piątek, 29 lipca 2011

Zabrze-Biskupice, nad Bytomką


21.07.2001 (Hasselblad 500C/M + 80mm)

Pamiętam, że na początku pracy nad Czarno-Białym Śląskiem, kiedy w lutym 2000 kręciłem się po pobliskiej Rudzie Śląskiej, moją uwagę zwróciły nagle wiejskie zabudowania, na jakie napotkałem idąc ulicą nomen omen Starowiejską. A potem sytuacja powtórzyła się w Biskupicach, gdzie wystarczyło udać się za pierwszy szereg kamienic, stojących przy ulicy Bytomskiej, żeby napotkać stodoły, obory oraz pasący się inwentarz (jak na powyższym zdjęciu).
Musiało to nieźle wyglądać w czasach, gdy zawzięcie dymiło na tym terenie kilkadziesiąt koksowni, a fotografowie ojczyści z kręgu Jana Bułhaka, lubowali się w ujęciach bujnych łanów zbóż (plan pierwszy) na tle dymiących kominów lub słupów trakcji wysokiego napięcia (plan drugi). Podobne motywy wykorzystywano zresztą nagminnie w malarstwie socrealistycznym.
Wracając do tych napotykanych wtedy przez mnie wiejskich zabudowań, zdałem sobie wtedy sprawę z pierwotnego - rolniczego charakteru Górnego Śląska, o czym oczywiście można przeczytać w naukowych opracowaniach, ale zawsze lepiej zobaczyć to na własne oczy. Tak sobie myślę, że po likwidacji  przemysłu hutniczego, po zamknięciu kopalń i tych kilku działających jeszcze koksowni, tereny te z powodzeniem mogłyby znów stać się bardziej wiejskie i zielone. Wydaje mi się, że Ruda Śląska (Ruda) i pobliskie Biskupice, biorąc pod uwagę charakter tutejszej zabudowy, doskonale się do tego nadają, ale czy ktoś ma w ogóle taki pomysł?

czwartek, 28 lipca 2011

Zabrze-Biskupice, ulica Feliksa Goły, 21.07.2001



I dziesięć lat minęło (+ jeden tydzień)… Mam spory sentyment dla tych trzech budynków o zbliżonej architekturze, które stoją przy ulicy Feliksa Goły. Wielokrotnie zresztą je fotografowałem. Ale czy jeszcze stoją i w jakim są stanie?

wtorek, 26 lipca 2011

TWARDE LĄDOWANIE


Jeżdżenie na rowerze po Krakowie może być wk... . Szczególnie, jak się jedzie z dzieckiem w foteliku. Totalny chaos, jeśli idzie o system ścieżek rowerowych. Jeżeli są, to ewidentnie ktoś je wymyślił od d... strony. Bo nagle np. się urywają. Ludzie po nich zresztą nagminnie łażą, bo czemu by nie mieli łazić? Można jechać też po chodniku (co wożąc dziecko, często praktykuję), ale tu wszędzie niemal można napotkać zaparkowane „samochody sportowo-użytkowe” o wadze prawie dwóch ton. Zniszczone nawierzchnię dróg, rozpieprzone chodniki (też przez parkujące na nich auta). Po niedawnym pobycie w Kopenhadze jest to szczególnie boleśnie widoczne… A przecież wszystko zależy od nas samych (wyborców), czyż nie? Dlaczego zatem po raz kolejny na prezydenta miasta wybraliśmy (nie głosowałem na niego) profesora Jacka Majchrowskiego, światowego specjalistę od indolencji, którego roczne uposażenie przewyższa znacznie dochody głowy państwa polskiego?

