poniedziałek, 23 września 2013

Bryan Schutmaat "Grays the Mountain Sends"

Linka podesłał mi wczoraj via Facebook Mirek Mrozik, pisząc, że to "coś dla mnie". Natychmiast więc zajrzałem na stronę Visual Culture Blog i stwierdziłem, że rzeczywiście jest to coś kapitalnego i nie tylko dla mnie.

Bryan Schutmaat, z cyklu Grays the Mountain Sends


Bryan Schutmaat, z cyklu Grays the Mountain Sends


Bryan Schutmaat, z cyklu Grays the Mountain Sends

Tematem powstałego w 2013 roku cyklu Grays the Mountain Sends Bryana Schutmaata są zachodnie tereny USA, a konkretnie górnicze czy raczej pogórnicze miasteczka zlokalizowane na tych obszarach oraz ich mieszkańcy. Wydawać by się mogło, że wizualna narracja opierająca się na triadzie "krajobraz-portret-wnętrze, krajobraz-portret-wnętrze..." to sprawa już tak beznadziejnie ograna w amerykańskiej fotografii after Shore, a jednak okazuje się, że istotne jest kto robi (i jak się to zrobi). Co ciekawe, Brayan Schutmatt (rocznik 1983) użył przy realizacji swojego cyklu analogowej kamery 4x5". Skąd taki wybór w chwili, gdy cyfrowa lustrzanka z matrycą 36 Mpix generuje pliki, które dają możliwość uzyskania powiększeń porównywalnych jakościowo do wielkiego formatu i jest znacznie łatwiejsza w użyciu? To dobre pytanie. Myślę, że jednak obraz uzyskiwany z negatywu (chociaż skanowanego przecież) nie posiada cech cyfrowej nad-ostrości i nad-szczegółowości... I fajniej się go ogląda przy dużym powiększeniu, czy raczej wydruku. Druga sprawa, to "opór materii". Pracując kamerą na błony cięte, jesteśmy zmuszeni do idealnego wstrzelenia się w sytuację i bezbłędnego ustawienia kadru oraz parametrów ekspozycji. I żaden "postprocesing" nic tu nie pomoże...

To co podoba mi się w Grays the Mountain Sends, to nie tylko prezentacja tematu o sporym ciężarze znaczeniowym (ekstensywny kapitalizm w północnoamerykańskim wydaniu zdemolował bezwzględnie życie ludzi i krajobrazy, w których mieszkają...), ale też wizualne odniesienie się do historii amerykańskiej fotografii. Bo kiedy patrzymy na portrety byłych górników sfotografowanych przez Schutmaata, to widać w tych zdjęciach dokonania np. fotografów pracujących w latach 30./40. XX w. dla FSA (także w mocno empatycznym podejściu do modeli). Sposób ustawiania kadrów krajobrazowych nosi wpływy (czy też odnosi się do) nie tylko modernistycznej wysokoartystycznej "fotografii przyrody" spod znaku Ansela Adamsa, ale też widać tutaj echo działań autorów nie przejawiających zbytnio artystowskich dążeń, którzy w połowie XIX wieku towarzyszyli ekspedycjom geologicznym lub kartograficznym, a kilka dekad później dokumentowali powstawanie szlaków kolejowych. No więc, ignorując teraz "triadowe" ustawienie wizualnej narracji Grays the Mountain Sends, pozwolę sobie na przytoczenie kilku zdjęć krajobrazowych solo, dla własnej oraz Państwa przyjemności:

 Bryan Schutmaat, z cyklu Grays the Mountain Sends


Bryan Schutmaat, z cyklu Grays the Mountain Sends

Bryan Schutmaat, z cyklu Grays the Mountain Sends

Bryan Schutmaat, z cyklu Grays the Mountain Sends

Uff... R-E-W-E-L-A-C-J-A !!!

Fotografie z tego projektu pojawiły się też w postaci albumowej, wydanej w limitowanym nakładzie przez Silas Finch Foundation. No cóż, trzeba będzie wysupłać te 75$...
Na koniec pozwolę sobie przytoczyć wiersz Richarda Hugo, bardzo w klimacie tych fotografii (jakkolwiek literacką inspiracją dla Bryana Schutmaata podczas pracy nad tym cyklem była - tak o tym piszą na Visual Culture Blog - proza nieznanego mi bliżej Williama Kittredge'a):


Richard Hugo

Degrees Of Gray In Philipsburg

You might come here Sunday on a whim.
Say your life broke down. The last good kiss
you had was years ago. You walk these streets
laid out by the insane, past hotels
that didn't last, bars that did, the tortured try
of local drivers to accelerate their lives.
Only churches are kept up. The jail
turned 70 this year. The only prisoner
is always in, not knowing what he's done.

