piątek, 30 marca 2012

„Nowa Warszawa” Jędrzeja Sokołowskiego


w większym wyborze (przynajmniej dla mnie, bo nie miałem okazji zobaczyć wystawy, jaka miała miejsce w listopadzie 2010 w redakcji pisma Res Publika Nova) dostępna pod tym adresem, który autor tego dzieła udostępnił dzisiaj rano na Facebooku. No więc od razu tam zajrzałem i nie doznałem uczucia zawodu. Wręcz przeciwnie zresztą.

Jędrzej Sokołowski, z cyklu Nowa Warszawa

Ten projekt spodobał mi się od razu, kiedy o nim usłyszałem, a w pozytywnym nastawieniu utwierdziły mnie pierwsze zobaczone zdjęcia. Fotografowanie procesu nazywanego „suburbanizacją”, które jest w Polsce zjawiskiem dość powszechnym i dotyka dużych miast, wcale jakoś nie przyciąga uwagi fotografów. To dziwne, bo chyba wszyscy patrzą, ale nie widzą”... I niekoniecznie chodzi mi tutaj np. o dokonanie krytyki neoliberalnego modelu gospodarki, powiedzmy w stylu Alejandro Cartageny, choć takie akurat spojrzenie bardzo by się u nas przydało, ale w ogóle o dostrzeżenie procesu zachodzącego na naszych oczach w przedmiejskim krajobrazie.

Oglądając nie znane mi do tej pory panoramy z projektu Nowa Warszawa” dostrzegłem ich pewnego rodzaju wizualne powinowactwo ze zdjęciami, jakie pojawiły się albumie „Powiększenie. Fotografie w czasach zgiełku”, wydanego 10 lat temu przez Koalicję Latarnik (której członkiem był też Jędrzej Sokołowski). Kupiłem sobie niedawno ten album w internetowym antykwariacie za 25 zł + koszty wysyłki (o ile dobrze pamiętam, dekadę wcześniej w księgarni kosztował 6x tyle...), opatrzony pieczątką o treści EGZEMPLARZ BEZPŁATNY i go namiętnie ostatnio studiuję. Ten „latarnikowy”, czyli lekko estetyzujący trop, wydaje mi się w przypadku zdjęć Jędrzeja dość istotny, choć nie jest to na pewno (i na całe szczęście) ton dominujący. 

Jędrzej Sokołowski, z cyklu Nowa Warszawa

W tekście komentującym projekt, napisanym przez Jana Sokołowskiego (brata autora) pojawia się porównanie sposobu działania Jędrzeja do paryskiego nieśpiesznego przechodnia, co odsyła nas do figury flaneura, o którym wspomina też Tomasz Drzazgowski w jednym z tekstów wprowadzajacych do albumu „Powiększenie. Fotografie w czasach zgiełku”. A więc (nieśmiertelny w rodzimej literaturze fotograficznej) flaneur, Charles Baudelaire (w którego sonecie pojawia się ta postać), Walter Benjamin (analizujący sonet Baudelaire'a) i Krzysztof Rutkowski (zbieżność nazwisk przypadkowa, którego zapis z Raptularza na koniec wieku, poświęcony benjaminowskiej analizie sonetu, przytoczył Tomasz Drzazgowski). Wszystko pięknie i ładnie, tyle, że np. mój dobry znajomy z IBL-u twierdzi (a jest w analizach literackich niezły), że w ujęciu Beniamina Baudleaire'owski flaneur miał raczej cechy... rewolucjonisty. 

W końcówce tekstu Jana Sokołowskiego Pojawia się następujący fragment, który pozwolę sobie przytoczyć w całości: 

Zdjęcia Jędrzeja ukazują Warszawę w chwili zawieszenia. Te kilkupiętrowe bloki stanowią przyczółki, enklawy, wyspy polskiej nowoczesności, wciąż poddawanej w wątpliwość, migotliwej, kwestionowanej. Nie jest jeszcze pewne co po kolejnym przedwiośniu wyłoni się spod warstw śniegu i błota, spod tej „substancji metafizycznej”. Czy budowane już w nowej Polsce osiedla reprezentują inną jakość, czy w ich obszarze wyłonią się nowe postawy kulturowe? Czy przeciwnie, stare przyzwyczajenia i nawyki przeważą, pozwalając na stopniową degradacje i degenerację utopii, czy szklane domy kolejny raz ugrzęzną w błocie, przygniecione ciężarem polskiej codzienności?

