poniedziałek, 30 listopada 2015

Pozdrowienia z Auschwitz

Zawartość książki Pozdrowienia z Auschwitz jest wstrząsająca! Tworząc to wydawnictwo Paweł Szypulski dokonał prostego zabiegu. Z kolekcjonowanych pocztówek z wizerunkami Muzeum w Oświęcimiu sporządził album, w którym zreprodukowane zostały zarówno ich awersy i rewersy. Łatwo się można domyślić, że treść korespondencji często pozostaje tutaj w kontrapunkcie czy dysonansie do tego, co widać na drugiej stronie kartki pocztowej (np. „Transport gorących pozdrowień z Oświęcimia z szumem letniego wiatru zasyła siostra Cześka”). Jednak oprócz współczesnych, powojennych zdjęć z terenu Auschwitz I i Auschwitz II (także wnętrza komory gazowej w kolorze), mamy tu też fotografie wykonane w czasie, gdy fabryka śmierci funkcjonowała na pełnych obrotach. Tak więc do produkcji pocztówek wykorzystano np. zdjęcia przedstawiające krematoria (właściwie były to kompleksy naziemno-podziemne, mieszczące rozbieralnie, komory gazowe i sale pieców do spopielania zwłok zagazowanych ludzi) używane do mordowania Żydów, których przywożono tu z różnych stron Europy.

Proceder wytwarzania muzealnych pamiątek w postaci m.in. kart pocztowych jest zjawiskiem powszechnym i zrozumiałym. Jednak w przypadku miejsca takiego jak Oświęcim, gdzie w obozie Auchwitz II (Brzezinka) znajdowały się najbardziej efektywnie działające instalacje Zagłady, pamiątkowe przedmioty powinny być produkowane z dużym wyczuciem. Może nawet warto byłoby zrezygnować z ich wytwarzania? Bo jak zareagować na pocztówkę, która kończy album Pawła Szypulskiego, a widać na niej wg. opisu na rewersie „Palenie ciał na stosach” … Reprodukowane tutaj zdjęcie zostało wykonane przemyconym aparatem w połowie 1944 roku dzięki akcji członków Sonderkommando, w czasie gdy do Birkenau przyjeżdżały transporty Żydów węgierskich, a krematoria nie nadążały ze spalaniem ciał (w przeciągu 3 miesięcy zagazowano 325-330 tys. osób). Autorem zarejestrowanych wówczas 4 kadrów (aparat fotograficzny z częściowo naświetlonym filmem znaleziono prawdopodobnie w bagażach ludzi z transportu) był grecki Żyd o imieniu Alex i o niezidentyfikowanym nazwisku, który nie przeżył Auschwitz.

Przemycona na zewnątrz przez obozową organizację podziemną klisza, dotarła we wrześniu 1944 roku do Ruchu Oporu w Krakowie. Rok później w tygodniku Przekrój (nr 14 z 15 lipca 1945) w artykule zatytułowanym Aktion Höss, który poświęcony był eksterminacji Żydów węgierskich, reprodukowano 2 zdjęcia z tego zestawu - w tym właśnie omawianą fotografię. Jak można wnioskować z nadruku na rewersie, pocztówka została wyprodukowana w listopadzie 1952 roku w nakładzie 32 tys. sztuk, czyli całkiem sporym (dla porównania edycja świetnego albumu Pawła Szypulskiego, o którym tu teraz mówimy, to… 300 egzemplarzy), jednak w przeciwieństwie do publikacji Przekroju, narodowość mordowanych osób nie została określona.


Powyższy wpis i album Pozdrowienia z Auschwitz dedykuję wszystkim uczniom, gimnazjalistom, licealistom, studentom, magistrom, doktorom (również habilitowanym) oraz profesorom licznych w naszym kraju Wydziałów Skurwysynistyki Stosowanej, którzy na rozmaitych forach internetowych (zwykle anonimowo) piszą, że „mamy już w Oświęcimiu-Brzezince gotowy ośrodek do przyjęcia imigrantów w Polsce”, „że wystarczy wyremontować komory gazowe i kreamtoria”, etc.

piątek, 27 listopada 2015

Wiersz Wiktora Woroszylskiego z wyraźną dedykacją

No właśnie, a ta dedykacja to dla kogo? Chyba dla nas samych...

