08:29. Pada śnieg. Mam w bliskim sąsiedztwie (przy ulicy Juliusza Lea) kapitalny mural do sfotografowania, ale nie chce mi się ruszyć czterech liter. Jeszcze piętnaście minut i będzie za późno, ponieważ malowidło jest niezbyt (dla mnie) fortunnie umieszczone na północnej ścianie. Na razie piję świeżo zaparzoną herbatę (Yunnan) i słucham „Muzyki na wodzie” Haendla w najlepszym (chyba) wykonaniu Collegium Aureum. Kiedy kupiłem tego analoga na floumarkcie w Berlinie dość mocno trzeszczał i w jednym miejscu przeskakiwał. Po kilkudziesięciu odsłuchach, igła mojego gramofonu przeorała się przez te wszystkie zabrudzenia i teraz płyta brzmi zupełnie przyzwoicie...
Wychodzić czy nie wychodzić? Pada coraz bardziej intensywnie. Więc może po południu się tam wybiorę (chyba nawet popołudniowe światło będzie bardziej korzystne?). A tymczasem dla własnej i czytelników (I hope so) przyjemności, wklejam zdjęcie Opla Rekorda, a właściwie jego lewego boku, który robi obecnie za reklamę baru dla taryfiarzy vis a vis śp. Dworca Świebodzkiego we Wrocławiu (jak się domyślam, ma udawać nowojorską taksówkę). Płyta właśnie się skończyła, nastawię teraz Concerto Grosso nr 10 z op. 6 także Haendla, moje ulubione.
***
11:15. Jednak się przemogłem. I dobrze.