Cholera, zadawane tu pytania mają chyba charakter retoryczny? I te „Szklane domy”, „wyspy polskiej nowoczesności”... 
Patrzę na zdjęcia Jędrzeja i w sposobie podania tematu oraz selekcji motywów, nie dostrzegam naiwności spojrzenia. Te wybrane do sfotografowania budynki, które wyrosły na granicy miasta, mówią bardzo dużo językiem swojej architektury. I jest to mowa brutalna, bezwzględna, nie licząca się z nikim i z niczym. Oczywiście można to atrakcyjnie sfotografować (ton latarnikowy) i o to też m.in. chodzi!

 Jędrzej Sokołowski, z cyklu Nowa Warszawa

czwartek, 29 marca 2012

You'll Never Walk Alone


Katowice-Nikiszowiec, ul. ks. Alojzego Ficka, 14.02.12

Można wpaść w prawdziwy zachwyt, bo nie tylko
You'll Never Walk Alone
ale też
OBERSCHLESIEN
i
ANIA CIPA
a wszystko w połączeniu z garażową architekturą z czasów Towarzysza Gierka oraz prawdziwą architekturą miasta-ogrodu, autorstwa Emila i Georga Zillmannów, zrealizowaną na zlecenie koncernu Georg von Giesches Erben. 

No i wpadłem w zachwyt...

Zawsze miałem wrażenie, że polska literatura olewa takie miejsca/sytuacje, albo też nie ma tzw. „narzędzi” ;)
(ujmując rzecz eufemistycznie)

środa, 28 marca 2012

KARLICZKA TERRORIZEN


Katowice-Giszowiec, ul. Karliczka, 14.02.12

[Z dedykacją dla Obrazowego Terroryzmu ;)
Od niedzieli leżę chory w domu. I wcale się lepiej nie czuję, albo - by nawiązać do kawału o polowaniu na łosia - z każdą kolejną dawką antybiotyku się gorzej czuję... ;)
Więc wzięły w łeb nasze fotograficzne plany w Warszawie. 
Nie wiadomo też czy pojadę do Mińska na otwarcie wystawy (będzie to już trzynasta prezentacja projektu Niewinne oko nie istnieje).
FUCK!]

poniedziałek, 26 marca 2012

BUROWIEC


Katowice-Burowiec, ul. Generała Józefa Hallera, 20.01.2012

[Zdjęcie z rolki, którą częściowo prześwietliłem 13 lutego. Okazało się jednak, że 6 pierwszych klatek (with a little help from my friend CS4) nadaje się do dalszej obróbki. Bardzo się obawiałem się, że te kadry przepadną, zwłaszcza, że dwóch zakapturzonych kolegów, tak fajnie ustawiło mi się pod domem po lewej stronie.]


sobota, 24 marca 2012

O „Festung Warschau” Elżbiety Janickiej w najnowszym Tygodniku Powszechnym



Obszerna rozmowa z autorką, przeprowadzona przez Piotra Kosiewskiego oraz recenzja książki (także autorstwa Kosiewskiego). Z wywiadu tego, opatrzonego tytułem „Twierdza Narcyzów”, pozwolę sobie zacytować następujący fragment:

„Polska kultura większościowa”, czyli jaka? Czy rzeczywiście główny nurt myślenia o przeszłości wygląda tak, jak go Pani przed chwilą opisała? I jeszcze jedno: bardzo krytycznie wyraża się Pani o próbach wyjaśniania polskich zachowań podczas wojny. Ale czy samo poszukiwanie wyjaśnienia musi być naganne? Może przecież pomóc w zrozumieniu, dlaczego doszło do tak tragicznych wydarzeń. Przywołam tylko fragment rozmowy z prof. Jeanem-Charlesem Szurkiem. Francuski historyk, przywołując artykuł Marcina Zaremby, zwraca uwagę na brutalizację społeczeństwa polskiego podczas wojny, która sprawiła, że „żadne życie się nie liczy, nie tylko życie Żydów. Można teoretyzować na ten temat, ale wiedza historyczna coraz bardziej przybliża nas do rzeczywistości. Trzeba powiedzieć, że warunki okupacji w Polsce były wyjątkowe (podobne były na Litwie, na Ukrainie, Białorusi). Terror niemiecki był straszny i ratowanie Żyda mogło kosztować życie”.

Podobnie jak np. hodowanie niezakolczykowanej świni, szmugiel, oszukiwanie na kontyngentach, unikanie wywózek na roboty do Rzeszy, tajne nauczanie czy udział w konspiracji. Refleksję nad położeniem Żydów warto lokować w kontekście. Powszechna brutalizacja nie ulega wątpliwości, przy czym przemoc wobec Żydów – symboliczna i fizyczna – od wieków była wpisana w kulturową normę chrześcijańskiej Europy. W stosunku do Żydów mamy do czynienia z kontinuum przemocy. Również rezultat tej przemocy sprawia, że analiza porównawcza wykazuje różnicę.

