To znaczy muzyka, jaką pozostawił. Szczególnie w takim parszywym dniu, jak dzisiejszy... W tym także Leonardo Vinci (nie mylić z da Vincim - nieco inna branża) współautor tego pasticcio, a właściwie to autor pierwotny, bo to GFH „pożyczył‟ utwór i przysposobił go na sceny londyńskie. No to sobie porównam w jak roli puszczonej kantem przez Eneasza i wysłanej na stos Didony (Wergiliuszu, ty kutafonie...) radzą sobie Robin Johannsen - w niniejszej realizacji - versus Roberta Mameli w nagraniu Orchestra del Maggio Musicale Firentino pod dyrekcją Carlo Ipaty (z tym, że jest to oryginalna opera Vinciego). Ponieważ w trakcie tworzenia tego posta słucham już nowego nabytku, mogę powiedzieć, że sobie radzi, jakkolwiek opera w interpretacji Wolfganga Katschnera ma nieco inną - by tak rzec - dynamikę.