niedziela, 8 grudnia 2013

Henry nocą, Henry pojmuje...

John Berryman


Henry nocą

nocne zwyczaje Henry'ego były zmorą jego kobiet.
Po pierwsze się okazuje chrapał, leżąc na wznak.
A potem wiercił się i miotał,
zmieniając pozycje jak flota w akcji. Potem, bezlitośnie
budził się co godzinę - nie miały jak 
nadążyć za ruchliwym Henry'm, co przepadał

o 3 nad ranem, po nowe tabletki albo papierosa,
czytał dawne listy, pisał nowe, gryzmolił
wyzywające Piosenki;
po czym znów do łóżka, na starą melodię, albo się sposobił
do wykrztuśnego kaszlu, już bez żadnych sprzeczek
a to jest jak śmierć. Zło które im wyrządzał

one gromadziły w sobie, potem przebaczały, tajemnicze, słodkie;
przyznacie jednak, że tak się nie da żyć'
a nawet przeżyć.
Nie wspomnę już o snach i nie powtórzę
jak drżał i oblewał się potem - coś tu musi puścić:
na dobre był na nogach już o piątej.


Henry pojmuje

Czytał do późna u Richarda, daleko w Maine,
32-letni? Richard i Helen już dawno w łóżku,
moja dobra żona już dawno w łóżku.
Miałem się tylko rozebrać i wejść do łóżka,
włożyć zakładkę do książki i zasnąć,
i wstać na gorące śniadanie.

Przy brzegu była wyspa, P'tit Manaan,
trawnik Richarda był prawie urwiskiem.
O czwartej chłód.
Zrobić człowieka zajmuje ledwie parę minut.
Chwila skupienia na tu i teraz.
Nagle, inaczej niż Bachowi

i koszmarnie, inaczej niż Bachowi, przyszło mi na myśl
że pewnej nocy, miast wkładać ciepłą piżamę,
rozbiorę się całkiem
i przejdę przez mokry zimny trawnik i urwisko
do tej okropnej wody i zawsze już będę szedł
pod nią, dalej, w kierunku wyspy.

[wiersze z tomu Delusions, etc (1972) w przekładzie Piotra Sommera przepisałem z książki: Piotr Sommer Artykuły pochodzenia zagranicznego, Wydawnictwo Marabut, Gdańsk 1996, str.105,106.
Wreszcie naczytałem się Berrymana do woli... Choć pewien niedosyt jednak pozostaje.
Ta nichilstyczna poezja, to chyba w sam raz lektura na grudniowe dni bez światła?]