The principal supporting business now
is rage. Hatred of the various grays
the mountain sends, hatred of the mill,
The Silver Bill repeal, the best liked girls
who leave each year for Butte. One good
restaurant and bars can't wipe the boredom out.
The 1907 boom, eight going silver mines,
a dance floor built on springs--
all memory resolves itself in gaze,
in panoramic green you know the cattle eat
or two stacks high above the town,
two dead kilns, the huge mill in collapse
for fifty years that won't fall finally down.

Isn't this your life? That ancient kiss
still burning out your eyes? Isn't this defeat
so accurate, the church bell simply seems
a pure announcement: ring and no one comes?
Don't empty houses ring? Are magnesium
and scorn sufficient to support a town,
not just Philipsburg, but towns
of towering blondes, good jazz and booze
the world will never let you have
until the town you came from dies inside?

Say no to yourself. The old man, twenty
when the jail was built, still laughs
although his lips collapse. Someday soon,
he says, I'll go to sleep and not wake up.
You tell him no. You're talking to yourself.
The car that brought you here still runs.
The money you buy lunch with,
no matter where it's mined, is silver
and the girl who serves your food

is slender and her red hair lights the wall.

[wiersz skopiowałem ze strony www.poemhunter.com]

17 komentarzy:

  1. Piotr Biegaj napisał mi n Fb komentarz, który miał się pojawić tutaj, ale podobno nie może przejść przez procedurę komentowania, no to kopiuję go z mojego łola i wklejam:
    Piotr Biegaj Cyt: "Pracując kamerą na błony cięte, jesteśmy zmuszeni do idealnego wstrzelenia się w sytuację i bezbłędnego ustawienia kadru oraz parametrów ekspozycji. I żaden "postprocesing" nic tu nie pomoże..."

    A tego akurat nie rozumiem..?:) O ile rozumiem, że sam proces wykonywania zdjęcia na fiszkach jest bliższy filozofii wykonywania zdjęć Marian Szmidta ( http://slowphotography.pl/index.php... )i w warstwie kompozycji faktycznie nie ma tutaj miejsca na zabawy reportersko-cyfrowe, o tyle postprocessing to już chyba pozostaje jednak w gestii każdego autora indywidualnie, bo zastosować go się da zarówno w trakcie wołania , jak i po zeskanowaniu materiału już po przeprowadzeniu odpowiedniego wołania .
    Sam materiał... mniód Panie, mniód!
    Byłem kilka dni temu na wystawie kolegów z Gdańska, którzy podążają (starają się podążać) tym kierunkiem. I już wiem czego mi brakowało u kolegów. Tego właśnie czegoś, co od pierwszego spojrzenia da mi uczucie, że zdjęcie posiada (tak pożądaną ostatnio) treść!
    Kładąc na karb zachwytu miejsce i niewątpliwy akcent nowości i unikatowości przestrzeni, w której wykonano prace, nadal zawartość "merytoryczna" tych prac jest niezwykła. I nie chodzi tutaj o całą opowieść czynioną wokół zdjęć. Nie chodzi o opisy i wyjaśnienia. Te zdjęcia "opowiadają się same". Coś niezwykłego jest w tej umiejętności przekazania tego w fotografii. Czapa z głowy i "szapoba"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to pozwolę sobie skomentować ;)
      Jest różnica i nie chodzi bynajmniej o metody pracy Mariana Shmidta. Jak się przesiadłem (a raczej dosiadłem) podczas pracy nad "Kalwarią" na 500 C/M, zacząłem wreszcie mieć te statyczne, niby-upozowane kadry, do których dążyłem. A F-90 predystynował niejako do strzelania seriami, tzn. wstrzeliwania się, a nie celowania - i to odsyć istotna różnica (sorry za militarno-łowieckie słownictwo). Druga kwestia to ograniczone jednak możliwości interpretacji czy też raczej naditerpretacji zapisanego negatywu lub dia. Co mi odpowiada.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. A widziałeś "Obecność wśród nieobecnych"? ;))

      Usuń
    2. masz na myśli te wystawe o największym stężeniu fotogenii na cm kwadratowy we wszechświecie? nie widziałem, wystarczył mi news na fotopolis ;]

      Usuń
    3. ;)) Chciałem się nawet wybrać do Gorlic, ale ślęczałem wtedy nad skanami do "Innego Miasta". No więc ściągnąłem sobie katalog w pdfie. Fotogenii faktycznie jest tam od ch... i trochę, natomiast bardzo ciekawy jest sam teren Beskidu Niskiego (jakoś mi się sojarzył ze zdjęciami Schutmaata), niestety tak sztampowo eksplorowany przez uczestników tego pokazu...

