czwartek, 14 września 2017

Oczkami okrągłymi jak ziarna soczewicy

Wioletta Grzegorzewska

Karmicielka szczurów na farmie w Wootton Bridge

Wyłaziły z nor, gdy stukała drewniakami
po betonowej wylewce. Niosła kosz
z odpadkami chleba, kaszy i buraków.

Za nią na podwórko wylewała się
ciemna masa, piszcząc przeraźliwie,
jakby nożem ktoś jeździł po niewidzialnej tafli.

Wciąż śni i mi się ten wypełzający za szczelin
demon głodu - samice z poszarzałymi dziąsłami,
które zagryzały się za ochłap marnego żarcia.

Gdy farmerka wracała do przybudówki,
przewodnik stada obserował ją bacznie
oczkami okrągłymi jak ziarna soczewicy.

[wiersz z tomu: Wioletta Grzegorzewska Czasy zespoloneWydawnictwo Eperons-Ostrogi, Kraków 2017, str. 59]

Myślę, że tekst w sam raz na ten dzień... Ewidentnie wieje halny w Tatrach, które zapewne (jak zawsze w takich okolicznościach) doskonale widać dziś z Wawelu czy jakiegoś wyższego budynku. Więc na Podhalu i nie tylko tam, fruwają ciupagi, ludzie kopią pod sobą stołki lub próbują dewastacji układu krwionośnego na rękach. Wiatr typu fenowego skutkuje myślami samobójczymi lub co najmniej depresją. Zdaje się, że właśnie podczas wiania mistrala Vincent van Gogh postanowił podarować swoje ucho Racheli...
Czytam sobie ostatnio Grzegorzewską na przemian z poetkami angielskimi i widzę, że on też je czytała. I fajnie. Taki rodzaj dykcji, który w Polandzie nie jest specjalnie popularny w poezji, bardzo mi odpowiada.