Michał Kaczyński
zmierzch na osiedlu rakowiec
ryk samolotu świdruje
uszy tych którzy samolotem
nigdy nie polecą
ci z okęcia i teneryfy
i czterech mężczyzn
wokół samochodu na kanale
w małym szemranym warsztacie
nieprawdziwy lot
jadę rowerem jest chłodno
27 rok czuję zapach tego zmierzchu
na bazarze mężczyzna opowiada sprzedawcy
o nieudanej śmierci swojej żony
00.11.02. warszawa
[Taki wierszyk na koniec roku. Z tomu: Michał Kaczyński Warszawa płonie, Lampa i iskra Boża, Warszawa 2002, str. 43. Rodzima krytyka jakoś niespecjalnie się interesuje tą poezją i myślę, że niesłusznie. No ale, jak się poczyta rozmaite sporządzane przy okazji końcówki 2015 literackie rankingi, to ręce opadają (i nie tylko one...). Można jednak mieć też z tego niezłą bekę i obstawiać, z której uczelni wychodzą większe krytyczne pierdolety. W moim osobistym rankingu naukowcy z Uniwersytetu Ślaskiego w Katowicach i ich koleżanki/koledzy z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu idą łeb w łeb ;))]