Wiktor Woroszylski

Państwa faszystowskie

Niedługo po wojnie 1914–1918 w Europie powstały pierwsze
państwa faszystowskie W tych państwach
słońce wschodziło i zachodziło o normalnej porze opromieniając
dachy domostw i wzgórz zieloną spadzistość W oborach
łagodnie ryczało bydło Matki o świcie
budziły dzieci całując je w czoło Ojcowie wracając z pracy
ze znużeniem radosnym w kościach wdychali
dym domowego ogniska zaś po obiedzie
zasypiali w fotelu bądź też majsterkowali wytrwale bądź też
muzykowali z zapałem Dzieci
bawiły się w klipę w klasy i w chowanego Małym
dziewczynkom rosły piersi i dziewczynki z dnia na dzień
zamieniały się w duże dziewczyny wypełnione szeptem
szmerem jak drzewa w lesie chichotem nagłym na którego
dźwięk chłopcom zasychało w gardle W letnie wieczory
na firankach podświetlonych od wewnątrz schodziły się cienie
rozchodziły i znów schodziły miłośnie Zaś zimą
kochankowie łowili ustami parę z ust w ośnieżonych ogrodach I jeszcze
można wspomnieć o kotach wyginających się w kabłąk o wróblach
wzlatujących nad jezdnią o staruszkach na przyzbie o kwiatach
ciętych i doniczkowych o pielęgniarkach
podających chorym termometr o ludziach z miotłą
zamiatających ulice O drewnie
rozsychającym się bruździe w polu wilgotnej wietrze w zaroślach I jeszcze można
wiele wymienić zjawisk świadczących że

Albowiem nie było znaków na niebie komet żałobnych
wody w krew zamienionej krzaków płonących albowiem
życie biegło zwyczajnie więc naprawdę w państwach tych wielu było
ludzi zwyczajnych i ludzi dobrych i takich którzy
nie wiedzieli o niczym i którym
nie przychodziło na myśl i którzy
nie czuli się współwinowajcami i którzy
nie mieli z tym nic wspólnego i którzy nawet
nie czytali gazet lub też czytali niedbale zajęci
myślami o tym że trzeba naprawić
przeciekający dach oddać
buty do szewca oświadczyć się wypić
kufel piwa wymieszać farby zapalić świeczkę i którzy
naprawdę nie dostrzegali strachu w oczach sąsiada nie
słyszeli drżenia w głosie pytającego o drogę nie
dostrzegali różnicy nie słyszeli
głosu w sobie albo skoro
domyślali się czegoś nie mogli nic zrobić i pocieszali się
mówiąc My przynajmniej
nie robimy nic złego żyjemy jak żyliśmy zawsze Co było prawdą

A jednak były to
państwa faszystowskie


[wiersz Wiktora Woroszylskiego powstał w późnych latach sześćdziesiątych, a przypomniał go wczoraj na facebooku Antoni Pawlak]

czwartek, 26 listopada 2015

"Bałuty - palimpsest" Macieja Rawluka już jest!

Własnego egzemplarza jeszcze nie mam, więc przeklejam zdjęcia z bloga autora.




Bardzo się ciszę, że ten dokumentalny zapis biorący za temat łódzkie Bałuty, a konkretnie teren getta, które tam funkcjonowało od kwietnia 1940 do sierpnia 1944, ukazał się w formie albumu!
Mam w tym przedsięwzięciu swój mały udział, ponieważ jestem autorem jednego z czterech tekstów zamieszczonych w książce.

Więcej o albumie Bałuty - palimpsest Macieja Rawluka już wkrótce, gdy publikacja trafi do moich rąk.

środa, 25 listopada 2015

BEZ KOZYRY POWIEM PIŃCET

TYSIĘCY!

Pół bańki pękło wczoraj w okolicach 19:26.

