poniedziałek, 11 czerwca 2012

Fotogenizm?


W tekście napisanym do katalogu wystawy Bogdana Konopki „Wrocław magiczny”, którą można aktualnie zobaczyć we wrocławskim Starym Ratuszu, Andrzej Saj posługuje się terminami „fotogenizmu i fotogenii, przypisując pojawianie się owych zjawisk w twórczości autora „Szarej pamięci”. „Fotogenizm czy raczej „fotogeniczność, kojarzy się zwykle z pewnymi predyspozycjami motywów fotograficznych, które mogą zaowocować atrakcyjną wizualnie rejestracją obrazu (przy pomocy techniki analogowej lub cyfrowej, obojętne). Ale posłuchajmy co pisze Andrzej Saj*:

Czym jest ów fotogenizm? Różnie są interpretowane jego przejawy w fotografii. Tę trudną do jednoznacznego zwerbalizowania kategorię estetyczną, odnieść można do łączonej z obrazami fotograficznymi ich magiczności; chodzi tu o coś, co nasyca zdjęcia pewną wyjątkową aurą - skupiająca w sobie zarówno efekt oddalenia (znamiona upływającego czasu, zapis „tego - co - było) i równocześnie skutek „zawieszenia tego wszystkiego w pamięci (mimowolnej) i wspomnieniu (impulsy skojarzeń, przypomnień). Fotografię zawsze utożsamiano z zamrożonym czasem, z pamięcią, ale właśnie dopiero w jej odbiorze (zderzeniu obrazu z predyspozycjami odbiorczymi) rodzą się wrażenia, które najcelniej wyraża domena poezji. Fotogenia jest (albo bywa) poezją obrazu fotograficznego. Bo w zobrazowanym kształcie realności - tej widocznej, oczywistej - może przejawiać się także wyraz (odcień) tego, co niejako emanuje z tła nieoczywistego, zrazu niewidzialnego, a co może być sprowokowane (w odczycie) impulsami wprojektowania w ten obraz, w to tło, emocji, twórczych intencji i oczekiwań autora zdjęcia. Fenomen fotogenii w istocie uzasadnia się i tłumaczy dopiero w jego odbiorczym aspekcie. Spotykają się w tym fenomenie subiektywne dążenia twórcy z obiektywnością stosowanej techniki (narzędzia i zasady fizyczno-chemiczne rejestracji widoków); oczywiście z podkreśleniem roli subiektum. Fenomen fotogenii będzie zatem wyrazem obecności świata nieprzedstawionego, który w swej odsłonie, w uchyleniu prześwitu ku rejonom nieoczywistym, ku tajemnicy, pozwala wyrazić to wszystko, co może łączyć intelekt z intuicją, zdolności poznawcze z kreacyjnymi, wiedzę z wrażliwością, a co ujawnia się w efekcie aktu fotografowania - tego procesu uzgadniania twórczych intencji z możliwościami maszyny (techniką).

Z wspomnianymi wcześniej: „tajemnicą”, „magicznością” oraz „rejonami nieoczywistymi”, mam ten zasadniczy problem, iż wydaje mi się, czy też - jestem o tym całkowicie przekonany, że mimo całej tej techniki nadawania lub sugerowania znaczeń, która równie dobrze odnosi się do fotografii kolorowej, a nie głównie - jak chce Andrzej Saj - do monochromatycznej, sam proceder fotografowania jest dość „powierzchniowym”, a często też - mimo najszczerszych chęci - powierzchownym działaniem. W przypadku fotografii i sztuk plastycznych (z którymi mocno jest związana), cały czas właściwie poruszamy się w bardzo specyficznym zakresie ziemskiej „widzialności”, stąpając po skorupie zastygłej lawy i mając nad głową (ujmując sprawę geocentrycznie) przestrzeń, która podobno jest nieskończona i zakrzywiona jednocześnie.

-----
* Terminem fotogenii Andrzej Saj posłużył się wcześniej w tekście Fotogenizm lat 90 – paradoksy polskiej fotografii postmodernistycznej, [w:] Fotografia lat 90. – czas przełomu czy stagnacji? (Materiały z sympozjum towarzyszącego wystawie: Wokół dekady. Fotografia polska lat 90.), Łódzki Dom Kultury, Łódź 2002.