To nie zmienia faktu, że ludzie ginęli za ratowanie Żydów, a inni bali się o życie swoje i bliskich. I jeszcze jedno: czy rzeczywiście główna narracja o Katyniu, dominująca, łączy zbrodnię katyńską z „żydokomuną”, jak to Pani sugeruje?

W 2008 r. Sejm ustanowił 13 kwietnia Dniem Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej. Jak podała prasa, chodziło o nawiązanie do dnia, w którym zbrodnię katyńską „ujawniono”. Problem w tym, że Katyń ujawnili hitlerowcy na tydzień przed planowaną likwidacją warszawskiego getta jako „mord rytualny judeobolszewizmu”. Gdy w getcie Warszawy Żydzi ginęli w płomieniach i samotności, prasa i audycje radiowe podawały listy świadków, którzy mieli mówić o „żydowskim” wyglądzie czy zachowaniu katów. Żydem zrobiono także Polaka, Feliksa Dzierżyńskiego, architekta aparatu terroru CzeKa-NKWD.

Antysemicka propaganda hitlerowska połączyła najbardziej zamierzchłe wierzenia chrześcijańskie z nowoczesnymi formami antysemityzmu. I tak na Wielkanoc 1943 r. wybrzmiały jednocześnie: mit „Żyda bogobójcy”, mit „Żyda sprawcy mordu rytualnego”, mit „judeobolszewii”. Na ulicach miast i miasteczek Generalnej Guberni pojawił się plakat zatytułowany „Katyń”. Przedstawia on wyobrażoną scenę egzekucji katyńskiej: do oficerów wojska i służb mundurowych II RP strzelają postaci w mundurach NKWD, z krwiożerczą satysfakcją na twarzach, z rękami po łokcie unurzanymi we krwi. Oprawcy mają rysy znane z popularnych antysemickich karykatur zamieszczanych np. na łamach hitlerowskiego pisma „Der Stürmer”. Słowem, do polskich jeńców wojennych strzelają mityczni „judeobolszewicy” – „żydokomuna”. W 2009 r. na Wielkanoc zobaczyłam ten plakat w Świątyni Świętej Opatrzności Bożej przy grobie kapelana Rodzin Katyńskich. Natomiast 19 kwietnia tego samego roku, w rocznicę wybuchu powstania w warszawskim getcie, w scenerii „Golgoty Wschodu” odbyła się historyczna rekonstrukcja egzekucji katyńskiej.

Zbrodnia katyńska miała miejsce w roku 1940. Była to radziecka zbrodnia państwowa. Dokonało jej NKWD na mocy decyzji Stalina i najwyższych władz ZSRR z 5 marca 1940 r. Wraz ze wskazaniem na 13 kwietnia 1943 r. nastąpiło wszczepienie fantazmatu „żydokomuny” pod powierzchnię sfery publicznej, wspólnotowej.

piątek, 23 marca 2012

Ela i Legenda


2012-03-22 16:06 (Nokia 2700)

[Budynek przy ulicy Karmelickiej 19, klatka schodowa, X piętro. Przy okazji PODZIĘKOWANIA dla Spółdzielni Mieszkaniowej „Muranów. A pogoda nam nie dopisała (FUCK, FUCK, FUCK). Więc skrupulatnie staraliśmy się wykorzystać wszelkie chwile pochmurnej aury. 
Dzisiaj „lampa” nie do wytrzymania, a my jak zwykle w Starbuscksie na rogu Jana Pawła II i Solidarności, na kawce i darmowym wifi ]

środa, 21 marca 2012

Z okna bloku przy ul. Nalewki 2


Elżbieta Janicka/Wojciech Wilczyk Nowe Miasto, ul. Ludwika Zamenhofa, 15.03.2012

[Jutro znowu do Warszawy. Robimy zdjęcia z ostatniej kondygnacji budynku PASTY. Mam nadzieję, że pogoda nie pokrzyżuje nam planów (mgłą lub kiepską widocznością)...
Powyższy kadr zeskanowałem na próbę z rozdzielczością 4800 dpi, kładąc kliszę bezpośrednio na szybie, a potem powiększyłem do rozmiarów 120x95cm przy 300 dpi i... uzyskany w ten sposób obraz był ostry i klarowny. A to przecież tylko  Epson V700 z siermiężnym softem do skanowania.]

