poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Nowoczesność i Zagłada.. (A.D. 2017)


Gdy zobaczyłem wczoraj ten bilbord przy Bronowickiej niemal automatycznie pomyślałem o tytule (tudzież zawartości) książki Zygmunta Baumana. Ponieważ zrobione wczoraj zdjęcie wykonałem pod światło (jakkolwiek z opcją HDR pro), chciałem dzisiaj rano powtórzyć ujęcie, ale anonimową doradę zastąpiły winogrona... I nie stało się tak, ponieważ ktoś pracujący w reklamie francuskiej sieci hipermarketów się zreflektował, tylko... (proszę zwrócić uwagę na litery w lewym dolnym rogu) skończyła się promocja na śródziemnomorskie ryby. W przypadku tego typu radosnej twórczości reklamowej (rodzimej i zagranicznej) funkcjonuje hasło grafik płakał jak projektował. Bo ja wiem? Grafik płakał jak eksterminował? Grafik nie płakał w ogóle jak...

2 komentarze:

  1. Od ponad dwóch lat w Polsce tylko bywam. Ale przez tych kilka dni raz na kwartał czuję się jak - nie przymierzając - dorada królewska świeża dopiero co wyjęta z wody: z nadmiaru bodźców wizualnych buzia otwiera mi się i zamyka rytmicznie, ciężko łapię powietrze i wytrzeszczam nieporadnie oczy. Durne, kolorowe reklamy wielkoformatowe istnieją oczywiście wszędzie, ale takie ich nagromadzenie, jakie można obecnie zaobserwować w Polsce, jest po prostu niewiarygodne! Przestrzeń publiczna jest po prostu zawłaszczona przez tzw. nośniki, zasrana obleśnymi reklamami. Wszystkiego. I wszędzie. Czy w takiej masie to w ogóle działa? To znaczy: czy spełnia swoją funkcję, bo działa wymiotnie z całą pewnością.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno kwitnie biznes reklamowy. Bo te bilbordy, banery, czy płachty zasłaniające cały budynek duuużo kosztują. Np. elewacja Hotelu Kongresowego vis a vis Wawelu (tam, gdzie po katastrofie smoleńskiej wisiała reklama napoju energetycznego z hasłem "Oshi ożyj", a później piwa "zimny Lech") kosztuje podobno miesięcznie 200.000 PLN.

    OdpowiedzUsuń

Żeby zamieścić komentarz, trzeba się po prostu zalogować na googlu i przedstawić.