sobota, 16 czerwca 2012

ODKRYWANIE AMERYKI, Mark Swope


Wystawa „Nowych Topografów” miała swe drugie tournee w 2009 roku (a właściwie to trzecie, bo w okrojonej wersji pokazywano ją też w 1981) i dla wielu osób robiących zdjęcia w USA jest ciągle istotną płaszczyzną odniesienia. I nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ prace prezentowane podczas tego pokazu, kuratorowanego przez Williama Jenkinsa, mocno siedzą tradycji amerykańskiej fotografii, w tym co robiono w latach 30. i 40. XX w., a także nieco wcześniej - np. w stricte użytkowej działalności z przełomu XIX i XX w. Reasumując, jest tam po prostu do czego nawiązywać.
Na zdjęcia Marka Swoepe'a natknąłem się na stronie Craig Krull Gallery i jego cykl pt. „Los Angeles River” zrobił na mnie największe wrażenie. Prace z tej serii powstawały w latach 2003-2006, czyli dystans czasowy nie jest zbyt duży, natomiast gdyby mówić o „dystansie mentalnym”, jaki dzieli powstające w technice monochromatycznej fotografie z rodzimego podwórka, no to mamy przepaść, albo dostosowując się do amerykańskiej topografii - kanion.
Oczywiście jestem tutaj trochę niesprawiedliwy, bo sam motyw eksploatowany przez Swope'a ma potężny potencjał wizualny (czegoś takiego u nas raczej nie znajdziemy) i też światło na południu USA jest zupełnie inne, ale spróbujmy wyobrazić sobie, jak podobna konstrukcja, zostałaby potraktowana wykonane przez fotografa krajowego? Zamykam oczy i widzę: 1. stykówkę 2. z czarną ramką, 3. zdjęcie ma winietę od przesadnego shiftu, 4. jest sepiowane, 5. przy uważny przyglądnięciu się kadrowi, widać też, że z głębią ostrości jest nie za dobrze - to wszystko w wersji analogowej, „magicznej” też czasem zwaną.
A teraz wersja cyfrowa (przymykam oczy i widzę): 1. średniej jakości wydruk, 2. ze ściągniętym kolorem, 3. z dodaną winietą w Photoshopie, a w wersji bardziej „magicznej” - z fakultatywnie dodanym cyfrowym „ziarnem lub niebem ściemnionym do intensywności asfaltu, 4. po tym ściągnięciu koloru coś niedobrego dzieje się z kontrastami w cieniach, co przypomina nieco czarno-oślizgłe efekty uzyskiwane przez Andrzeja Dragana w przypadku portretów, 5. po uważniejszym przyglądnięciu się kadrowi widać, że jakość wyjściowego pliku nie była najlepsza (do tego - wątpliwa głębia ostrości, etc).
Mark Swope:

 Mark Swope, z cyklu Los Angeles River, 2003

 Mark Swope, z cyklu Los Angeles River, 2003

 Mark Swope, z cyklu Los Angeles River, 2005

Mark Swope, z cyklu Los Angeles River, 2005

6 komentarzy:

  1. "I spy with my little eye". Znasz to? Rozbawiles mnie dzis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest gra?
      Czym Cię dzisiaj/wczoraj rozbawiłem?

      Usuń
    2. Tak. Taka dla dzieci. Jedno mowi: I spy with my little eye something that is gray, with black frame, boring, without contrast and and it looks like it fell into tea for a few minutes. I drugie dziecko ma zgadnac ze to chodzi o mistrza K.

      Tym mnie wlasnie rozbawiles. Jak zamykasz oczy i widzisz jakby to krajowi fotografowie ujeli. Moim zdaniem to zabawne choc troche plakac sie chce.

      Usuń
    3. Trochę podobnie jest w przypadku poezji... Istnieje ogromna liczba osób pisząca wiersze o pisaniu wierszy a la Wallace Stevens i typki z OuLiPo, porzygać się można od tej wysokolulturowej lektury...

      Usuń
  2. Przy okazji zobacz co sie pieknego dzieje jak sie kliknie na jedno ze zdjec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się nazywa u nas działaniem "niewidzialnej ręki rynku"...

      Usuń

Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.