wtorek, 20 marca 2012

Marcin Świetlicki w Pudelicie


Kraków, akademik Nowy Żaczek, 12.03.1981

Czyli odpowiedniku Pudelka, ale w tzw. „piśmie kulturalnym. Wszystko odbyło się lege artis, są zgody: fotografującego - czyli mnie oraz fotografowanego (tak mi powiedziano), tylko, że... w dwutygodnikowym Pudelicie zamieszczono skan tego zdjęcia z jakiegoś lubelskiego pisemka, które wydrukowało podkadrowany fragment fotografii (o to znowuż Paweł Dunin-Wąsowicz umieścił wcześniej na swoim wallu na Facebooku i stąd cała ta afera). No więc, gwoli prawdy czasu i prawdy ekranu, zamieszczam teraz cały kadr z negatywową ramką (ten sam plik podesłałem redakcji Dwutygodnika). 
31 lat temu, wyposażony w aparat Flexaret VI automat (załadowany filmem Agfapan 400) z podpiętym radzieckim fleszem o nazwie Łucz-1, odwiedziłem akademik UJ „Nowy Żaczek i robiąc zdjęcie Marcinowi, naświetliłem wtedy dwie klatki filmu. Tyle wiem z opisu na kopercie negatywu i niewiele więcej pamiętam. 

poniedziałek, 19 marca 2012

Warszawa, ul. Stawki, 15.03.2012


Elżbieta Janicka/Wojciech Wilczyk Nowe Miasto, ul. Stawki, 15.03.2012

Szitki z ostatniego wyjazdu wywołane. Zeskanowałem na razie dwie klisze, które przedstawiają teren dawnego Umschlagplatzu
Hm... dość ciasno budowany jest ten zespół nowych budynków. Wyraźnie wg. zasady: ściana w ścianę, okno w okno”... ;)

Biorę się za następne klisze.


---
[dzisiaj - 21.03.12 - podmieniłem to zdjęcie, teraz wygląda lepiej]

niedziela, 18 marca 2012

LOMPY KINGS



[Adam Mazur napisał o mnie tekst do najnowszego „katowickiego wydania magazynu WAW, gdzie cytuje jeden z wierszyków dotyczących Górnego Śląska. No więc przypomniałem sobie przy tej okazji o istnieniu książki pt. „Eternit”, wydanej prawie 10 lat temu... Z której osobiście niewiele rzeczy bym zacytował, ale ten wklejony powyżej wiersz na pewno tak. Ponieważ nie ma już nazizmu, szczególnie w Polsce brak takich postaw (owszem jest narodowo-populistyczna prawica, ale przecież to nie faszyzm...), więc zestawy czcionek do Worda nie uwzględniają znaków w rodzaju Doppel-Siegruny czy Hakenkreuza... Dlatego wklejam skan z książki. Widoczne tu pogrubienie dwóch nazi-run wynika właśnie z owego braku”. Paweł Dunin-Wąsowicz miał z tym problem podczas opracowywania książki i skopiował je do składu z jakiegoś obrazka.]

piątek, 16 marca 2012

Umschlag Plaza?


2012-03.15  16:01 (Nokia 2700)

Bo tak chyba się powinien nazywać kompleks budynków, który powstaje na terenie Umschlagplatzu, z którego w latach 1942-43 wywieziono około 300.000 Żydów z warszawskiego getta głównie do obozu zagłady w Treblince. Bardzo ciekawa forma „upamiętnienia tego miejsca i tragicznych wydarzeń, jakie się na nim rozegrały, prawda? Ręce opadają i nie tylko one. Wpada chyba życzyć nabywcom tych mieszkań spokojnych snów...
Przy okazji dziękujemy (!!!) ponownie Panu Profesorowi Markowi Żyliczowi za udostępnienie balkonu do wykonania zdjęcia. No, więc działamy z Elą Janicką dalej, pracując intensywnie nad „Nowym Miastem”, ale dzisiaj od ok. 11:00   pogoda pokrzyżowała nam plany. Mydlane słońce i nienajlepsza przejrzystość powietrza. BŁEEE... No i siedzimy w Starbucksie na rogu Jana Pawła II i Solidarności (primo voto Karola Świerczewskiego i Juliana Marchlewskiego), śledząc „rozwój wypadków”, tzn. czekając na zmianę aury, której charakter zupełnie nie zgadza się z dzisiejsza prognozą z new.meteo.pl...

środa, 14 marca 2012

Sharky z ulicy Częstochowskiej w Opolu


[29.01.2012]

Już wcześniej pisałem, że to namiar od Sławoja Dubiela (THX! ponownie). Może spróbuję go jeszcze raz sfotografować, także popołudniową porą, ale w czasie pełnej wegetacji. Czyli np. pod koniec maja. 
A może nie... ;)
---
A ja za chwilę ruszam do Warszawy. O 07:00 spotykamy się z Elą Janicką na ulicy Pereca i robimy zdjęcia z okna klatki schodowej na 15 piętrze, stojącej tam „jednostki mieszkalnej. A potem dalej, budynek banku przy Marszałkowskiej (na 10 piętrze mają w nim kapitalny balkon), później ulica Nalewki, Stawki... itd. itp. Mam nadzieję, że przejrzystość powietrza będzie przyzwoita, a pułap chmur wysoki z przebłyskami słońca.