      Usuń
    4. Chwile poszukałem i tez ściągnąlem tego pdfa licząc, że może coś mnie zaskoczy pozytywnie... no niestety ;] Imo, nie ma nieciekawych terenów, są tylko nieciekawi fotografowie ;)

      jeszcze a propos albumu Schutmaata, to z chęcią bym dołączył do Twojego zamówienia i przygarnął jeden egzmplarz, zawsze to jakas oszczędność na przesyłce :)

      Usuń
    5. Ostatecznie to taniej niż "Jestem z Polski" Wieteski ;)) Więc może faktycznie połączymy siły przy zakupie?
      Masz oczywiście rację co do ciekawych/nieciekawych terenów oraz fotografów, chodziło mi o to, że Beskid Niski ma wybitnie pokręconą historię, więc w pewnym sensie jest to samograj. Okazuje się jednak, że nie w każdym ujęciu...

      Usuń
    6. No wiesz, ale "Jestem z Polski" to poważna monografia, wiec i cena musi być odpowiednia, zwłaszcza ze to "limited edyszyn" ;) bardzo chętnie pisze się na wspólne zamówienie.

      ...i takie "samograje" chyba najłatwiej zepsuć (coś mi sie zdaje, że mam talent do pisania takich oczywistych oczywistości... ;))

      Usuń
  3. To dobra wiadomość. Bardzo lubię ten nowszy (choć już przecież stary) cykl Bryana Schutmaata. Cieszy mnie, że doczekam się wreszcie - po kilku latach od jego powstania - książki z tymi pracami. Równie mocno jak cieszy mnie fakt, że hiperrealizm - użyję tu świeżego porównania - mierzony często stężeniem żwiru/betonu na cm kwadratowy uniósł się na chwilę do poziomu wrażliwości wobec ludzi i pejzażu (także tej narracyjnej), jaki przebija z prac wspomnianego w tym poście autora... Miłe to memu oku :)

    À propos wspomnianej tu gdzieś 'nieobecności' (także w szerszym znaczeniu -> w pamięci) przypomniał mi się post, bodajże sprzed 3 lat
    http://hiperrealizm.blogspot.com/2010/10/5128.html
    Pomijając samą kwestię jakości tamtego projektu, to pomysł na fotografowanie nijakiej 'dzisiejszości' konkretnego miejsca - by jednocześnie opowiedzieć o niepamięci skrywającej (tutaj akurat owocowymi drzewami) dawną tkankę społeczną około-wojennych Bieszczadów, z jej małymi radościami czy ogromnymi tragediami wojennych i powojennych losów... wydaje się być bardzo ciekawy jako model :) Zwyczajność dzisiejszego dnia, fotografowane jako wycieczka do tego, co było kiedyś i ulega milczącemu przedawnieniu, może - zwłaszcza przy wsparciu ekspercką podbudową historyczną - zainspirować wielu.

    P.S.
    Nie uważam się za językowego znawcę, ale jeśli już odmieniać nazwisko autora to chyba przez jedno 't'.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! "Stężenie żwiru i betonu na cm kwadratowy"... Czyżbym przypadkowo trafił na
    uczestnika tamtego fotogenicznego pokazu? Beton i żwir pasują... To jest absolutnie trafione.
    Jeśli idzie zaś o przywołany projekt Joanny Ostrowskiej, to nie miał on jakichś wad czy też przypadłości "jakościowych" ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no, z pewnością nie trafiło na uczestnika jakiegokolwiek pokazu :) Zwyczajny zbieg kilku historii dających do myślenia + ciekawe porównanie, godne analogii, czy raczej naturalnego przeciwieństwa. Prywatnie lubię (jako logiczne zachowania) 'języki antagonizujące' stosowane z jednych twórczych okopów w stronę innych twórczych okopów. To ciekawe zjawisko, zwłaszcza przy spowijającej rynek sztuki mgle.

    OdpowiedzUsuń
  6. I tu się szczerze uśmiałem... Choć w sumie gorzki to był śmiech ;))



    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawdę dobre... a przy okazji "Gummo" Korinea mi się przypomniało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widziałem, no to muszę sobie to oglądnąć, z opisu na jaki trafiłem w sieci wygląda to obiecująco. Dzięki :)

      Usuń
  8. A inne jego prace widziałeś/widzieliście?
    http://bryanschutmaat.squarespace.com

    OdpowiedzUsuń

Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.