Zagłada gatunków
The buffaloes are gone
And those who saw buffaloes are gone
Carl
Sandburg
Vitus
Bering widział jeszcze przed śmiercią syrenę
morską
zwaną też mniej romantycznie
krową
morską Zorza polarna
przyświecała
widowisku lecz Beringowi
zamarzały
wąsy i serce i dziąsła
były
krwawą miazgą i nie doczekał wiosny Uczestnik
jego
wyprawy Steller napisał dzieło pod tytułem
De
Bestiis Marinis ogłoszone dziesięć lat później Wtedy
wielu
myśliwych udało się na nowe łowiska i niebawem
nikt
nie mógł już zobaczyć tego bezbronnego stworzenia które
nie
śpiewało na zgubę żeglarzom
A
jednak
to
jest wielki teatr zagłada gatunków Kiedy William
Matthewson
obdarzony przydomkiem Buffalo
Bill
mierzył bizony celnym choć przekrwionym nieco
okiem
lub później gdy ten sam
przydomek
nosił William F. Cody licznie przybyła
publiczność
przypatrywała się z okien specjalnego pociągu paląc
cygara
i wachlując się kapeluszami jak
padały
wsiąkały w prerię zaprawdę było
na
co popatrzeć jak masywne pękate
usychały
niczym liście na kartach
historii
naturalnej
Lecz
cóż pierwotne cóż wtórne widowisko oklaski w pewnym
kraju
oklaskami uczczono pożegnalne
kołowanie
wróbli wdzięczne nie
ważyły
się przysiąść unosiły
się
w powietrzu jak nuty
ułomne
z ostatniego tchu
wyciągnięte
gdy zaś opadły
nie
było w nich już nic muzycznego przypominały
zmięte
kulki gazetowego papieru
Rozmaitość
losów Na przykład tur
Był
ciemny Szedł lawą Ryczał
Zataczając
się rzężąc nie pogodzony padł
w
roku pańskim 1627 Ileż dłużej
trzymały
się sobole i rosomaki puszystymi kitkami
zamiatając
ślad pośród
oblatującej
przestrzeni Słychać
o
przebiegłości skazanych gatunków podszywających się
pod
inne lecz musiała temu towarzyszyć
również
obawa królika by go nie wzięto za lwa i bolesna
niemożność
udowodnienia kim jest naprawdę
Tyle
historia naturalna A teraz komu
starczy
wyobraźni dla Prusów
chroboczących
w ostępie nieufnych dobitych
wcześniej
niż tur Nie zostawili po sobie
okruchu
mowy garnka wiary Nie ma ich
w
dantejskich piekłach ni rajach Nie ma
nigdzie
A gdzie są
Ormianie
anatolijscy których krew
spłynęła
w pustynię ale
nie
użyźniła jej Czerwonoskórzy wojownicy
o
twarzach wymalowanych w rytualne pasy co
chroniło
przed złym duchem nie uchroniło jednakże
przed
postępami komunikacji Ludzie
z
plemienia Hutu wytępieni w buszu
przez
ludzi z plemienia Tutsi Kto pamięta
kilka
może kilkadziesiąt małych narodów północy i południa
które
ginęły od zmiany klimatu zmiany pożywienia
zmiany
prawa chciano je uszczęśliwić bądź
ukarać
oświecić nawrócić skłonić
do
ustąpienia miejsca potrzebnego
w
różnych czasem nader doniosłych celach
Ten
stary człowiek z miotłą w Górze Kalwarii widział jeszcze
swoich
współziomków innego wyznania jak
odjeżdżali
by zamienić się w dym To nie on
był
sprawcą Był świadkiem Zamiatał chodnik Niewiele
jednak
umiał o nich powiedzieć gdy pewien
literat
który ćwierć wieku spędził na obczyźnie powróciwszy
wychylony
z samochodu pytał Widzieliście
ich
Jak pana widzę przed sobą I co się
z
nimi stało Kto to wie A co się
stało
ze ścianami wśród których
modlili
się stukali młotkiem pomstowali rodzili dzieci Wszędzie
mieszkają
ludzie Jest im ciasno
Oto
więc
przyroda
w której nie ma pustych miejsc Wszędzie
wchodzi
trawa piasek i głos Duchy bizonów
nie
straszą Fala zamknęła się
nad
cieniem cienia syreny Są jeszcze
ostatnie
nosorożce i liczne jaskółki Ludzie
mają
swój teatr Życie
trwa*
*Fakty
dotyczące wyniszczenia niektórych zwierząt zaczerpnięte zostały z książki
Antoniny Leńkowej pt. „Oskalpowana ziemia”, wydane) przez Zakład Ochrony
Przyrody PAN, Kraków 1961. (Przyp. aut.)
[wiersz z tomu Zagłada gatunków opublikowanego w roku 1970 w wydawnictwie Czytelnik]