Wracając z Kopenhagi via Ystad, Świnoujście, Gorzów Wielkopolski, Lubin, zatrzymaliśmy się pod Świdnicą, a ja tradycyjnie wybrałem się na rowerową przejażdżkę. Tym razem trafiłem m.in. do niezbyt odległej miejscowości o nazwie Pastuchów. Jadę sobie na rowerze od strony Piotrowic Świdnickich i widzę murowany kościół po prawej stronie drogi. Myślę – wygląda na romański, więc podjechałem bliżej i faktycznie w fasadzie zachodniej znajduję uskokowy portal typowy dla XIII wieku. Wokół kościoła cmentarz, a na nim wyłącznie polskie lastrykowce. Tylko w murze otaczającym tę mini nekropolię zachowało się kilka tablic nagrobnych z niewyraźnymi napisami sprzed 1945, kiedy miasteczko nazywało się Puschkau. Obchodzę świątynię dookoła i po prawej stronie od wejścia (stojąc do niego plecami) znajduję ewidentnie pocmentarny teren z resztkami kamiennego ogrodzenia, na którym rośnie bujne zboże. Jestem w Polsce.

 Pastuchów, 23.07.2001 (Nokia  2700)

 Pastuchów, 23.07.2001 (Nokia 2700)

 Pastuchów, 23.07.2001 (Nokia 2700)

poniedziałek, 25 lipca 2011

Norwegia, Andøya, lipiec 2006


(Hasselblad X-Pan, 45mm)

Najdalej na północ dojechaliśmy wtedy do Andenes. Czyli znacznie poniżej Trømso, nie mówiąc już o Nordkapp. Zaczęło robić się cholernie zimno i na domiar złego przez najbliższy tydzień miał lać ostry deszcz. Więc odpuściliśmy wtedy.
A teraz wracając z Kopenhagi na pokładzie Wawelu, którym też w 2006 pokonywaliśmy trasę Świnoujście-Ystad w drodze do i z Norwegii, pomyślałem o konieczności powrotu do tego kraju i zrobieniu trasy głównie po po jego ekstremalnie północnych rejonach. Oczywiście, nie tak jak 5 lat temu z namiotem, tylko camperem...
I z tych rozmyślań wyrwała mnie Marta, ponieważ z zainstalowanego na pokładzie telewizora, dowiedziała się właśnie o wybuchu bomby w centrum Oslo.
A potem już w Polsce, jadąc w nocnej ulewie trasą S3, dostałem od Eli Janickiej smsa z informacją o ofiarach zastrzelonych na wyspie Utøya.
Pomyślałem wtedy, że sprawcą są, albo islamscy ekstremiści, albo jakaś faszyzująca organizacja prawicowa (bardziej obstawiając jednak tę pierwszą ewentualność). Tymczasem zamachu dokonał i na razie wszystko wskazuje, że w pojedynkę, norweski patriotabroniąc kraju przed marksizmem kulturowym...

środa, 20 lipca 2011

Grundtvigs Kirke, Ordrupgaard, DAC, etc.


Grundtvigs Kirke, 20.07.2011 (Nokia 2700)

Kościół w peryferyjnej kopenhaskiej dzielnicy Bispebjerg, zaprojektowany przez Pedera Jensen-Klinta (wraz z całym kompleksem otaczających go budynków), a wybudowany w latach 1921-1940. Widoczna na zdjęciu fasada oraz wnętrze (też konsekwentnie wykonane z kremowej klinkierowej cegły) robią spore wrażenie. To pierwszy punkt naszej dzisiejszej rowerowej trasy.
Potem pojechaliśmy jeszcze dalej od centrum (punkt drugi), do muzeum  Ordrupgaard, którego nową część stanowi "dekonstruktywistyczny" budynek, zaprojektowany przez Zahę Hadid. Betonowy obiekt dobudowany do willi z początku XX wieku, nie jest specjalnie duży, ale świetnie się starzeje i komponuje z przylegającym parkiem. A w środku oprócz francuskiego badziewia z czasów impresjonizmu i równolegle powstających prac skandynawiskich autorów (w podobnej manierze i o zbliżonej jakości), miałem wreszcie okazję zobaczyć tutejszą kolekcję prac Vilhelma Hammershøia. Obrazy, które znałem do tej pory z reprodukcji lub rzeczy wcześniej przez mnie nigdy nie oglądane. Do pomieszczenia gdzie je powieszono (w starej części muzeum), wracałem kilka razy. Hammershøi, który po światowym tourne w latach 90. XX wieku, stał się bardziej znany, chyba ciągle nie jest jednak traktowany z należną mu uwagą. Eksponowanie olejnych prac lub chronionych szybą vis a vis okna, nie jest szczególnie dobrym rozwiązanie - by tak to eufemistycznie określić. Może zresztą przesadzam trochę z tym brakiem uwagi, bo w muzelanej księgarni kupiłem pierwszorzędnie wydany i świetnie opracowany, katalog tutejszej wystawy Hammershøia sprzed kilku lat, gdzie starano się pokazać, w jaki sposób jego obrazy były inspiracją dla kadrów w filmach Carla Theodora Dreyera (reżysera niekoniecznie w Polsce znanego).