Może pora na małe podsumowanie przy okazji tego jubileuszu.
W ciągu tych sześciu lat (rocznica aktywowania hiperrealizmu minie za 8 dni) na blogu pojawiło się 1519 wpisów i 4912 komentarzy.
Najpopularniejsze posty to:
Babi Jar - 1451 odsłon.
Smacznego... - 1140 odsłon.

Podobno blogi wyszły już z mody... Mnie samego też nachodzą wątpliwości czy to dalej ciągnąć? Szczególnie jak obserwuję dawno nieodświeżane strony różnych znajomych... Mogłoby się wydawać, że jest to fajna platforma do pozasystemowej komunikacji, a tymczasem mało komu chce się komunikować... 

Oczywiście wśród komentatorów zdarzają się trolle i hejterzy, ale w miarę skutecznie udaje mi się tych najbardziej fikających zniechęcać. 

wtorek, 24 listopada 2015

Topografia Warty - "808,2 km" Waldemara Śliwczyńskiego

Album 808,2 km Waldemara Śliwczyńskiego (właściwie są to dwie książeczki, ale o tym za chwilę) nie jest zbyt duży. Publikacja ma rozmiary 20,5x15,5cm zaś zamieszczone w środku zdjęcia 17,5x12,5cm. Wszystkie fotografie zostały wykonane z zastosowaniem obiektywu 210mm, który podpięty był do drewnianej kamery wielkoformatowej Wisnera o wielkości kadru 5x7”, więc reprodukowane w albumie zdjęcia pojawiają się tam w skali 1:1 względem rozmiaru negatywu. Skąd tak dokładne informacje? Jak już wspomniałem, rzeczone wydawnictwo składa się z dwóch części, pierwsza to klasyczny album zawierający czarnobiałe zdjęcia, druga to rodzaj dziennika pracy nad projektem, a czasem gawędy, podczas której Waldemar Śliwczyński opowiada o swoich doświadczeniach z techniką analogową (biorąc pod uwagę obecną dominację technologii cyfrowej w fotografii, diariusz ten zaciekawi z pewnością sporą grupę czytelników).

Tematem projektu 808,2 km jest rzeka Warta, zaś inspiracją do jego podjęcia – jak otwarcie wyznaje sam Śliwczyński – był kontakt z albumem ODRA_RHEIN_ODER_REN André Köhlera. Bardzo dobra i ciekawa książka Köhlera, będąca fotograficzną monografią Odry i Renu przeszła u nas właściwie bez echa, chociaż zdjęcia były prezentowane w 2011 roku we wrocławskiej Galerii Entropia. O istnieniu tego wydawnictwa dowiedziałem się z bloga Mateusza Palki, więc niezwłocznie ściągnąłem tę publikację (oczywiście przepłacając, bo za niespełna rok zobaczyłem ją w berlińskiej księgarni z soldami Langer Blomqvist za jedyne 9,99 €). Wędrując wzdłuż Odry i Renu z wielkoformatową kamerą 8x10”, André Köhler celował w motywy o dużym potencjale wizualnej atrakcyjności. W przypadku obszarów nad pierwszą z wymienionych rzek, które przed 1945 rokiem nie znajdowały się w granicach państwa polskiego, Köhler wybierał lokalizacje ewidentnie związane z niemiecką przeszłością tych terenów, jednak bez resentymentów czy nostalgizowania, ewidentnie nawiązując do wizualnych tradycji Neue Sachlichkeit. Podobnie jak w przypadku 808,2 km Śliwczyńskiego, fotografie reprodukowane w albumie ODRA_RHEIN_ODER_REN mają π razy oko rozmiary użytych negatywów.

