Miłosz Biedrzycki
Akslop
Akslop, może to jakieś duńskie miasto
jestem tu przejazdem, co prawda na
nieco dłużej, bo ministrowie rolnictwa
usiedli na bańkach z mlekiem i zatarasowali
wszystkie szosy. zdążono mnie trochę rozwałkować
lokalnymi osobliwościami, jak Diwron
czy Cziweżór. kochałem tutejsze dziewczyny,
policja parę razy pogoniła mnie po
chodnikach. mieszkańcy są bardzo serdeczni,
namawiają, żebym został na dłużej. obiecuję
wam, gdziekolwiek się znajdę, zawsze pamiętać będę
Akslop.
---
O powyższy wierszu Miłosza Biedrzyckiego, który prawie dwie temu pojawił się na łamach ś.p. pisma bruLion, przypomniał sobie niedawno „poeta smoleński” Wojciech Wencel. W swoim felietonie opublikowanym w Gazecie Polskiej pisze o autorze oraz o jego utworze w sposób następujący: W pierwszych latach III RP Miłosz Biedrzycki opublikował w „brulionie” wiersz pt. „Akslop”. Sam tekst był miałki, pomyślany jako prowokacja wobec polskiej tradycji narodowej, co jednak da się zrozumieć w przypadku autora, który urodził się w Słowenii i nie bardzo wie, kim jest. Podobnie jak wyznał to kiedyś Krzysztof Varga w „Dużym Formacie”, artykuły autorstwa Wencla czytam regularnie i z prawdziwą namiętnością. I zawsze po ich lekturze zastanawiam się, jak to jest, że w przypadku tzw. światopoglądu rodzimych prawicowców, którzy sami siebie nazywają „wolnymi Polakami" (sic!), prawie zawsze otrzymujemy w wielopaku: rasizm, seksizm, homofobię, ksenofobię i patriotyzm o brunatnym odcieniu...