Korytarz w Odrupgaard, 20.07.2011 (Nokia 2700)

Do punktu trzeciego, czyli Dansk Architektur Center na Christianshavn, jechaliśmy przez jakiś czas biegnącą nad morzem Kystvejen, która w okolicach Charlottenlund Fort, zmieniła nazwę na Strandvejen, a potem Østerbrogade i dalej przez całe miasto. Zanim jednak odwiedziliśmy wystawę w DAC-u pt. "What makes a livable city_" , pojechaliśmy na obiad do włoskiej restauracji Rimini przy Amagerbrogade, gdzie w toalecie, natrafiłem na dobrze odżywionego przedstawiciela gatunku Blatta orientalis, którego niestety - nie wiedzieć czemu - nie sfotografowałem (!!!).
Ekspozycja w Dansk Architektur Center pokazuje nie tylko kapitalne projekty (w pewnej części już zrealizowane) nowych budynków w Kopenhadze, ale także całą strategię oraz - nie bójmy się użyć tego słowa - filozofię rozwoju tego miasta. Co w konfrontacji z rodzimymi aglomeracjami, które od czasu unijnej akcesji  notorycznie nie uchwalają planów zagospodarowania i rozwijają się - by tak powiedzieć - "żywiołowo" (olewając przy tym nagminnie rolę komunikacji zbiorowej oraz przestrzeni publicznej),  spowodować może u osoby znającej wspomniane realia... wyraźny spadek nastroju. Czego doświadczyłem.
Po powrocie do domu zgooglowałem naszą trasę i wyszło mi, że przejechaliśmy ponad 35 kilometrów, a biorąc pod uwagę, że trochę błądziliśmy, będzie jakieś 40... I wszystko to po świetnych ścieżkach rowerowych, które są szerokie, równe, wyższe od jezdni o krawężnik, do tego bezpiecznie prowadzone przez skrzyżowania (i żadnemu tutejszemu palantowi nie przychodzi do głowy, żeby zaparkować na nich swojego SUV-a). 

niedziela, 17 lipca 2011

Kastrup (Kopenhaga), 16.07.2011


Po prawej stronie cienia, niewidoczny wylot autostrady na most nad Sundem, łaczący Kopenhagę z Malmo (Nokia 2700) 


