał. No więc, widać chyba wyraźnie, że sam fotograf nie był z tej publikacji zadowolony. Wróćmy jeszcze do tytułu, w który pojawia się słowo "Żydzi kresowi" i myślę, że pasuje to dość dobrze do "patriotycznego" profilu ficyny z Leska (wystarczy popatrzeć, co zawierają i jak są skonstruowane, wydane ostatnio albumy Adama Bujaka pt. "Hołd smoleński", brrr...). Jednak w przypadku obywateli narodowości żydowskiej z ZSRR, a później Białorusi i Ukrainy, użycie tego przymiotnika (fotograficzne publikacje biorące za temat wschodnie pogranicze dawnej RP, odmieniają słowo "kresy" przez wszystkie możliwe przypadki), prezentuje wyłącznie nasz polski postkolonialny resentyment.

A teraz kilka słów o albumie Elżbiety Lempp, gdzie całkiem wbrew tytułowi, oglądamy nie "krajobrazy", ale głównie portrety polskich poetek/poetów, prozaiczek/prozaików i eseistek/eseistów w liczbie 148 sztuk. Pamiętam jej fotografie z dawnego Tygodnika Powszechnego, wydawanego jeszcze w gazetowym formacie i prezentujące wyłącznie zdjęcia czarno-białe. No więc pod tym względem jej Krajobrazy Literackie niczym nie zaskakują  Mimo, że od wydania albumu minęły zaledwie 4 lata, a gros zdjęć wykonano kilkanaście lat temu, fotograficzna konwencja, którą stosuje autorka, sprawia, że jej portrety wyglądają na "starsze", niż mogłaby świadczyć o tym ich metryka. Lektura kilkudziesięciu fotografii oglądanych zdjęcie po zdjęciu, gdzie sytuacja pozowania powtarza się w kilku wariantach, staje się dość nużąca (w tym wszystkim najśmieszniej jest... gdy portretowani pisarze wyglądają zza czegoś nieostrego na pierwszym planie, albo stojąc bokiem/tyłem do fotografki, odwracają w jej kierunku głowy). Książka nie jest wydana zbyt starannie (toporny layout charakterystyczny dla wszystkich wydawnictw Universitasu, pogarsza jeszcze sprawę), a jeżeli traktować ją jako album fotograficzny, to szwankuje trochę (czy też bardzo) sposób przygotowania zdjęć do druku.