18 komentarzy:

  1. Jak dla mnie "magicznością" jest dostrzeganie w tej "powierzchownej widzialności" właśnie tych (paradoksalnie?) niewidocznych rzeczy, miejsc czy przestrzeni. I oczywiście umiejętne ich zarejestrowanie. Obojętnie czy na kliszy, czy w postaci obrazu, filmu czy np. wiersza.
    "Magiczność" powstaje też dzięki temu, że ten rodzaj fotografii jest osiągnięty "czystą rejestracją", a nie np. interpretacją (czy jak kto woli manipulacją).
    Zdjęcia Sally Mann pokazywane teraz w Krakowie są podobnym przykładem - można by rzec, że są to "powierzchowne" obrazki z życia rodzinnego. Dla mnie jednak są one w jakiś sposób "magiczne".

    Ta różnica w podejściu, czy też ocenie tego typu fotografii, to zapewne wynik różnej wrażliwości na określone obrazy.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Czysta rejestracja"? Chyba żartujesz? "Interpretacja, czy też - jak piszesz - "manipulacja" ma zawsze miejsce, przybiera tylko różną formę. "Magicznego" wielce "Głębokiego Południa" Sally Mann nie byłoby bez lektury mokrych kolodionów choćby z kolekcji Biblioteki Kongresu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie bądźmy niewolnikami pojęć. "Magia", "czystość", "manipulacja" nie radzą sobie ze sferą estetyczną i właściwie nigdy nie radziły. Tym bardziej z fotografią, która, uważam, nie wykształciła sobie własnego języka pojęciowego. Według mnie rzeczywistość językowa jest jedynym podłożem naszej egzystencji, doświadczania historii. Dlatego też fotografia, jako forma wizualna, która nie operuje językiem, tak jak to robi np. wspomniana poezja, tak często obraca się w banał, albo wymyka się naszemu słownikowi pojęciowemu. Ma za daleko do języka. Ale jednocześnie tak pozornie blisko do takich kategorii jak czas.

    Nie sprowadzając kategorii manipulacji do absurdu trzeba zauważyć, że nie ma sztuki niemanipulacyjnej, czy też działalności w pełni "czystej". Ale przecież można różnicować poszczególne realizacje i założenia twórcze, które je fundują. Idąc tym tropem Bogdan Konopka mniej manipuluje negatywem niż Andrzej Dragan za pomocą obróbki cyfrowej. Pytanie tylko, co bardziej "manipuluje" moim umysłem, a więc jak na mnie wpływa. Paradoksalnie wpływa silnie m.in. z tego powodu, że cały proces fotografowania Konopki jest dla mnie czytelny, przezroczysty, jasny, znany.

    Zgadzam się w pewnym punkcie z obydwojgiem z Was - jak ktoś nie czuje, to i nie zobaczy.

    Pozdrawiam,
    M.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Proces fotografowania Konopki" jest czy też wydaje się być "przezroczysty" tutaj, tzn. w Polsce, ale już np. w USA byłby raczej odbierany jako rodzaj archaizującej stylizacji...

    "Magia" oraz towarzyszące im zwykle "chwytanie wiecznych momentów", "zaklinanie rzeczywistości" to terminy ocierające się o banał... co nie wyklucza, że wszyscy fotografowie starają się załapać na "szczęśliwy traf", jak słusznie zauważa Susan Sontag. Ale to żadne "magiczne" właściwości samej sytuacji czy fotografa, tylko czujność + rutyna w działaniu.

    POZDRO :)

    OdpowiedzUsuń
  5. "magia" to takie wygodne słowo-klucz stosowane przez odbiorcę w sytuacji gdy nie potrafi inaczej opisać tego co widzi, nieco subtelniejsza wersja słowa "fajne" :-D

    "czysta rejestracją a nie np. interpretacją", ale czy sam fakt rejestracji nie jest już interpretacją?

