Adam Ważyk
NIEZNANY DZIEŃ
W ten dzień zagubiony trzydzieści lat temu
kobiety szły mijając kałuże po deszczu
śmiech gasnął powracał zmienionym refrenem
a piekło było piekłem taksujących spojrzeń
jak gdyby inny piekieł nie było
kamienie jezdni były jak kamienie
szyld Pasmanteria wzlatywał jak sęp
a czułość była za pobliskim rogiem
i miała błędne oczy przechodnia
zasapanego z rozpiętym kołnierzykiem
Chłopiec od piekarza
chłopiec od piekarza niósł na głowie tacę
chłopiec od piekarza szedł za swoim cieniem
jak wspomnienie zastępcze
wspomnienie alibi
TAMTO
Są rzeczy których domyślam się dopiero po latach
Nieznajoma w żałobie byłą starsza niż mnie się zdawało
Ktoś nam owił pana N do napaści na mnie
Kiedy Z mówiła że filmy na nią źle działają
nie miała na myśli pięknych amantów
Ślepa ulica w śródmieściu obsadzona drzewami
ładnie obrębiona trawnikiem
nazywała się jak kobieta jak kwiat jak wiśnia ogrodowa
Hortensja
Mówiono przy stole o kimś kto mieszkał na tej ulicy
nie dosłyszałem o kim i to już przepadło
Przeszłość jest to dziś tylko cokolwiek dalej
To zdanie wziąłem z Norwida ale nie jest to moją prawdą
Ja muszę jeździć o ileż dalej
Ja muszę jeździć za ciemne morze
po dwie rękawiczki które nie są do pary
[Chyba najlepsza książka poetycka Adama Ważyka, wydany w 1962 roku w Państwowym Instytucie Wydawniczym tom Wagon (z piękną okładką Danuty Staszewskiej), zawierający zaledwie dwadzieścia dwa utwory. Wiersze przepisałem ze stron 9 i 23. Nakład tego wydawnictwa to 2000 egzemplarzy.]