Adam Ważyk
Obrazy wracają
Obrazy wracają
jak gdyby w nich było coś więcej niż było
Młyn murowany gdzie winda na sznurach
wciągała mnie powoli przez okienny otwór
z widokiem na szary horyzont
piaszczyste łysiny
jałowce
Okrągły cyrk neoklasyczne freski
łańcuchy pękające na piersiach atlety
kiedy zaciskał poniesione pięści
W starej oprawionej książce
dokładnie narysowany tajfun szalał na rycinie
Siedziałem przy stole rozłupując jajko
Leżałem na dnie łodzi fale bełkotały
mijałem barkę najeżoną kolorowymi parasolkami
histeryczne śmiechy pożerały przestrzeń
niewysokie sady przechodziły obok
śliwki spadały ze śliw
obrazy wracały w dowolnej kolejności
i obojętny horyzont
Tamto
Są rzeczy których domyślam się dopiero po latach
Nieznajoma w żałobie była starsza niż mnie się zdawało
Ktoś namówił pana N do napaści na mnie
Kiedy Z mówiła że filmy na nią źle działąja
nie miała na myśli pięknych amantów
Ślepa ulica w śródmieściu obsadzona drzewami
ładnie obrębiona trawnikiem
nazywała się jak kobieta jak kwiat jak wiśnia ogrodowa
Hortensja
Mówiono przy stole o kimś kto mieszkał na tej ulicy
nie dosłyszałem o kim i to już przepadło
Przeszłość jest dziś tylko cokolwiek dalej
To zdanie wziąłem z Norwida ale nie jest moja prawdą
Ja muszę jeździć o ileż dalej
Ja muszę jeździć za ciemne morze
po dwie rękawiczki które nie są do pary
Przystań
Nie zmącona woda u przystani
czarnym grzbietem odtwarza dziób statku
Tu każda rzecz się przyznaje do siebie
wysoki brzeg na nim zmurszałe mury
żelazna brama ogrodu zamknięta
i pałająca na samotnym krzewie
różowa róża rozkwitła tożsamość
[Z książki: Adam Ważyk Wiersze wybrane, Czytelnik, Warszawa 1978, str. 170, 159, 219]