    OdpowiedzUsuń
  6. Wystawa Bogdana Konopki o Wrocławiu ma bardzo niefortunny tytuł "Wrocław magiczny"... Nie wiem, czy to pomysł organizatorów tej ekspozycji czy też samego autora, ale przymiotnik "magiczny" połączony z nazwą miasta ma we współczesnej polszczyźnie najczęściej ironiczny (lub negatywny) wydźwięk. Owszem takie zestawienie pojawia się w wersji serio, ale raczej w folderach reklamowych lub na portalach informacyjnych dla turystów... ;)

    Ta "czysta rejestracja" ma zapewne owocować później jakimś aktem quasi-religijnej kontemplacji zarejestrowanego obrazu (patrz: sposób pisania o wystawie Sally Mann... Co przypomina mi trochę osobiste zapisku Stefana Kardynała Wyszyńskiego po wizycie w kaplicy Cudownego Obrazu w Częstochowie). "Krytyk krytyków od wykrzykników" - że użyję określenia Wojtka Sienkiewicza, napisał kiedyś, bodajże w przypadku Andrzeja Jerzego Lecha (cytuję z pamięci i zapewne niezbyt niedokładnie, ale sens był taki), że w fotografii (fotografii AJL) chodzi nie o "komunikację z odbiorcą", ale o rodzaj "wiary"...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja może dzisiaj zobaczę wystawę Konopki - ale nie wiem, czy uda mi się przebić przez strefę kibica. Niemniej wydaje mi się, że Twoje przemyślenia wynikają z braku akceptacji dla artyzmu w tych pracach, gdzie on nie jest potrzebny w Twoim rozumieniu, bo temat sam się robi na tyle doskonale, że po co (tu będę wredny) "czarna ramka"? Otóż to zabieg czysto estetyczny, kwestia tego, kto widzi w te ramki, a dla kogo one są "transparentne". Ja nie lubię gdybać, ale kiedyś tak dla picu pozasłaniałem sobie ramki w reprodukcjach fotografii Wojtka Zawadzkiego - to wciąż dostałem doskonałe obrazy (a Wojtek jest moim zdaniem niedościgniony w sprawności kopiowania w ogóle). Podobnie u Sławoja Dubiela. Natomiast w wielu innych przypadkach brak ramki rozwalał obraz do tego stopnia, że stawał się nie interesujący, nudny. Tu nie chodzi o samą ramkę, ale o całość zabiegów estetycznych czy też estetyzujących, jak barwienie papieru, tonowanie, które zmienia kolor itp. Ja strasznie lubię wiele z tych obrazów, uwielbiam foty Ewy Andrzejewskiej czy choćby Piotra Komorowskiego (cykl "Spostrzeżenia" czy "Gęsto"), ale to już wykracza poza dokument). Natomiast fakt faktem, że w dokumencie zabiegi estetyczne wydają mi się przeszkadzać, ale przecież nie muszę ich widzieć. Może życie bez nich było by zbyt proste, a bez nich fotografia, która u nas i tak nie jest uważana za twórczość, tylko rzemiosło - nie była by w stanie zaistnieć w galeriach? Sztuka musi być.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czemu piszesz o "czarnej ramce"? Tu nie ma o niej ani słowa ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja wiem, że Ty wiesz, czemu:) ale inni mogą nie wiedzieć. Otóż "czarna ramka" to trochę taka istota, jak z ludźmi, którzy mają psy - dzielą się na takich, co otwarcie mówią, że ich psy śpią z nimi w łóżku i na takich, co się do tego nie przyznają. Z czarną ramką to jest tak, że wielu mówi, że to