środa, 19 grudnia 2012

"TOPOGRAFIA CISZY"


Waldemara Śliwczyńskiego, czyli album ze zdjęciami dawnych rezydencji ziemiańskich z Wielkopolski w końcu do mnie dotarł.



Książka jest pięknie wydana, oszczędny layout (darowałbym sobie tylko ten fiolet na kilku stronach - ale to drobnostka), który służy przede wszystkim prezentacji zdjęć. Fotografie wydrukowane są rewelacyjnie (Moś i Łuczak), do czego świetnie nadaje się też wybrany papier: Phoenix Motion Xantur 170 gsm.
Mam w tym przedsięwzięciu pewien udział, bowiem Waldek zaproponował mi napisanie wstępu do albumu. Co zrobiłem z przyjemnością, ponieważ od momentu, gdy autor pokazał mi pierwszą porcję zarejestrowanego materiału (a było to jakoś w 2009), stałem się entuzjastą tego projektu.
Już wtedy przy oglądaniu prostych wglądówek (które zostały zrobione na na Epsonie V750 - negatyw był skanowany w koszulce), widać było, że jest to materiał o sporym ciężarze gatunkowym i że jego autor dokonał istotnej transgresji w swojej działalności fotograficznej. I to wszystko bardzo wyraźnie możemy zobaczyć, gdy ogląda się ten album strona po stronie, zdjęcie po zdjęciu. Świetne kadry, idealnie trafione, bardzo atrakcyjne wizualnie, gdzie cały ten zespół estetycznych walorów obrazu nie przesłania "znaczenia" sfotografowanych motywów.



W swoim tekście wstępnym pt. "Topografia z historią w tle" (autorem drugiej przedmowy jest Ewa Kostołowska - kustosz Muzeum im. Adama Mickiewicza w Śmiełowie) piszę tak:

(...)
Na czym więc polega topograficzne myślenie Waldemara Śliwczyńskiego, bo z fotograficzną topografią ewidentnie mamy tu do czynienia? Nie rezygnując z estetycznych walorów czarnobiałej technologii rejestracji obrazu, sposób podejścia do eksplorowanego tematu ma tutaj charakter planowo sporządzanej dokumentacji. Każdy z wybranych do publikacji kadrów posiada spory potencjał wizualnej atrakcyjności, który nawet dla odbiorcy nie oswojonego z fotograficznymi konwencjami, będzie całkowicie czytelny. Ale przecież nie tylko o przyjemność patrzenia tutaj idzie, chociaż sam moment podziwu i pewien rodzaj akceptacji obrazu jest ważny, bo decyduje o tym, że chce się oglądać dalej taki cykl (a chce się bardzo). Charakter oraz pierwotna funkcja fotografowanych przez Śliwczyńskiego dworskich budynków, są łatwo rozpoznawalne, nawet jeśli nie znamy ich lokalizacji oraz daty wykonania zdjęcia. Jeżeli przy pierwszej oglądanej fotografii moglibyśmy mieć co do tego jakieś obiekcje, to już kolejne obrazy w serii pozbawią nas wątpliwości, a prawie wszystkie sfotografowane dawne ziemiańskie rezydencje, prezentują stan daleko idącej dewastacji oraz opuszczenia. Kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z tym materiałem, nastrój i klimat oglądanych obrazów, przywołał mi na myśl zdjęcia Walkera Evansa z głębokiego Południa USA, jakie pokazano podczas jego głośnej wystawy „American Photographs” w MOMA w 1938 roku. W serii tej można natrafić na fotografie zrujnowanych budynków dawnych latyfundystów, plantatorów bawełny i właścicieli niewolników, tyle jednak, że jest to tylko kilka kadrów, a nie odrębny cykl. Sposób postępowania Śliwczyńskiego przypominać też może całkiem niedawne działanie Marka Ruwedela, który w projekcie „Westward the Course of Empire” sfotografował opuszczone szlaki kolejowe na północnym zachodzie Stanów Zjednoczonych. Używający czarno-białych materiałów Ruwedel i również posługujący się wielkoformatową kamerą, swój zapis śladów bezwzględnej ekonomicznej ekspansji z końca XIX wieku, która często całkiem dosłownie wryła się w dziewicze do tej pory tereny, rozegrał w odniesieniu do obrazowania amerykańskiej fotografii krajobrazowej spod znaku Ansela Adamsa czy też wcześniejszych działań o komercyjnym przeznaczeniu, by przywołać wykonywaną przez Wilelma H. Raua dokumentację kolejowych szlaków dla Pennsylvania Railroad lub zdjęcia Williama Henry Jacksona.

Eksponowana w International Museum of Photography at the George Eastman House w 1975 roku wystawa „New Topographics: Photographs of a Man-Altered Landscape” Williama Jenkinsa, w której uczestniczyło 10 osób i których nazwiska, poza Stephenem Shore’m, Berndtem i Hillą Becherami, Nicolasem Nixonem czy Lewisem Baltzem, raczej rzadko się dzisiaj wymienia, stanowiła ważny moment rozszerzenie pola tematycznego fotografii, rozumianej jako „działalność artystyczna”. Pokazane na niej krajobrazy zurbanizowane oraz poprzemysłowe, banalne do bólu „nie-miejsca”, trudne były wcześniej do wyrażenia lub zaakceptowania z użyciem wyłącznie estetycznych kategorii czy konwencji. Pokłosiem prezentacji „nowych topografów” są projekty, gdzie wspomniana tematyka, wprowadzona do wystawowych sal rozmaitych „instytucji sztuki”, poddawana jest autorskiej interpretacji. Przy pomocy sekwencji ułożonych obrazów, twórcy takich przedsięwzięć starają się np. pokazywać skutki procesów historycznych, społecznych lub ekonomicznych, ale trzeba tutaj zauważyć, że te późniejsze fotograficzne działania inspirowane wystawą Jenkinsa, bardziej zwracają uwagę na wizualną atrakcyjność rejestrowanych kadrów, co jest pewnym odejściem od jego koncepcji „stylistycznej anonimowości”.
(...)