Pracując nad monografią Warty Waldemar Śliwczyński nie skopiował metody działania André Köhlera. Owszem inspiracją był sam pomysł podążania wzdłuż biegu rzeki i robienia zdjęć, natomiast zarejestrowany przez mieszkającego we Wrześni autora materiał jest zupełnie inny. Śliwczyński zawsze podkreśla, że kontakt z zdjęciami Bogdana Konopki, Andrzeja Jerzego Lecha czy fotografów kojarzonych ze szkołą jeleniogórską, był dla niego ważnym doświadczeniem kształtującym własny sposób fotografowania. I faktycznie jego wczesne prace noszą znamię wymienionych wcześniej autorów, jednak już w przypadku Topografiiciszy dochodzi do wyraźnej transgresji względem kadrów w czarnej negatywowej ramce, reprodukowanych wyłącznie w postaci stykowych kopi. Topograficzny zapis Śliwczyńskiego poświęcony budynkom dawnych rezydencji ziemiańskich w Wielkopolsce, to w przemyślany sposób sporządzona monografia zjawiska, które zaprezentowano z dbałością atrakcyjność wizualną kadrów, jednak to nie kwestia ich estetyki jest tutaj istotna, lecz zarejestrowany proces spoleczno-historyczny.

Przystępując do fotografowania Warty Waldemar Śliwczyński myślał początkowo o tworzeniu panoram, które byłyby elektronicznie zmontowane z zarejestrowanych w czysto analogowy sposób kadrów. Oczywiście można by użyć średnioformatowej kamery panoramicznej, np. Linhofa Technoramy 617, Fuji G617 czy chińskiego Fotomana 617, ale aparaty te są absurdalnie drogie, a i też uzyskiwane dzięki nim obrazy nie bardzo dają się powiększać do dużych rozmiarów. Pierwsze próby składania panoram pokazały jednak, że elementy na krawędziach kadru nie schodzą się idealnie. Po kilku mało owocnych próbach stowrzenia takich składanek (Śliwczyński opisywał te zmagania na swoim blogu), autor 808,2 km wybrał metodę najprostszą i zarazem najbardziej skuteczną. Polegała ona po prostu na wykonywaniu dwóch lub trzech ujęć, z każdorazowym obrotem kamery na statywie o ten sam kąt. Zarejestrowane w ten sposób kadry prezentowane są obok siebie w ciągu odzwierciedlającym układ krajobrazu (podobny sposób działania znajdziemy np. w cyklu Discarded Landscape Jeffa Brouwsa).

Takich panoramicznych ujęć składających się z dwóch lub trzech kadrów jest w albumie Waldemara Śliwczyńskiego aż czterdzieści pięć. Ogląda się je świetnie, mimo że w omawianej monografii rzeki Warty brakuje raczej motywów o jakimś spektakularnym wyglądzie. Można by wręcz powiedzieć, że Śliwczyński z premedytacją wybiera lokalizacje dość przeciętne (oczywiście sam charakter nadrzecznych pejzaży znad Warty daje takie możliwości), a w przypadku większych miast unika wizualnych przejawów wielkomiejskości. Konsekwentny banalizm tego zapisu  przywiódł mi na myśl panoramiczne zdjęcia Ivana Lutterera, który w drugiej połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku fotografował realia Czechosłowacji, używając archaicznej kamery panoramicznej typu swing lens Kodaka. Lutterer realizując w latach 1985-89 swój zapis, który miał być wedle słów autora obrazować „czeskie tao”, postępował znowuż podobnie jak fotografowie pokazani w 1975 roku na słynnej wystawie New Topographics: Photographs of a Man-Altered Landscape.

Wspomniana ekspozycja z George Eastman House w Rochester, kuratorowana przez Williama Jenkinsa, była właściwie rodzajem eksperymentu o cechach prowokacji. Eksponowane na wystawie prace o stylistyce zredukowanej do maksymalnego weryzmu, prezentowały takie przejawy amerykańskiego krajobrazu, w przypadku których z powodzeniem można by mówić – pożyczając od Marca Augé ten termin – o „nie-miejscach”. Wystawa nowych topografów wywarła duży wpływ na amerykańskich (i nie tylko) fotografów, podejmujących tematykę krajobrazową. Trwająca do tej pory żywa recepcja ekspozycji z George Eastman House sprawiała, że znacznemu rozszerzeniu uległ zestaw rejestrowanych motwów i lokalizacji, których w przeciwieństwie do wcześniejszej galeryjnej fotografii pejzażowej, nie poddaje się estetyzującym zabiegom (a jeżeli już to w mocno zredukowanym wymiarze).