wtorek, 13 marca 2012

Trabant w drodze z Warszawy do Łodzi (11.03.2012)


(Mamiya 7 + 65mm + Portra 400)

I zmiana formatu. Chwilowa, ponieważ aparat jest pożyczony. Tak w ogóle to pierwszy film, jaki nim (nią chyba?) zrobiłem. A efekty widoczne już po zrobieniu cyfrowych wglądówek... porażające. I piszę to jako użytkownik systemu Hasselblada oraz szkieł Zeissa. Niesamowite. Niesamowita jakość: ostrość i przenoszenie kontrastu. Duże - pozytywne oczywiście - zaskoczenie.

(Mamiya 7 + 65mm + Portra 400) 

poniedziałek, 12 marca 2012

LIBERTA PER GLI ULTRAS


Zabrze-Janek, ul. Makoszowska, 14.01.2012

LIBERTA PER GLI ULTRAS czyli WOLNOŚĆ DLA RUCHU ULTRAS. Zabrze, osiedle czy też dzielnica (?) o nazwie Janek. Trafiłem wtedy idealnie z pogodą. Dużo śniegu, dobra przejrzystość powietrza, nawet gdy w pewnym momencie zaczęło dość intensywnie śnieżyć. No i te murale na garażach po drugiej stronie Makoszowskiej (vis a vis osiedla). Rewelka. Czegoś takiego właśnie szukałem, a namiary na to miejsce dał mi pewien mieszkaniec Zaborza, który ucieszył się, że podoba mi się pomalowana w kolory Górnika Zabrze klatka schodowa bloku, gdzie mieszka (którą właśnie fotografowałem). Bo faktycznie wygląda nieźle. Wkleję to zdjęcie niebawem.

niedziela, 11 marca 2012

Trabant(y) w drodze z Warszawy do Łodzi. I sama Łódź...

2012-02-10  08:14 (Nokia 2700)

 2012-02-10  10:39 (Nokia 2700)

2012-02-10  13:21 (Nokia 2700)

Trochę (raczej bardzo...) nie trafiłem z pogodą. Ale jadąc z Warszawy do Łodzi via Skierniewice, zjeżdżając z DK8 natrafiłem na dwa kapitalne Trabanty. Pierwszy - to post-enerdowskie Trabolo z silnikiem od Volkswagena Polo, drugi - klasyczny 601 (niestety nie zrobiłem mu foty komórką). No a w Łodzi, ponieważ aura nie pozwalała na zbyt wiele, głównie spenetrowałem nie znane mi dotąd rejony, np. okolice ulicy Pogonowskiego, gdzie znalazłem sporo ciekawych murali. W przypadku ostatniej z wklejonych fotografii, napis o brzemieniu RTS CHN, czyli: Robotnicze Towarzystwo Sportowe (pełna nazwa klubu Widzew) Chojny (dzielnica Łodzi) ozdobiony jest... trójramiennym hakenkreuzem, wypisz wymaluj jak z flagi ultraprawicowej partii Afrikaner Weerstandsbeweging z RPA.

piątek, 9 marca 2012

Rozumienie


Kraków, ul. Józefa Wybickiego, 13.02.2012

Nazwa tego posta przypomina tytuł któregoś z wierszy Marcina Świetlickiego z tomu Nieczynny do odwołania... Trudno czy też nieważne, nie pamiętam zresztą czy tak zatytułowany tekst jest tam obecny. Widoczny na zdjęciu napis zobaczyłem dość wczesną jesienią ubiegłego roku, kiedy jechałem na rowerze po opłotkach ulicy Józefa Wybickiego. I całkiem niedawno, kiedy udałem się samochodem na zdjęcia w kierunku Prądnika Białego, przypomniałem sobie o jego istnieniu, tzn. postanowiłem sprawdzić czy jeszcze tam jest. No i jak się tego należało spodziewać napis jak najbardziej tam był. Można zadać pytanie, czy to nikomu nie przeszkadza? Np. użytkownikom tych garaży. Najwyraźniej chyba nie... Można się też domyślać rozwinięcia tego hasła, które znajdowało się zapewne na brązowych drzwiach (nowo wprawionych lub tylko pomalowanych) i brzmiało najprawdopodobniej: ŚCIERWA.