nieistotne, ale potrafią godzinami rozprawiać o jej zasadności. Oczywiście te rozmowy są płonne i chyba tylko raz usłyszałem o nich coś akuratnego, ale pominę tę wypowiedź na szerokim forum. Ja sam takie obrazy robiłem i - jak już wspomniałem - są sytuacje, w których jest ona dla mnie fajnym zabiegiem, ale w określonych okolicznościach. Natomiast z "czarna ramka" w tej (poprzedniej) wypowiedzi to po prostu symbol. Jak zresztą nietrudno zauważyć, jest to dość ważny symbol, co widać choćby po fotach robionych wszelkimi komórkami, z softem do ich "upiększania", stylizowania, archaizowania itp. Jakaś więc zasadność jej istnienia jest. Jak ważna to rzecz widać choćby w publikacjach Rafała Milacha, który używa tego efektu na równi z bezramkowymi, "bezstylowymi" fotografiami wykonanymi na innych nośnikach. Niedawno całkiem Kuba Dąbrowski w swoim blogu o długiej nazwie też raczył czytelników (oglądaczy) fotami z mju skanowanymi ze specyficzną ramką, która przez kilka lat zawładnęła rodzimą blogosferą, a teraz została wyparta przez hipstamatici sriki tiki pierdziki. Słowem - ramka jest ważna, ale nie wiem dlaczego. Ale mam pewne domysły :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobrze wiesz Wojtek (i ja wiem), że nie idzie o tę żałobną ramkę, tylko o cały "zespół cech chorobowych"... Czyli pewną strategię działania, która wpływa wydatnie na wybór motywów, sposób ich prezentacji oraz to, co z całej tej zabawy wynika. Więc ta dość powszechnie używana stylizacja na starą fotografię, to całkiem zrozumiały od strony psychologicznej zabieg, ponieważ pozwala dobierać się do rzeczywistości w oswojonej dla autora oraz widzów formie. Ale jednocześnie to archaizowanie wyklucza szereg motywów i tematów. Oczywiście można poprzestać na samych walorach wizualnych kadru, który ma być przedmiotem estetycznej kontemplacji (albo parareligijnej ekstazy, BRRRR...), ale można też spróbować powiedzieć jeszcze coś istotnego i więcej o tej rejestrowanej rzeczywistości, w wymiarze nie tylko estetycznym lub egzystencjalnym, ale i socjalnym, historycznym czy politycznym wreszcie. Coś takiego wymaga nieco innego podejścia... W sumie każdy podejmowany temat wymaga całkiem odrębnego podejścia. Z biegiem lat i wraz z kolejnymi (z)realizowanymi seriami, coraz bardziej przemawia do mnie praktyka, którą można by określić, jako "używanie fotografii" ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Weszliśmy w obszar semantyki. Mateusz dobrze okreslił to co miałem na myśli. To oczywiste, że w kazdym obrazie jest "manipulacja" - świat nie jest czarno-biały, ani 2-wymiarowy itd. Fotografie Konopki są "czyste" w znaczeniu "dokumentalne", aczkolwiek nie tylko. One operują też na innej płaszczyźnie. Słowo "magiczny" oczywiście ociera się o banał, Marian Szmidt użyłby pewnie słowa "transcedentny", być może równie banalnego. Nie zmienia to jednak faktu, że pewna równoległa rzeczywistość w fotografiach Konopki się pojawia. I na tym polega ich wyjątkowość, moc i różnica w stosunku do "zwykłych" zdjęć dokumentalnych.