Sporządzenie monograficznej rejestracji, której tematem byłaby rzeka, obserwowana od źródeł aż do ujścia, to temat w miarę regularnie (choć znowu nie aż tak często) podejmowany w fotografii. Na gruncie polskim jednak takich przedsięwzięć brak, jeżeli wyłączymy wydawane w czasach PRL-u propagandowe albumy utrzymane w womitalnej stylistyce „fotografii ojczystej”. Przedsięwzięcie Waldemara Śliwczyńskiego można więc uznać za prekursorskie, ale także - czy może przede wszystkim – dzięki  konsekwentnie zastosowanym metodom rejestracji o topograficznych właściwościach. Wędrując wzdłuż Warty i fotografując nadrzeczne krajobrazy Waldemar Śliwczyński sporządził niezwykły katalog… banalnych miejsc. Jego surowy, werystyczny zapis wciąga jednak czytelnika do oglądania albumu 808,2 km już od pierwszej składanej panoramy. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ kadry Śliwczyńskiego, mimo że prezentują często tzw. miejsca bez właściwości, skonstruowane są w przemyślany i atrakcyjny dla oczu widza sposób.


Jedna z moich ulubionych panoram z albumu 808,2 km, miejscowość Sławsk.

poniedziałek, 23 listopada 2015

Waldemar Śliwczyński "808,2 km"


Album (w dwóch częściach), którego jestem szczęśliwym posiadaczem od ponad tygodnia.
Jutro na hiperrealizmie omówienie tego arcyciekawego wydawnictwa. Zapraszam!



sobota, 21 listopada 2015

Tymczasem w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Krakowie

gdzie się wybrałem dzisiaj, żeby wypożyczyć Nowoczesność i Zagładę Zygmunta Baumana (nie ma to jak optymistyczna lektura na weekend...), spotkała mnie miła niespodzianka.


To się ucieszyłem i...


...na stanowisku komputerowym sprawdziłem zaraz, co tam mają w związku z moją osobą. 


Używając gwary bibliotecznej jest tego siedem rekordów.
Szkoda, że nie ma w tych zbiorach albumu Niewinne oko nie istnieje, zwłaszcza że wznowienia nie są planowane.
A czy ktoś z Państwa widział na oczy pozycje: 1, 2, 7?

piątek, 20 listopada 2015

Plac Jarosława Dąbrowskiego

Łask, Plac Jarosława Dąbrowskiego, 20.11.2015

Jarosław Dąbrowski, sztabskapitan Armii Imperium Rosyjskiego, polski działacz niepodległościowy (członek Stronnictwa Czerwonych i autor planu wywołania rewolucji w Królestwie Polskim), generał i naczelny dowódca Komuny Paryskiej, w grobie się przewraca, jeżeli widzi ten znak namalowany po prawej stronie...

Tyle komentarza historycznego. Przesiadka na D810 okazała się być przyjemna i celowa. Jakość obrazu świetna.

wtorek, 17 listopada 2015

No pasaran?

Odebrałem dziś kupiony na allegro Krzyk ostateczny Władysława Broniewskiego. Wydanie II z 1946 roku z okładką (!) Henryka Tomaszewskiego.


Nie jestem jakimś absolutnym fanem poezji Broniewskiego, ale lubię kilka utworów z tego tomu. Np. wiersz Ulica Miła (dla niego w ogóle kupiłem ten tomik) albo tekst No pasaran! W kontekście tego co wyprawia nowa ekipa rządowa, tytułowe hasło powinno mobilizować nas działania, zwłaszcza że przeciwnik jest tego samego autoramentu...


poniedziałek, 16 listopada 2015

ZMIANY, ZMIANY, ZMIANY, zmiany...


Hm, proces zmian zaczął się już wcześniej...

