środa, 13 października 2010

PUNX NOT DEAD (2)


Zbigniew Tomaszczuk, NN, 1981-82

Zbyszek Tomaszczuk podesłał mi ostatnio powyższą fotografię z następującym komentarzem: oto jedno ze znalezionych nigdy wcześniej (pewnie gdzieś od 1981-2 r) nie wywoływanych zdjęć. Tak się składa, że widoczną na nim osobę kojarzę z punkowych koncertów. Właśnie z 1982 i może też z 1983? Z występu TZN Xenna na festiwalu Open Rock w 1982 w Krakowie? Czy może nieco później, w zupełnie innym miejscu? Jest też możliwe, że pamiętam tą postać z opisywanej wcześniej wystawy w Hybrydach w 1983?
W tzw. międzyczasie (pomiędzy tamtym wpisem a mailem od Zbyszka) w księgarni Ha!artu w Bunkrze Sztuki nabyłem album „Generacja” (w tym miejscu ukłony dla pani-sprzedawczyni o blond platynowych włosach, za specjalną zniżkę przy zakupie tego wydawnictwa), gdzie znajduje się spora porcja fotografii Michała Wasążnika z tamtych czasów. I oglądając tę książkę oraz zdjęcia z koncertów, na których akurat byłem, a także fotografie znane mi z łamów siermiężnego miesięcznika Non Stop, po raz kolejny pomyślałem sobie, jak kapitalnie trafionym przedsięwzięciem był tamten pokaz Tomaszczuka w Hybrydach, w sierpniu 1983. Bo zdjęcia Wasążnika oglądam oczywiście z zainteresowaniem, trochę (bardzo) z sentymentem, ale gdyby spojrzeć na nie, jako na fotografię, to… jest już znacznie gorzej. Technicznie i – za przeproszeniem – konceptualnie. I w sumie nie ma znaczenia, że autor – jak o tym sam wspomina - posługiwał się początkowo radzieckim Zenithem, którego standardowy Helios 44 M-4 58/2 był kopią miękko rysującego Biotara, produkcji Carl Zeiss Jena. Jakkolwiek pewien znajomy fotograf, twierdził zawsze, że to naprawdę świetny aparat, ponieważ korpus wykonany jest z mosiądzu, czyli sporo waży, a że posiada gwint do mocowania na statywie, więc można przykręcić rączkę i… wbijać nim gwoździe. I właściwie to, co publikował Non Stop w archaicznej technologii grubego rastra  (w 1982, 1983 i 1984) to były faktycznie najlepsze klatki Wasążnika. Tymczasem zapis Tomaszczuka, tak jak go pamiętam z Hybryd oraz ze „Sztuki”, gdzie część zdjęć funkcjonowała w postaci kolaży, część jako rodzaj „wycinanek”, był po pierwsze - znacznie bliżej konwencji fotograficznego dokumentu, po drugie – dokumentu o artystycznym charakterze. Czego bardzo brakuje tym wszystkim, czyli w sumie bardzo nielicznym fotografiom, mających za swój temat wczesne lata rodzimego punk rocka.