sobota, 16 lutego 2019

A listonosz nie przyszedł i przesyłki nie przyniósł...

...zostawił jednak awizo, więc po operę Johanna Adolfa Hassego musiałem się wczoraj pofatygować do mojej placówki pocztowej, która jest także księgarnią patriotyczno-gastronomiczną. 


Jakież było moje zdziwienie, gdy wśród monografii tzw. żołnierzy wyklętych  oraz poradników kulinarnych Siostry Wazeliny zobaczyłem powieści Szczepana Twardocha... który pisarzem wyklętym z pewnością nie jest (kucharzem też raczej nie).
Całkiem świadomie nawiązuję w tytule posta do wiersza/piosenki Marcina Świetlickiego. Henryk Kwiatek bowiem został wykonany kiedyś na wernisażu mojej wystawy fotograficznej. Było to dawno temu, chyba w roku 1996, w pubie U Luisa, którego właściciele przez pewien czas wykazywali zainteresowanie akcjami artystycznymi. Świetliki zagrały przez 20 minut, a w refrenie rzeczonej piosenki, w którym skandowane jest imię i nazwisko tytułowego bohatera, pojawiły się moje personalia. Heh, stare dzieje... A czemu o tym wszystkim piszę przy okazji Hassego? Głównie dla paddierżki razgawora, no i przypomniałem sobie o tej wystawie oraz koncercie sprzed 23 lat.