To tylko jego konsekwencja. Od prawie roku robię pewien projekt cyfrą. Przy jego realizacji właściwie nie musiałbym się przesiadać z D700 na puszkę o większej liczbie pikseli, ale myślę też o kilku innych przedsięwzięciach. A w ich przypadku chciałbym móc wygenerować wystawowe wydruki o rozmiarach przynajmniej takich jak z mojego 500 C/M.

Zmiany, zmiany, zmiany :))

niedziela, 15 listopada 2015

Waldemar Śliwczyński i Sławomir Tobis

w księgarni Arsenału w Poznaniu (Waldemar Śliwczyński po prawej, Sławomir Tobis po lewej). Wczoraj wieczorem po dziewiętnastej, podczas promocyjnego spotkania poświęconego wydaniu książki 808,2 km autorstwa pierwszego z wymienionych. 






[Nikon D700 + Nikkor 35-70/2,8D przy 3200 ASA. Jestem niezmiernie pozytywnie zaskoczony, jak to archaiczne szkło daje sobie radę w połączeniu z cyfrową puszką... Zwłaszcza, że ogniskowa 70mm nie należy do mocnych stron tego zooma.]

czwartek, 12 listopada 2015

drzewo bursztynowe

Reiner Kunze

drzewo bursztynowe

Młodemu dębowi ciężko
z jesiennym brązem: liść przy liściu
zatopione z osobna 
w przezroczystym lodzie

[z tomu: Reiner Kunze Remont poranka, Biuro Literackie, Wrocław 2008, str. 175]

wtorek, 10 listopada 2015

DRUGI BUDAPESZT albo NIEBIAŃSKI SPOKÓJ

się nam szykuje, jak popatrzeć na skład nowej Rady Ministrów... A docelowo może nawet nie Budapeszt, a Moskwa lub Pjongjang? 
W związku z tymi niezmiernie podniosłymi informacjami przypomniał mi się wierszyk, jaki napisałem 26 lat temu przy okazji zupełnie innych wydarzeń (ale jakoś tam w temacie przecież).

[tekst z książki Steppenwolf, wydanej w 1996 roku w serii: Barbarzyńcy i nie w Legnicy]

sobota, 7 listopada 2015

Z "Zapisu socjologicznego" Zofii Rydet

Podpowiedź mojej żony Marty przesłana via Fb. Bardzo miła. Przeglądnąłem od razu udostępnione w sieci archiwum Zofii Rydet, ale innych motywów w tym typie nie znalazłem. 

Zofia Rydet, Zapis socjologiczny, 1982, Kszuby


---------------------------------
ps. Do wczorajszego wpisu: 
1. Jonathan Safran Foer i jego Zjadanie zwierząt to proza faktograficznie interesująca, czy lepiej powiedziawszy mogąca mocno przerazić. Ale jako literatura ta książka to porażka... Nie dziwi wysoki nakład ;)
2. Mitsuko Uchida i jej interpretacje koncertów fortepianowych Ludwiga van Beethovena, CHAPEAU BAS!

czwartek, 5 listopada 2015

"Pomarańczarka" 1:1

Konrad Brandel, Handlarka owoców, ok. 1879.

Namalowany wg. tego zdjęcia obraz Aleksandra Gierymskiego, nazywany popularnie "Pomarańczarką" - prawidłowy tytuł jednak to "Żydówka z pomarańczami" - powstał 2-3 lata później. Podczas wczorajszego krótkiego pobytu w Warszawie odwiedziłem w biegu Dom Spotkań z Historią i kupiłem świeżo wydany album ze zdjęciami Konrada Brandla.

wtorek, 3 listopada 2015

I tu zaszła zmiana w polu mojego widzenia...

...że zacytuję pisarkę Marię Dąbrowską z jej propagandowego opowiadania z 1951 (sam zwrot zaś to nawiązanie do wiersza "Sen" Adama Mickiewicza, który znowuż był trawestacją utworu George'a Gordona Byrona).
Jak widać podmiana araba na draba (pisownia oryginalna) sprawiła, że nikomu ten rasistowski mural już nie przeszkadza...

 Kraków, ul. Bartosza Głowackiego, 17.09.2015

Kraków, ul. Bartosza Głowackiego, 03.11.2015