Krzysztof Jaworski
Dlaczego studium utraty
I uczynił Wielki Aptekarz tramal. I tramal
był dobry. I tak upłynął poranek, i noc, i dzień pierwszy. I drugi tak samo
upłynął. I trzeci. I czwarty takoż. Dnia piątego objawił się ketonal, i taka
maść do smarowania żył, żeby szybciej goiły się ślady po nakłuciach igieł, ale
nie pamiętał jej nazwy. I orzekł, iż były dobre. Chociaż wiele nie pomagały. Na
te ślady na żyłach szczególnie. Ale nie było jeszcze najgorzej, w ogóle nie
było źle, właściwie wcale nie było źle, a nawet bardzo dobrze było. I nastąpiła
utrata smaku na dzień szósty. I skora pokryła się ranami, jak za przeproszeniem
dupa żonie Lota, kiedy spierdzielała co sił w sandałach przed ogniem piekielnym
Sodomy. I Gomory. I uwierzył w farmakologię. Nie w naukę. Nie w religię. Nie w
psychologię. W farmakologię. Gdyż w niej nadzieja. I tak upłynął poranek i
godzina dziesiąta trzydzieści. I trzeba było ruszyć dupę na naświetlania. I
ruszył. A po drodze znaki przemawiały do niego, lecz i on przemawiał do znaków:
pierdolcie się, mówił, o znaki wszelakie, które do mnie przemawiacie, albowiem
jeno przemawiacie, ale i ja przemawiam do was. Jeno. Gdyż zdecydowanie gorzej
na tym wychodzę. I tak postępował on. A wszystko na niebie i ziemi z nim
postępowało, mówiąc, że źle nie jest. I źle nie było. Nie było źle. Nawet
dobrze było. Może nie bardzo dobrze, ale dobrze. I to już było bardzo dobrze.
Owóż nie można być głaskanym z dwóch stron. Z jednej i z drugiej strony
głaskanym być. Nie można. Albowiem Tyś rzekł: biednemu zawsze wiatr w oczy i
chuj w dupę. I zaiste. Bo tak zostało napisane w piśmie.
[tekst pochodzi ze świeżo wydanej przez Biuro Literackie książki Krzysztofa Jaworskiego Do szpiku kości. Publikacja ta reklamowana jest jako "ostatnia powieść awangardowa Jaworskiego", trzeba jednak wiedzieć, że jej autor jest naprawdę poważnie chory. Nie znam jeszcze całości, ale na podstawie fragmentów zamieszczonych na stronie Biura Literackiego oraz w Dwutygodniku, czuję i widzę, że jest to proza przejmująca do szpiku kości...]