    "Czujność i rutyna w działaniu" oczywiście tak. Ale na pewno nie "tylko".

    Panowie, czarna ramka nie ma nic wspólnego ze stylizacją na starą fotografię. W takim wydaniu nadaje ona obrazowi dodatkowej wartości, o której nie wspominacie lub nie zauważacie - pokazuje dbałość fotografa o kadr od samego początku powstawania obrazu. Świadczy o tym, że zdjęcie nie jest kadrowane. Oczywiście pełen kadr nie jest warunkiem dobrej fotografii, niemniej jednak jest dowodem szerszego kunsztu fotografa. Zwłaszcza gdy mamy do czynienia z techniką, która często ogranicza twórcę do wykonania tylko jednego jedynego ujęcia (drugie nie jest już możliwe, z powodu zmiany obrazu fotografowanego, czy też warunków). Drugi aspekt to jakość naświetlenia i wywołania materiału. Dzięki ramce widać biegłość techniczną fotografa, czyli czy zdjęcie jest starannie wykonane również od strony technologicznej.

    W erze cyfry waga tych kwestii zapewne zanika, razem z zanikiem wiedzy nt fotografii analogowej, niemniej jednak dla tych co znają temat, wartość takiej fotografii mocno rośnie.

    Tak na marginesie po co sformułowania typu "cechy chorobowe" itp.? Nie można wymienić poglądów bez prób dyskredytowania kolegów po fachu? ;)

    Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  12. No właśnie o to chodzi, że wydaje mi się, że nie "po fachu". Kiedyś byli fotografowie oraz artyści posługujący się medium fotografii. Teraz doszła "trzecia płeć" - dokumentaliści posługujący się medium fotografii. Może w tym żarcie jest pewna metoda na wytłumaczenie braku porozumienia.

    OdpowiedzUsuń
  13. @ Maciej Herman. A Ty dalej swoje. "Równoległa rzeczywistość", "czystość", "transcendencja" (brakuje zdecydowanie "aury")... Fotografia to medium bardzo "powierzchniowe", co nie oznacza, że koniecznie "powierzchowne" (zależy od mentalnych predyspozycji tudzież intencji autora zdjęć).
    "Transcendentne" podejście jest tylko sugerowane odbiorcy, podobnie jak znaczenie symboliczne czy metaforyczne. Służy temu cały zestaw (wizualnych) rozwiązań + wybrana technika rejestracji obrazu. Wspomniany zestaw nie jest skończony, ale też mocno siedzi w plastycznych tradycjach wizualnych, typowych dla danego kraju czy kontynentu.

    W kwestii ramki oraz pełnej klatki, wykonaj proste ćwiczenie i spróbuj ją pozasłaniać o wielbionych fotografów, naprawdę będziesz zaskoczony rezultatami. Ja sam coś takiego dobrych parę lat temu zrobiłem i byłem bardzo zaskoczony...

    Na koniec co do bezbolesnej wymiany poglądów, to Twój postulat przypomina mi trochę absurdalną sytuację, zachodzącą w przypadku "obrazy uczuć religijnych" (które zresztą są chronione stosownym paragrafem)... Jeżeli ktoś wystawia swoje prace na widok publiczny, musi się liczyć z pojawieniem głosów krytycznych, a te mogą przybierać mniej lub bardziej ostrą formę (szeroko rozumiane środowisko "fotograficzne" w Polsce nie jest bynajmniej grupą wzajemnej adoracji). Jeśli natomiast chce w/w sytuacji uniknąć, niech lepiej trzyma swoje rzeczy w szufladzie.

    OdpowiedzUsuń
  14. @ Wojciech Wilczyk - zważ na moje przymrużenie oka po ostatnim akapicie :)
    Liczę na obustronny margines dystansu do dyskusji, gdyż tak jak Wielkanoc i Boże Narodzenie - każde ma swoich fanów i tak pewnie będzie już zawsze. Przecież nie piszemy tych komentarzy żeby siebie przekonać :)

    I kończąc, wierz lub nie - ja jestem fanem obydwu świąt i obydwu kibicuję (sorry za sportową analogię, ale ciężko się ostatnio od tego uwolnić). Mark Swope na ten przykład pierwsza klasa! Nawet bez ramki... ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Przypomniała mi się postać głównego bohatera powieść Adama Zagajewskiego "Ciepło zimno", który będąc studentem filozofii i uczestnicząc w różnych dyskusjach (dzisiaj by się powiedziało - "panelach"), oczekuje, że w pewnym momencie nastąpi wreszcie końcowe zważenie racji stron, że wisi to w powietrzu, że już, już... i oczywiście coś takiego nigdy nie następuje. Więc nasz bohater staje się niejako etatowym specjalistą od koncyliacji i w takim właśnie charakterze zaczyna być zapraszany do klubów dyskusyjnych. Proza fajna, także od strony pojawiających się tam "konkretów" z Krakowa lat 60., co jeszcze jako tako pamiętam... Czyli postulowaną powieść realistyczną, jak najbardziej mieszczańską, Zagajewski popełnił sam.
    Ale nie o tym chciałem, w pewnym sensie wracamy do punktu wyjścia ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. to wszystko przez to, że jesteś ateistą i nie masz w sobie za grosz pokory! o stylu już nie wspomnę!

    ;)

    OdpowiedzUsuń

Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.