Czytam sobie dalej Zająca z Patagonii i w XVIII rozdziale książki, gdzie zaczyna się opis historii powstania Shoah”, znalazłem taki interesujący fragment:

Dwie lektury były dla mnie ważne: akta procesu Treblinki, który odbył się we Frankfurcie w 1960 roku, tam odkryłem zeznania dwóch bohaterów mojego filmu, esesmana Suchomela i Richarda Glazara, czeskiego Żyda, który przeżył powstanie w obozie, poznałem też dzięki nim niemieckiego prokuratora procesu Alfreda Spiessa, który potem bardzo przyjaźnie zgodził się mnie przyjąć i sam stał się jednym z protagonistów Shoah; w tym samym czasie przeczytałem także W stronę ciemności Gitty Sereny, angielskiej dziennikarki węgierskiego pochodzenia, która przeprowadziła długie rozmowy w więzieniu z Franzem Stanglem, drugim komendantem Treblinki. Tematem Sereny jest śmierć, ale, moim zdaniem, jej podejście jest czysto psychologiczne, zastanawia się nad złem, chce zrozumieć, jak ojcowie rodzin mogli spokojnie dokonywać masowych mordów - słowem, odgrzewane kotlety całej tej historyczno-literackiej potomności. Tymczasem moje nagłe zdumienie było od początku tak wielkie, że przeciwnie, nie chciałem zrozumieć i trzymałem się tego kurczowo.

Osobiście nie oceniałbym książki Gitty Sereny tak surowo (rozdział o działalności biskupa Aloisa Hudala, który w Watykanie pomagał funkcjonariuszom narodowosocjalistycznym i zwykłym zbrodniarzom wojennym   w wyjazdach, tzn. ucieczkach do Ameryki Południowej, jest niezmiernie interesujący...). W trakcie przeprowadzonych przez nią rozmów, widać jak Stangl wije się w łgarstwach, podobnie zresztą jak przepytywany w przez Lanzmanna w „Shoah Franz Suchomel z Treblinki. W przytoczonym chwilę wcześniej fragmencie Zająca z Patagonii” istotne wydaje mi się być to doznanie zdumienia” i niechęć do zrozumienia”: motywacji oprawców, bierności świadków i całego procederu Endlösung der Judenfrage. Ten całkowity, konsekwentny i najzwyklejszy brak zgody na to, co się wydarzyło, jest kluczowy dla tego filmu, dla sposobu obrazowania i konstruowania dokumentalnej narracji. 

czwartek, 8 marca 2012

OPĘTANI


Kraków-Olsza II, Zaułek Wileński, 15.01.2012
 
[OPĘTANI to raczej stara sprawa, co zresztą widać na zdjęciu. Natomiast „pamiątkowy mural po prawej stronie, po raz pierwszy zobaczyłem jesienią zeszłego roku i dopiero w styczniu udało mi się trafić z wolnym czasem oraz odpowiednią aurą (czekałem na śnieg i się doczekałem). Mam w swojej kolekcji już pięć takich malowideł. To z Zaułka Wileńskiego jest akurat trochę nietypowe, bo zwykle na takich graffiti przedstawiana jest podobizna wspominanej czy też upamiętnianej osoby.]

środa, 7 marca 2012

Fanatycy


Zabrze-Zaborze, ul. Olchowa, 14.01.2012

*** 

Wracając do Claude’a Lanzmanna, to odpowiedź na pytanie postawione przez Joannę Tokarską-Bakir, jest dość jednak prosta. Można ją zresztą znaleźć w tej części „Zająca z Patagonii”, gdzie autor „Shoah” pisze o realizacji swojego filmu. To właśnie farmazon i bufon, dziennikarz przepytujący do tej pory celebrytów i właściwie sam też celebryta, w przypadku podjęcia tematu Zagłady musiał zawiesić na kołku swoje dotychczasowe metody działania. To po pierwsze. Po drugie, przystępując do pracy nad „Shoah”, Lanzmann miał a swoim kącie tylko jeden dokument filmowy… Nie robił wcześniej filmowych reportaży, nie uczył się rzemiosła, więc jego postępowanie było wolne od dokumentalnej rutyny. Wyobraźmy sobie absolwenta polskiej szkoły filmowej, który kręci dokument na temat zagłady… No tak, może lepiej sobie tego jednak nie wyobrażać. To trochę tak, jak z polskimi studentami Instytutu Twórczej Fotografii w Opawie z lat ’90, gdy w czasach dominacji czarnobiałego fotoreportażu, patrząc na zdjęcia trudno było przypisać im konkretnego autora, bo wszystkie prace wyglądały niemal identycznie… Z pewnością, gdyby Claude Lanzmann zdecydował się na studia w szkole filmowej, „nauczono” by go tam jak się robi „porządne” filmowe dokumenty. A tak, po zabawie w podchody i tajne nagrywanie mieszkających w RFN nazistów, przyjechawszy do PRL w 1978 roku, musiał się zmierzyć z polską przestrzenią, która potrafi walnąć pięścią między oczy. I do patentu, jak to wszystko sfilmować doszedł na własną rękę, a ponieważ robił to z autentyczną pasją i zaangażowaniem, pracował nad filmem długo, osiem lat, więc ta determinacja, obsesja w połączeniu z inteligencją, a także sporą dawką dziennikarskiej dezynwoltury (z czasów celebryckich reportaży), zaowocowały filmem genialnym i nowatorskim w sposobie prezentacji tematu. Ważny też był tutaj „impuls wizualny”, jak sam go nazywam, czyli sytuacja, kiedy charakter motywu, krajobrazu, obiektu, nie pozwala nam przejść obojętnie mimo i zmusza nas niejako do podjęcia działania. Dla Lanzmanna takim wizualnym wstrząsem, była wizyta w Treblince i obserwacja/percepcja obszaru położonego w bliskim sąsiedztwie dawnego obozu zagłady. 

