Przypomniały mi się wybory prezydenckie w 1990 roku, w których do drugiej tury dostał się Stan Tymiński z wynikiem 23,1%, wyprzedzając Tadeusza Mazowieckiego (18,98%). Przypomniał mi sie triumf SLD w wyborach parlamentarnych w 1993 roku, który zdobył poparcie 37,17% i wspólnie z PSL (28,7%) utworzył rząd... Przypomniało mi się zwyciestwo Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich w 1995 roku, który w drugie turze pokonał Lecha Wałęsę (57,10%), a podczas reelekcji pięć lat później miał w pierwszej turze 53,90% (drugi wynik należący wówczas do Andrzeja Olechowskiego to zaledwie 17,30%). Itd., itp. Nie potrafiłem wtedy zrozumieć (nadal mam z tym problem), że obywatele Polski, którzy w wyborach do tzw. sejmu kontraktowego w 1989, poparli opozycję demokratyczną i odejście od systemu komunistycznego, kilka lat później ochoczo głosowali na szemranych typów w rodzaju Tymińskiego czy na komunistycznych apartczyków w rodzaju Kwaśniewskiego, Millera czy Oleksego... Byłem wtedy załamany takim stanem rzeczy, teraz po prostu jestem tym wszystkim bardzo zmęczony.