środa, 18 lipca 2012

Łukasz Korolkiewicz „Ściana”




Jechałem sobie wczoraj na spotkanie do MOCAK-u, patrzę przez okno (bo jechałem samochodem, jak klasyczny polski burak, a miasto letnio wymiecione z mieszkańców i można by śmignąć na rowerze...) i nagle widzę ten dom z obrazu Łukasza Korolkiewicza. Bo Korolkiewicz we wczesnych latach 80. namalował ślepą ścianę domu, stojącego przy ulicy Przy Moście w Krakowie. Na tej ślepej ścianie przez lata widniała olbrzymia reklama firmy PEPSI, namalowana chyba jeszcze w latach 70., a ponieważ jej nie odnawiano i nie zamalowano, a ona sama kapitalnie spłowiała, więc w latach 80., a potem w 90. ten fragment miasta, widoczny doskonale z bulwarów wiślanych oraz mostu Piłsudskiego, wyglądał zjawiskowo i cokolwiek nierealnie.
Obraz Korolkiewicza zobaczyłem po raz pierwszy w galerii „Inny Świat”, założonej i prowadzonej przez dwóch krakowskich krytyków: Tadeusza Nyczka oraz Macieja Szybista, gdzie pokazywali oni zwykle wprostowców ze Zbylutem Grzywaczem na czele, Henryka Wańka, Leszka Sobockiego i także Łukasza Korolkiewicza. Prawdę mówiąc, lubiłem tam przychodzić w przerwach między zajęciami, ponieważ zawsze można było posłuchać jakiejś fajnej opery w dobrym wykonaniu (właściciele byli melomanami), a w latach 80. słuchanie fajnych oper w dobrym wykonaniu nie było wcale takie proste i oczywiste jak teraz… 
Wracając do obrazu z ulicy Przy Moście, to od razu mi się spodobał i od  razu też pożałowałem, że sam wcześniej nie zrobiłem zdjęcia tego miejsca. Bo przechodziłam tam wielokrotnie i z każdym razem, myślałem sobie, że „warto by może to sfotografować” i tak samo myślałem też w latach 90, oglądając mocno spłowiałe litery koncernu, który swoim produktem pierwotnie celował w czarnoskórą klientelę („pepsi” to było w latach 30. określenie  równie pogardliwe jak „negro”, Coca-Cola oczywiście była skierowana dla „whities”), aż wreszcie do ślepej ściany w okolicach millenium dostawiono budynek mieszkalno-biurowy.
Szukałem tego obrazu potem w internecie, ale Łukasz Korolkiewicz nie ma swojej strony i w ogóle nie jest jakoś specjalnie reprezentowany w sieci (szkoda) i jakież było moje zdumienie, gdy podczas prezentacji „Niewinnego oka” w Centrum Sztuki Współczesnej w Radomiu w 2011 roku, zobaczyłem to poszukiwane płótno na wystawie towarzyszącej mojej własnej ekspozycji… Obraz nie ma dużych rozmiarów, zapamiętałem go jednak jako typową hiperrealistyczną wedutę, gdzie metr długości w pionie to ciągle mało. Fajna rzecz, szkoda, że Korolkiewicz częściej nie brał się właśnie za takie tematy w PRL-u (mógł sobie natomiast spokojnie darować malowanie tych kwietnych krzyży ze stanu wojennego).