wtorek, 6 marca 2012

PATRIOCI


Zabrze-Zaborze, ul. Olchowa, 07.01.2012

***

[10:33. Robota mi nie idzie, skaner tworzy dziwne kolory na podglądzie (?), oślepiające słońce wali w oko i prześwieca przez żaluzje... W związku z powyższym postanowiłem się zrelaksować, tzn. „oczyścić”, więc wlazłem z autobiografią Lanzamanna do wanny, otwarłem na chybił-trafił i trafiłem na poniższy fragment (str 344):

Widziałem wszystkich i wszystkie, o wszystkim pisałem i nie chwaląc się, mogę powiedzieć, że niektórzy mnie zawdzięczają jakościowy skok w karierze. Brigitte Bardot, która zwierzała mi się ze swoich wyjątkowych i ostatecznych namiętnych uczuć do każdego z nowo wybranych, Jeanne Moreau w Cuernavaca, nad długim basenem wypełnionym zieloną wodą, do którego zakochana w niej do szaleństwa amerykańska lesbijka codziennie wsypywała płatki świeżych róż, Ava Gardner w Madrycie podczas kręcenia 55 dni w Pekinie, jeszcze wspaniała, ale już pijaczka, Richard Burton i Liz Taylor na Sardynii w filmie Josepha Loseya, którzy na noc wycofywali się na jacht, skąd ze wszystkich pokładów dolatywały śmiertelne pogróżki, bo uganiali si.ę za sobą pijani i naprawdę szekspirowscy, obiecując jedno drugiemu, że dłużej nie pożyje, Gary Cooper w swojej posiadłości w Bel Air, wielki, piękny, wzruszający, zniszczony i prawie się nieodzywający, już go zżerał rak. Czy mógłbym zapomnieć o Martine Carol, Michèlle Morgan, Juliette Gréco, Madeleine Renaud, Edwige Feuillère, Delphine Seyring? I mężczyźni: Michel Piccoli, którego byłęm świadkiem, gdy brał ślub z Gréco, Sami Frey, François Périer, Curd Jürgens, Lelouch, Aznavour, Gabin, Belmondo, Antoine, Gainsbourg, i tylu innych... Pisałem właściwie o wszystkim, o pierwszej podróży papieża do Ziemi Świętej, o odkryciu przez ekipę amerykańsko-batawskich archeologów biblijnego miasta Çartan w dolinie Jordanu, z klejnotami i diademami królowej. Artykuł zaczynał się tak: „Królowa czekała od trzech tysięcy lat, poleciałem do niej nie tracąc ani godziny”. Pisałem o sekretach skarbu Tutenhamona, o tragediach wielkich alpejskich spinaczek, o mimie Marceau, szalonym gadule, gdy tylko dochodził do głosu, o wielkim Raymondzie Davosie z szeroką, dyszącą klatką piersiową, którą rozwinął dzięki intensywnemu posługiwaniu się drutem do krojenia masła, a właściwie osełek masła - ramiona odrzucone  w tył, po czym raptownie rozłożone szeroko i zakreślające szeroki nieubłagany łuk, by spać na oczekującą osełkę - czy ktoś wie, że nauczył się tego gestu w swoim pierwszym zawodzie sprzedawcy nabiału?

