[skan z 14-15 nr pisma bruLion z 1990 roku, str. 18]
Uff... Minęło prawie pół wieku... Jest to jeden z tekstów, składających się na mój debiutancki set w bruLionie. No więc przeglądnąłem sobie przy tej okazji pismo i znalazłem także w tym numerze ohydny antysemicki paszkwil Louisa Ferdinanda Céline'a (tu zaskoczenie, bo byłem przekonany, że uniknąłem takiej symultany), który bruLionowcy przedrukowali z błędnym datowaniem. Wyniknął wówczas z tego potężny skandal (także z samej publikacji tekstu francuskiego faszola - sorry, nie poważam, nie cierpię jego prozy), a mnie wtedy zaświtało w głowie, że coś z redaktorami kwartalnika nie jest do końca w porządku (pamiętam, jak jeden z nich powtarzał jak mantrę słowo "prowokacja"), co zresztą w ciągu tego półwiecza wyraźnie dało znać o sobie, gdy przyjrzeć się ich "karierom" oraz wyraźnej wolcie na prawo...
Historia opisana w wierszyku jest autentyczna. I jakoś mi się to skojarzyło znowu z tą wojną, która coraz głośniej pomrukuje nam za plecami. Mam nawet dwa zdjęcia wykonane parę godzin po tej "żołnierskiej toalecie", na których widać jak konsumuję z menażki jakąś poligonową strawę. Reszta odbitek oraz film zostały skonfiskowane i zniszczone przez dowódcę mojego plutonu (niestety nie udało mi się go wyprzedzić w dotarciu do autora fotografii). Wszystko to miało miejsce na poligonie pod Nidzicą późną zimą 1988. W wierszyku zacytowałem też dwa buddyjskie koany, ale ich zrozumienie należy już do czytelników hiperrealizmu.