poniedziałek, 9 lipca 2012

FACEBOOK (albo „klezmerzy na każdym kroku”)


Najpierw tekst, który znalazłem dzisiaj rano na Facebooku, udostępniony przez jedną z moich znajomych (Ania Makówka), autorstwa Jacka Ślusarczyka (który moim znajomym nie jest*):

Noc sobotnio-niedzielna, po koncercie na Szerokiej; nastrój nadprzyrodzonego święta, braterskiego spotkania. Dla tego magicznego doznania od piętnastu lat mieszkamy na Kazimierzu. Chcieliśmy mieszkać tutaj, w tym szczególnym i wyjątkowym miejscu w Polsce, gdzie Żydzi są - ufam - najzwyczajniej i najoczywiściej tymi którymi zawsze dla nas powinni być - naszymi bliźnimi, braćmi i siostrami. W miejscu, gdzie wysiłkiem wielu ludzi dobrej woli a przede wszystkim nieocenionego Janusza Makucha stworzono swoistą utopię: Polskę wolną od szaleństwa antysemityzmu. Wracamy w szampańskim nastroju z Placu Nowego do domu; na rogu Józefa i Bożego Ciała stoi grupa ludzi, rozpoznajemy wśród nich naszego przyjaciela- Uwe von Seltmana. Uwe jest czymś zdruzgotany i przygnębiony. Pytamy co się stało. Od Uwe i jego znajomych słyszymy rzeczy które sprowadzają nas do parteru. Znajomi Uwe są polskim Żydami, Polakami żydowskiego pochodzenia. Przyjechali do Krakowa na Festiwal Kultury Żydowskiej z różnych stron świata, także z Izraela, kilkanaście osób.
Po koncercie na Szerokiej poszli razem z Uwe do baru "Moment" na rogu Estery i Bożego Ciała, kwadrans po pierwszej. Kiedy usiedli razem przy stolikach jeden z kelnerów "Momentu" "poczęstował" ich na wpół głośnym powitaniem - "pierdoleni żydzi" po czym stwierdził, że jest późno i " nie będziemy już obsługiwać". W tym czasie " Moment" i pewnie wszystkie knajpy Kazimierza były tłumnie zatłoczone… Kiedy uraczeni przez kelnera "pierdolonym" powitaniem zaczęli głośno protestować zostali przez innych agresywnych kelnerów i kelnerki wyproszeni i na odchodne poczęstowani frazą "jebać żydów, żydzi do Izraela". Byli tak zszokowani działaniem kelnerów "Momentu", że woleli wyjść niż się kłócić. Zobaczyliśmy ludzi którzy byli w stanie traumy i histerii, na granicy płaczu. Jak ktoś kto będąc przed momentem w stanie euforii dostał pięścią w nos… Staliśmy bezradni pośród nich, nie bardzo wiedząc co i jak zaradzić. W końcu wraz z Uwe zaczęliśmy ich nakłaniać by poszli razem do komisariatu policji na Szeroką i powiadomili co się stało. Udało nam się ich przekonać. Wiem, że policja po jakimś czasie rzecz całą umorzy: "niska szkodliwość czynu" etc.. Ale my, mam nadzieję, mieszkańcy Krakowa i kazimierskiej utopii, nie umorzymy…

Nie będę się czepiać „magicznych doznań” i „kazimierskiej utopii”, natomiast opisany powyżej incydent to rzecz okropna, ale… czy tak naprawdę dla kogoś, kto mieszka w Polsce, w Krakowie i „od 15 lat na Kazimierzu” jest to jakimś zaskoczeniem? Napisy o treści „JEBAĆ ŻYDÓW” zwykle z rozwinięciem „SIEKIERAMI” albo coraz częściej „MACZETAMI” to krakowska norma. Wystarczy opuścić centrum miasta. I jakoś nie słyszałem, żeby policja czy prokuratura traktowała takie malowidła jako przestępstwo, żeby ścigano sprawców… A ponieważ przyglądam się zjawisku od trzech lat, mogę autorytatywnie stwierdzić, że tego rodzaju graffiti jest coraz więcej i przybierają coraz bardziej agresywną formę. Oczywiście całą sprawę można sprzątnąć pod dywan, jak robią to publicyści portali i gazet prawicowych, a także „mainstreamowa prasa” (to ich określenie gazet w rodzaju Wyborczej, Polityki, Wprost czy Newsweeka) i napisać, że to dzieło „hołoty”, „marginesu”, „kretynów”, „chuliganów”, czyli pewnej nielicznej grupy polskiego społeczeństwa. Ale tak wcale nie jest. Teraz powrócę do Facebooka, gdzie w popołudnie poprzedzające koncert na ulicy Szerokiej, znalazłem taką oto dyskusję (róż i cynober to moi znajomi)…

Facebook, Polska, 07.07.2012

-----
*W chwili pisania tego posta nie był.