Zdjęcie nie jest zbyt duże, niestety tylko takie znalazłem w sieci, a to reprodukowane w albumie „Kresy w fotografii Henryka Poddębskiego” pojawia się jest na dwóch stronach rozkładówki i nie wejdzie mi do skanera. Szkoda, bo fotografia świetna, absolutnie trafiona i zjawiskowa. I właśnie na nią trafiłem najpierw, kiedy w rok mniej więcej temu otwarłem rzeczoną książkę księgarni na Palcu Bankowym w Warszawie. Henryk Poddębski nie jest dziś autorem specjalnie znanym ani cenionym, a szkoda bo jeśli porównać jego zdjęcia do tego, co wychodziło spod ręki „fotografów ojczystych” z Janem Bułhakiem na czele, to widać sporą i wcale nie subtelną różnicę. Wspomniany album, wydany przez lubelską agencję reklamową Ad Rem, liczy 306 stron (co ciekawe, książka nie ma paginacji…), na których zamieszczono 214 fotografii oraz teksty opisujące krainy geograficzne II Rzeczpospolitej, sfotografowane przez Poddębskiego.
Publikacja jest wydana starannie, profesjonalnie zeskanowane i opracowane fotografie, pojawiają się w różnych odcieniach sepii na matowej kredzie 150 g/m2. Leszek Dudlik i Waldemar Golec, autorzy koncepcji albumu oraz wyboru fotografii, piszą, że są one wyrazem najwyższych osiągnięć fotografii krajobrazowej, obdarzając przy tej okazji autora zdjęć ze wschodniego pogranicza II RP nieszczęsnym mianem „fotografika”… Doceniając ich pracę przy powstaniu tej książki, nie sposób jednak poczynić kilku krytycznych uwag. Szkoda, że ta pierwsza albumowa publikacja, tak fenomenalnego fotografa, jakim był Henryk Poddębski podlana jest jednak nazbyt obficie sosem nostalgiczno-kresowym. Zupełnie niepotrzebnie! Niepotrzebnie też fotografie układano według klucza geograficznego (akurat w mało ciekawych sekwencjach ze Lwowa i Wilna sporo zdjęć można było sobie darować), a nie ze względu na atrakcyjność wizualną, jaką prezentują.
Wyobraźmy sobie więc książkę z fotografiami Henryka Poddębskiego wydrukowanym na tej samej kredzie mat, lecz w regularnych duotonach (najlepiej z Pantonem Warm Gray 8 – a nie w tej pocztówkowej pseudosepii), które owszem ułożone są według porządku krain geograficznych, lecz priorytetem ich doboru jest wymieniony przeze mnie wcześniej parametr czysto fotograficznej atrakcyjności oraz oczywiście jakości. Wyobraźmy sobie album, gdzie opisy terytoriów II RP w mniej sielankowy sposób prezentują polską obecność na tamtej ziemi i pozwalają przemawiać samym zdjęciom, zwłaszcza, że tak jak słusznie zauważają autorzy albumu Henryk Poddębski nie miał żadnych uprzedzeń narodowościowych, religijnych czy społecznych. Fascynowało go bogactwo kultur i obyczajów, niepowtarzalny charakter życia jednostek i całych zbiorowości.
Poddębski był fenomenalnym dokumentalistą, który z trudem mieści się w przyciasnym ubranku „polskiego fotografa krajoznawczego” (choć oczywiście zlecenia o takim charakterze wykonywał). Szkoda, że podczas pracy nad formą i zawartością omawianej książki, nie wzięto tego pod uwagę, ponieważ jak mało kto z rodzimych autorów zdjęć działających przed 1939 rokiem, zasługuje on na fotograficzny album z prawdziwego zdarzenia.