niedziela, 24 czerwca 2012

POL-SKA BIAŁO-CZERWONI


Kraków, ul. Krowoderskich Zuchów, 25.05.2012

I tak się to wszystko ładnie w barwy narodowe układa...

Tymczasem w świeżo nabytym III tomie Historii antysemityzmu. 1945-1993 pod redakcją Léona Poliakova (Universitas wycenił to wydawnictwo na absurdalnym poziomie 70 PLN,  a po dwóch latach w taniej książce cena spadła do 20 zeta), w artykule autorstwa Paula Zawadzkiego, który jest poświęcony Polsce, czytam co następuje (str. 230-231):

Oskarżanie władzy (czy opozycji) lub po prostu przeciwnika o to, że jest Żydem, to motyw stale pojawiający się w polskim życiu politycznym od końca XIX w. Mit żydokomuny i jego różne wersje poprzedzają o pół wieku objęcie władzy w Polsce przez komunistów. Dla niektórych autorów z początku wieku Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy była jedynie nacjonalistyczną agendą żydowską kierowaną przez „socjalitwactwo”. Celowo mieszając to, co przynależy do sfery polityki z tym,  co przynależy do sfery kultury, styg matyzacja judeofobiczna, ma w polityce tę wygodną cechę, że zawsze można było znaleźć jakichś Żydów po obu stronach barykady. „już [...] w pierwszych latach komunizmu nie tyle Żyd był wrogiem, co wróg był Żydem” (K. Kersten). Gdy w czasie odwilży  w 1956 r. frakcja partyjna zwana „Natolinem”, która chciała być uważana za „czystą rasowo”, nazywała swoich liberalnych przeciwników Żydami, obarczając ich odpowiedzialnością za stalinizm, część społeczeństwa, nie wgłębiając się w te walki na szczycie, uznawała po prostu, że reżim stalinowski jest reżimem żydowskim. Podobnie w latach 1967-1968 czystka wewnętrzna  w partii dokonała się pod hasłem polowania na Żydów stalinowskich, a partyzanci, spadkobiercy natolińczyków z 1956 r., potępiali stalinizm drugiej części tego samego aparatu.  Gdy przedstawiciele opozycji w drugiej połowie lat 70., w szczególności Komitet Obrony Robotników (KOR), byli często piętnowani przez milicję jako Żydzi lub ofiary syjonistycznej manipulacji, w każdym razie osoby prowadzące działalność antypolską, w łonie Solidarności nie zabrakło prawdziwych Polaków, którzy wskazywali i potępiali Żydów w polskim rządzie lub uznawali, że znak pierwszego zjazdu związku przypominał gwiazdę Dawida. Po zamachy stanu z 13 grudnia 1981 r. przeprowadzonym pod hasłem mniejszego zła dla ojczyzny przez gen. Jaruzelskiego, ściany domów przy alei Nowy Świat pokryły graffiti „KOR = Żydzi”. Plakaty rozklejane przez służby bezpieczeństwa przedstawiały Geremka odbierającego przez telefon instrukcje od izraelskiego rabina, a w audycji w Polskim Radiu Warszawa z 15 grudnia poświęconej neoendeckiej publikacji Samoobrona Polska ujawniono „prawdziwe” nazwisko matki Geremka, określanego mianem szarej eminencji Solidarności. Nawet duchowni katoliccy zaangażowani w dialog z judaizmem, a zwłaszcza ci, którzy odpowiadali się za przeniesieniem karmelitanek, byli nieuchronnie judaizowani przez obrońców Polski katolickiej, tak jakby każdy konflikt społeczny musiał być starciem wyłącznie wspólnot etnicznych czy „tych z grupy” i „tych spoza grupy”.