czwartek, 25 maja 2017

"Z wysokości" (ciąg dalszy)


Szesnaście lat stuknęło... Pod względem technicznym (i nie tylko) to dla mnie cała epoka*... Nie miałem wtedy np. własnego skanera, więc odbitki do zreprodukowania w katalogu skanowałem u Dymitra Kismiełowa, który robił oprawę graficzną Nowej Polszy (ciągle chyba robi?) i miał takowe urządzenie. O zdjęciu widocznym na okładce katalogu wystawy w Małej Galerii ZPAF pisałem już kiedyś na hiperrealizmie. Wystawowe odbitki o rozmiarach 40 x 40 cm zrobione były na plastikowym papierze Agfy (sic!), który zresztą podarował mi na tę okoliczność Marek Lasyk, wówczas właściciel firmy Focus S.C. handlującej materiałami fotograficznymi (i udzielającej stałym klientom kredytu!). Zdjęcia wisiały w antyramach (sic!) i były umocowane do podłoża za pomocą kleistej glutowatej gumy (nie mam pojęcia jak ta substancja fachowo się nazywa?).


W katalogu pojawiło się (jak wyżej widać) 9 zdjęć, natomiast na wystawie było ich chyba z... 30. Wieszanie ekspozycji oraz sam wernisaż obfitował w zabawne sytuacje. Np. asystent Marka Grygla zapytał mnie - czy inspiruję się twórczością Bogdana Konopki? Starając się przybrać jak najbardziej poważny wyraz twarzy, powiedziałem mu, że owszem tak, że fotograf ten jest dla mnie jedynym i wyłącznym punktem odniesienia, ale sądząc po minie jaką zrobił, mogę podejrzewać, że jednak mi nie uwierzył... Na wernisażu natomiast raz po raz ktoś z gości zwracał się do Marka Grygla, mówiąc - nie wiedzieliśmy, że taka fotografia jeszcze istnieje (co było złośliwą raczej aluzją do konceptualnego przeważnie programu wystaw w Małej Galerii). Fotografie w katalogu posiadają grubą czarna ramkę negatywową (odbitki ekspozycyjne też ją miały, ale cieńszą), ponieważ we wczesnym okresie pracy nad Czarno-Białym Śląskiem, tak właśnie pokazywałem te zdjęcia, co skutkowało np. tym, że spora cześć ciasno kadrowanych klatek nie weszła później do albumu...

Kiedy planowałem tę wystawę, pomyślałem sobie, że dobrym patentem może być odniesienie się do literatury, konkretnie do werystycznej praktyki, z jaką możemy się czasem spotkać w poezji. Zarówno tytuł wiersza Marcina Sendeckiego, jak i sposób prezentowania realnego (no dobrze, bez ostatnich linijek...) idealnie pasował mi do serii zdjęć z Górnego Śląska, wykonanych przez mnie z wysokiej perspektywy.


* będzie jeszcze o "całej epoce" tutaj pisane. Zostańcie Państwo z nami ;))