Tego nie wiedziałem... Odłożyłem książkę na okno i bynajmniej nie poczułem się zrelaksowany. Joanna Tokarska-Bakir miała stuprocentową rację, kreśląc w swojej miażdżącej recenzji (która pt. Spowiedź farmazona, ukazała się w 46 edycji pisma http://www.dwutygodnik.com/) następujące słowa: Autobiografia Claude'a Lanzmanna to książka-kuriozum. Krok po kroku autor bije rekordy: grafomanii bufonady, narcyzmu, celebryckiego samozapatrzenia. I tak jak autorka wspomnianego tekstu na temat Zająca z Patagonii, zadaję sobie pytanie: Czy farmazon może wyprodukować arcydzieło? Arcydzieło nazywa się Shoah. Farmazon to Calude Lanzmann.]

poniedziałek, 5 marca 2012

Cwajka, róg Pudlerskiej i Słowackiego


Chorzów II, 07.01.2012

[Czyli dobrze mi znane okolice. Zimą roku 2000 (luty-marzec), kiedy robiłem pierwsze zdjęcia do „Czarno-Białego Śląska często tu zaglądałem. I ten skwerek na rogu Pudlerskiej i Juliusza Słowackiego, zawsze był mocno wygraffitowany (tzn. ślepe ściany dwóch widocznych na zdjęciu kamienic), tyle że nie były to kolorowe murale tak jak teraz.]

niedziela, 4 marca 2012

Wiersze Grzegorza Wróblewskiego w Exquisite Corpse


Pokaźna porcja tekstów Grzegorza Wróblewskiego ukazała się znów w internetowym periodyku Exquisite Corps, tym razem w tłumaczeniach Agnieszki Pokojskiej. Świetnie! Gratulacje!
A ja dla własnej oraz Szanownych Czytelników przyjemności wklejam poniżej jeden z moich ulubionych wierszy Grzegorza.

***

Grzegorz Wróblewski

Anarchy and Tuna

a group of anarchists throwing a Molotov cocktail bought
for social services money
calculate the cost of finishing off
one policeman
you have to budget cleverly, as there has to be enough left
for canned tuna and lemon
canned tuna is just the thing for a rebel: a cheap foodstuff
that makes you go forever!
state officials regularly pay the anarchists
their dole and in so doing support anarchy
officials and anarchists supposedly being
two fiercely antagonistic worlds!
you can’t mention an anarchist in front of an official unless you
want him to have a fit of nervous hiccups,
or a white shirt tucked into grey pants
in front of an anarchist, unless you want him to get his knife
it’s hard to be an official,
it’s equally hard to be an anarchist,
but it’s shit manners to be an anarchist
in a welfare state 

piątek, 2 marca 2012

Osiedla Strusia


2012-03-02  10:15 (Nokia 2700)

Strusia bardzo konkretnego, bo Józef mu było na imię i pełnił funkcję lekarza nadwornego króla Zygmunta Augusta. Skąd jednak pomysł na taką, nieco absurdalnie czy też surrealnie brzmiącą nazwę blokowiska? Czy dlatego, że w pobliżu zlokalizowane jest Osiedle Jagiellońskie? Pewnie tak.

Brakowało mi filmu do pary do załadowania koreksu, więc postanowiłem skończyć ten, który mam w Noblexie. No i jak wybrałem się do Nowej Huty, to naświetliłem dwie rolki Ektara, ale nie Noblxem, tylko X-Panem...
A po powrocie do domu okazało się, że mój procesor JOBO CPE-2plus stanowczo odmawia współpracy. Odkręciłem pokrywę zasłaniającą silnik oraz elektronikę i zobaczyłem tam wodę. FUCK!  FUCK! FUCK! Ciekawe, czy da się go naprawić? Mam to urządzenie od 2005 roku i przy jego pomocy obrobiłem filmy do prawie wszystkie Życia po życiu, wszystkie do „Niewinnego okaNowego Miasta oraz do tego, którego dokumentację widać powyżej. I jak rozkręciłem to plastikowe pudełko kryjące werk, to natknąłem się na nalepkę o treści Made in West Germany. Czyli mój procesor, jak na wiek urządzeń technicznych, jest prawdziwym staruszkiem. Wiek minimum 23 lata! To niesprawiedliwe! Zwłaszcza, że zawsze się przywiązuję emocjonalnie do używanego sprzętu... (no może z wyjątkiem aparatu Horizon 202, tego chujostwa nie żałuję).

czwartek, 1 marca 2012

Kamienice przy ulicy Krakowskiej [nr 26, 24, 22]


Eugeniusz Wilczyk, Kazimierz, ul. Krakowska [1959-1964]

Wszystkie trzy domy stoją do tej pory i mają się dobrze. Zdjęcie zrobione zostało z wieży kościoła Bożego Ciała (widać zresztą cień kościelnej wieży na podwórku - a w nim panią ze zrolowanym dywanem na ramieniu). Aparat Praktisix. Optyka? Typuję szkło o ogniskowej 180mm. Jak to wygląda pod względem topograficznym, widać na screenshocie wklejonym poniżej.

Mapka na podstawie google.maps.com

Ojciec wielokrotnie fotografował to bardzo charakterystyczne podwórko domu przy ulicy Krakowskiej pod numerem 26. Ale do tego jeszcze wrócimy.