     To prawda, że w fotografii istnieje pewien sekret, który należy chronić. Mówię o tym jako dziki, okazjonalny użytkownik i praktyk. Czego żałuję, to estetyzacji fotografii, tego, że ten rodzaj obrazów stał się jedną ze sztuk pięknych i spadł w czeluść kultury. Obraz fotograficzny wyprzedza estetykę albo postępuje po  niej, rodzi się z istoty własnej techniki i właśnie dlatego stanowi wielką rewolucję w naszym sposobie przedstawiania. Wybuch fotografii stawia pod znakiem zapytania samą sztukę z jej estetycznym monopolem w dziedzinie obrazu. Tymczasem to raczej sztuka pożarła fotografię niż odwrotnie. (Zapłaciła za to, ponieważ krok po kroku pozbyła się własnej substancji). Fotografia pochodzi skądinąd i powinna tam pozostać. Należy do innej tradycji, tradycji bezczasowej i, ściśle rzecz biorąc, nie estetycznej, do tradycji wzrokowego złudzenia (trompe-l’ oeil’), która biegnie przez cała historię sztuki, ale pozostaje obojętna na jej perypetie. Złudzenie to dotyczy oczywistości świata i podobieństwa tak drobiazgowego, ze może być tylko w oczywisty sposób realistyczne (w istocie jest magiczne). Fotografia zachowuje magiczny status obrazu, podczas gdy sztuka skręca w stronę estetyki po krzywej, która prowadzi od świętości do piękna, a później do estetyki uogólnionej. Tymczasem antropologiczna siła obrazu stanowi przeciwieństwo dobrze utemperowanej reprezentacji i w ogóle wszelkiej wizji realistycznej – ocala coś z pierwotnej iluzji świata.
     Stąd forma dzika, niedająca się sprowadzić do estetyzacji rzeczy, związana z ich zewnętrznym wyglądem, z ich oczywistością, ale oczywistością złudną. Całkowicie przeciwna podwójnemu przeznaczeniu,  jakie jej narzucono: realizmowi i estetyzmowi. Obraz fotograficzny jest dla mnie dzisiaj ponadto mniej ważny, gdy rozpatrywać go w kategoriach jakości czy treści, liczy się natomiast jako czysta fascynacja.  Jest bliższy początku i udręk reprezentacji. Dzięki nierealistycznej grze z techniką, absolutnemu odcięciu, milczeniu, fenomenologicznej redukcji ruchu i koloru, jest to obraz najczystszy i najbardziej sztuczny. Nie jest piękny, jest gorszy. I właśnie jako taki nabiera siły przedmiotu w świecie, który prowadzi do osłabienia zasady estetycznej. W ten sposób wciągnąłem, się do gry w tę fetyszystyczną immanencję przedmiotu, w zbieżność między obiektywną techniką i samą potęgą przedmiotu. Działanie fotograficzne jest rodzajem écriture automatique, rodzajem odbicia rzeczywistości świata, jednym z wielu.

Jean Baudrillard w rozmowie z Phillipem Petit, zamieszczonej w książce Rozmowy przed końcem, Wydawnictwo Sic! s.c. Warszawa 2001, str. 117-119.

sobota, 16 lipca 2011

Vestamager


Obrzeża Vestamager, 15.07.2011 (Nokia 2700)

Mnóstwo kapitalnej architektury. Przeciętna mieszkaniówka na takim poziomie, że nie wiem, czy i kiedy u nas coś takiego będzie budowane (czy w ogóle)? I wszystkie te budynki bez żadnych murów, ogrodzeń (zasieków i pól minowych), krat, bram z cieciami... Wszędzie można wejść lub podjechać na rowerze. Do tego autentyczna przestrzeń publiczna. Rzczywiście wspólna i w przemyślany sposób zorganizowana. Dużo też puszczonej na dziko roślinności. Czego może na załączonym obrazku nie widać, bo rzeczone domy są dopiero w trakcie budowy (pryzymy ziemi, z których się wyłaniają będą pokryte darniami trawy).
Bardzo mi podeszły te obiekty.

czwartek, 14 lipca 2011

Højdevej, 14.07.2011


(Nokia 2700)

Ta ulica oglądana w zbieżnej perspektywie z białą fasadą Filips Kirke na samym jej końcu (świątynia stoi przy prostopadłej Katrupvej), nie daje mi spokoju, za każdym razem gdy mijam to miejsce. Niestety matryca mojej Nokii nie za bardzo radzi sobie z jasną elewacją kościoła i odpowiednim balansem kolorów.

