Johna Berrymana, w przekładzie Piotra Sommera, zamieszczone w Literaturze na Świecie nr 12 (104) z 1979 roku, którą teraz poczytuję. Pierwszy to fajny przykład odniesienia do konkretu, co nie jest zbyt częste w poezji i co bardzo lubię, drugi odpowiada mojemu dzisiejszemu nastrojowi... (czy w "szerzej" to ujmując, mojemu usposobieniu ostatnich kilku dni - czy to efekt septemberlicht?) Tak w ogóle, to wspomniany numer LnŚ sprzed 33 (!) lat poświęcony był głównie Robertowi Lowellowi, a John Berryman pojawił się tam w pewnym sensie na doczepkę. I czytając teraz ten rozlatujący się tomik we fioletowej okładce, po raz pierwszy też z pewną przyjemnością przeczytałem wiersze Lowella, którego wcześniej szczerze nie znosiłem. A wracając do Berrymana, to mimo świetnych tłumaczeń Piotra Sommera, poeta ten jakoś niespecjalnie zafunkcjonował w Polsce, jako przedmiot przekładów, źródło inspiracji czy rodzaj odniesienia... Szkoda.
Literatura na Świecie Nr 12 (104) 1979