piątek, 17 marca 2017

Ściana


Historia z widocznym na okładce obrazem Łukasza Korolkiewicza jest następująca. Była sobie kiedyś w Krakowie galeria o nazwie Inny Świat. Założyli ją w 1984 roku Maciej Szybist i Tadeusz Nyczek, a mieściła się ona na ulicy Floriańskiej (numeru nie pamiętam). Placówka ta zdecydowanie różniła się od innych ówczesnych krakowskich instytucji wystawienniczych, więc często tam zaglądałem w czasie studiów (była to jednak przede wszystkim galeria komercyjna, nazywaną nieco pogardliwie przez właścicieli "sklepem"). Nie pamiętam już, czy w Innym Świecie organizowano tematyczne ekspozycje (nigdy nie byłem na żadnym wernisażu...), jeśli idzie o program pokazów, albo raczej ofertę dla kolekcjonerów, można było tam znaleźć obrazy Wprostowców, prace Henryka Wańka, Henryka Sawki i... Łukasza Korolkiewicza. Wpadałem tam często po zajęciach, nie tylko żeby oglądać sztukę, ale też w celu... słuchania muzyki, ponieważ właściciele tego miejsca mieli zupełnie niezły sprzęt nagłaśniający oraz obszerny (w połowie lat '80 to był prawdziwy kosmos) repertuar operowy, z tego co pamiętam głównie z gatunku bel canto. I tak któregoś razu natrafiłem na obraz Ściana Łukasza Korolkiewicza, który wprawił mnie w zachwyt i zadumę. Owszem, twórczość tego malarza znałem z książki Ewy Kuryluk Hiperrealizm, co innego jednak - reprodukowane w tej publikacji prace z zaaranżowanymi scenkami (w których grali uczestnicy słynnej "Śmietanki" - nie czepiam się bynajmniej, uwielbiam te płótna), co innego - wspomniany kadr z Krakowa, przedstawiający budynek stojący przy ul. Celnej na Podgórzu, pokazany od strony pustego placu ul. Przy Moście. Widoczna na ślepej ścianie reklama pepsi-coli powstała w połowie lat '70, kiedy napój ten zaczęto rozlewać w wytwórni zlokalizowanej w Nowej Hucie (co ciekawe, przez pierwsze lata w krakowskich kawiarniach serwowano go w postaci nieschłodzonej, ponieważ nie miały one odpowiednich lodówek...). Reklamowy mural z logo pepsi trwał na tym murze przez... dwie dekady, owszem coraz bardziej wyblakły i z zaciekami, aż został zasłonięty przez apartamentowiec, który postawiono tam na przełomie wieków. Patrzyłem jak zamurowany na tę Ścianę w Innym Świecie i nie mogłem wyjść z podziwu dla arcyprostego i genialnego zarazem gestu malarza, który ten znany mi dobrze fragment krakowskiej rzeczywistości przeniósł na płótno w postaci w żaden sposób nieupiększonej. Dało mi to wtedy sporo do myślenia, ponieważ miałem wówczas za sobą pierwsze fotograficzne próby i borykałem się z problemem skrócenia dystansu wobec realnego.