niedziela, 14 lipca 2013

JANICKA, WILCZYK: WARSZAWA. POLSKA. ŚWIAT NIEPRZEDSTAWIONY


Czyli wywiad, jaki  przeprowadziła z nami Lidia Ostałowska, który znalazł się w katalogu wystawy Inne Miasto, a teraz można go także w całości przeczytać na portalu Krytyki Politycznej. Na zachętę wklejam początek tej rozmowy:

Lidia Ostałowska: Wystawa Inne Miasto pokazuje Śródmieście Warszawy nieznane.

Wojciech Wilczyk: Oglądamy je z wysokiej perspektywy, chociaż nie z lotu ptaka. W XIX wieku tego typu zdjęcia nazywano widokiem administracyjnym. Perspektywa wysoka, w przypadku malarstwa nazywana napowietrzną, to także nawiązanie do XVIII-wiecznej weduty. Podobny typ działania fotograficznego nigdy nie był w Polsce szczególnie popularny.

Nadal pozytywnie wartościowany jest natomiast wzorzec stworzony przez grupę fotografów związaną z Janem Bułhakiem. Najpierw była to, anachroniczna pod względem obrazowania, konwencja piktorializmu. Później „mistrz Jan” — zainspirowany niemiecką Heimatphotographie — przekształcił ją w rodzimy, etnocentryczny program „fotografii ojczystej”. Zaczęto wówczas akcentować tzw. narodową specyfikę pejzażu, a fotografię zaprzęgnięto w służbę idei „Polski mocarstwowej”.

„Zdjęcia powinny obrazować naszą ziemię ojczystą i ludzi ją zamieszkujących z najlepszej strony oraz posiadać wartość artystyczną i piętno narodowe” — pisał wtedy Bułhak.

Elżbieta Janicka: Kiedy czyta się w pismach Bułhaka pochwałę „tradycji i rasy” wymierzoną w „pasożyty przybłędy”, skóra cierpnie. W Innym Mieście sięgamy do wcześniejszych, pierwotnych funkcji fotografii. Karol Beyer, pierwszy zawodowy fotograf warszawski, wykonał serię widoków ze świetlika kopuły kościoła ewangelicko-augsburskiego św. Trójcy, sąsiadującego dzisiaj z Zachętą. Powstała panorama miasta złożona z 12 zdjęć. Beyer sfotografował to, co jest, a nie to, co i jak powinno być. W wydanym niedawno albumie z jego zdjęciami znalazły się tylko dwa widoki z serii. Idea opisania przestrzeni wyraźnie nadal nie znajduje w Polsce uznania nawet w gronie specjalistów.

WW: Tym bardziej doceniamy np. archiwum Detroit Publishing Company pokazujące amerykańskie miasta na przełomie XIX i XX wieku lub całkiem świeże prace angielskiego fotografa Johna Daviesa zainteresowanego współczesnymi procesami urbanistycznymi. Widoki miasta zarejestrowane z wysokiej perspektywy pozwalają spojrzeć inaczej i zobaczyć więcej niż zdjęcia z poziomu chodnika. Jest to tym ważniejsze, że operujemy na terenie postrzeganym jako pozbawiony wyrazu, banalny i opatrzony. Zmiana perspektywy na bardziej zdystansowaną jest kluczowa w sytuacji, w której przez sposób opisu przestrzeni chcielibyśmy się przyczynić do zmiany potocznej świadomości.

Dlaczego pokazujecie dawną Dzielnicę Północną, która stała się terenem getta?

EJ: Chcemy pokazać centralne usytuowanie obszaru, który Jacek Leociak nazwał „miejscem-po-getcie”. Takie ujęcie wchodzi w polemikę z przekonaniem, że miejsce Żydów, a później Zagłady, było w historii Polski marginalne. Postrzegamy Warszawę jako stolicę, a więc wizytówkę kraju. W tym sensie jest to dla nas przestrzeń reprezentacyjna i reprezentatywna. Nasz projekt przynosi wizualizację tego, co na wierzchu i co tkwi w centrum kultury i społeczeństwa, a co kultura i społeczeństwo dotąd pomijały. Próby leczenia snem i milczeniem nie przyniosły rezultatu. Pora dokonać bilansu i podjąć konfrontację ze stanem faktycznym. 

[JANICKA & WILCZYK  INNE MIASTO / OTHER CITY, 17x21cm, 112 str., wstęp Hanny Wróblewskiej, esej Gabrieli Świtek Grunt i horyzont, 30 kolorowych fotografii z opisami, wywiad przeprowadzony z autorami przez Lidię Ostałowską, biogramy, podziekowania oraz mapa getta opracowana przez Roberta Marcinkowskiego - użyczona nam przez Barbarę Engelking i Jacka Leociaka, autorów książki Getto warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście. Wyd. Zachęta - Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa 2013]

4 komentarze:

  1. Hmm, ale po co fotografować to, co jest takim, jakie jest? To, co jest, każdy widzi. Właśnie fotograf innym pokazuje świat na swój własny sposób, przez swój pryzmat. Fotografia jest naznaczona piętnem fotografa. Jest przekształconym przez niego obrazem rzeczywistości. Wtedy oglądający mówi: "aaa, w życiu tak na to bym nie spojrzał" albo "pokazałeś mi inaczej coś, obok czego przechodzę codziennie".

    Natomiast idea fotografowania "z góry" to bardzo właśnie popularny i wielokrotnie wykorzystywany przez amatorów (cyfrowych) pomysł (np. tu: http://www.martinstavars.com/portfolio/), kompletnie nie nowy, nawet na krajowym gruncie (ok, może nigdy nie będący częścią konkretnego projektu). Nowy na pewno w Waszym profesjonalnym i analogowym (wielkoformatowym) wydaniu. Pomijam tu oczywiście tło całego projektu (getto).

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż mogę na to powiedzieć... Kariery to Ty Rafał jako artysta-fotograf raczej nie zrobisz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jakoś dziwnie mnie postrzegasz, myśląc, że w jakimś stopniu do tego dążę. Chyba nigdy bym nie chciał należeć do grona artystów żadnej dziedziny, bo jakoś tak jest, że oni zawsze większą wagę przykładają do treści, niż do formy - dlatego wolę Beatelsów od Dylana, McCartneya od Lennona, czy Gilmoura od Watersa (choć i jedni i drudzy odnieśli sukces zarówno artystyczny, jak i komercyjny).

      Z drugiej strony dziękuję Ci za to mnie podsumowanie, bo nie ma nic lepszego dla twórcy (bo chyba tego określenia mi nie odmówisz?), niż zły prorok.

      Trochę mi tylko przykro, że nie uzasadniłeś swojej odpowiedzi, a podsumowałeś mnie jak foto-idiotę.

      Usuń
    2. I'm very sorry, ale sam się tak wystawiasz...
      No i może pora posłuchać czegoś bardziej... nieprzewidywalnego??
      ;))

      Usuń

Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.