środa, 13 lipca 2011

Amager


Kopenhaga, Amager, 13.07.2011 (Nokia 2700)

Wczoraj wcześnie rano wylądowaliśmy szczęśliwie w Ystad, a stamtąd to już niespełna 100 kilometrów do Storkøbenhavn (dokładnie 88,4 kilomtera do Elbagade wg. maps.google.com) przez potężny most nad Sundem. Zatrzymaliśmy się dzielnicy Amager w mieszkaniu udostępniomym nam przez bliskiego znajomego (DZIĘKI raz jeszcze Gregor !!!). No i tak. Wczoraj świeciło ostre słońce (od razu po przyjeździe wybraliśmy się na długi spacer na pobliską miejską plażę), a dzisiaj przeważnie i niestety leje. Niemniej jednak... mimo dzisiejszego zachmurzenia cała okolica wygląda niezwykle atrakcyjnie (światło jest wprawdzie rozproszone, ale w kapitalny sposób wydobywa ostrość wszelkich detali). Jakieś 12 lat temu namiętnie fotografowałem te okolice w kwadracie i monochromie. W sumie szkoda, bo skala szarości mocno jednak zubaża tutejsze miejskie motywy. No chyba, żebym chciał nazwać tamten zestaw Grå Amager.

niedziela, 10 lipca 2011

GNIOTPOL


GNIOTPOL, A4, 08.07.2011 (Nokia 2700)

Moje ulubione miejsca na autostradzie A4, także dlatego, że wypada ono mniej więcej w połowie monotonnej trasy między Krakowem a Bagieńcem pod  Świdnicą, gdzie często jeździmy. I jednocześnie nazwa wielce mateaforyczna, jak najbardziej dotycząca "tej ziemi" ;)
Wczoraj wybraliśmy się z dzieckiem do multipleksu we Wrocławiu na "Auta 2". Niestety druga cześć produkcji Pixara to gniot w 100% amerykański i po hollywoodzku przewidywalny. Tak to jest, jak o produkcji  filmu zaczynają decydować księgowi. BŁEEE...
Wyjeżdżając z Wrocławia natknąłem się na te 3 fajne demobile, ustawione jeden za drugim, jak na jakiejś paradzie lub pokazie.

Wrocław, 09.07.2011 (Nokia 2700)

poniedziałek, 4 lipca 2011

Katowice-Załęże, ul. Ślusarska, 23.02.2011



[Zdjęcie zrobione Noblexem 135U, pożyczonym od Waldka Śliwczyńskiego. Bardzo podeszła mi praca tym aparatem. Oczywiście swing lens camera nie nadaje się do działania w każdych warunkach. Ale tu akurat naturalna dla tego typu urządzeń dystorsja, widoczna na elewacji budynku w głębi ulicy - co spowodowane jest przez obrót obiektywu, niespecjalnie przeszkadza]

piątek, 1 lipca 2011

Brzeziny Śląskie, 1 grudnia 2002



A w tle, pracująca wówczas jeszcze pełną parą KWK Andaluzja. Fotografia został zrobiona świeżo wtedy nabytym teleobiektywem 250mm z samego czubka czerwono brunatnej hałdy, usypanej z jakichś pohutniczych chyba odpadów (prawdę mówiąc, nie zrobiłem zbyt wielu zdjęć tym, cholernie drogim wtedy dla mnie szkłem...). Nie wiem, czy wzniesienie to jeszcze istnieje, natomiast sama kopalnia jest obecnie w stanie zaawansowanej likwidacji.
Maciek Mutwil zamieścił ostatnio na swoim blogu zdjęcia z wysadzania budynków płuczek węglowych. Szkoda... Kilka razy przymierzałem się, żeby zrobić zdjęcie tego obiektu z wiaduktu nad torami prowadzącymi do podajników węgla (nie wiem jak się coś takiego fachowo nazywa?) i zawsze coś mi nie pasowało, aura, pora roku, rodzaj światła... Tymczasem jest już najwyraźniej po ptokach. Szkoda mi tej pięknej kopalni o absurdalnej nieco w kontekście Oberschlesien nazwie, która rozpoczęła wydobycie 18 sierpnia 1910 roku.