Właśnie dostałem drogą mailową zaproszenie od Zbyszka Tomaszczuka na wystawę pod takim tytułem. I w tym momencie zasypała mnie tzw. lawina wspomnień, bo po raz pierwszy materiał, który od dzisiaj (obok zdjęć m.in. Cezarego Koczwarskiego, Doriana Flisa, Józefa Robakowskiego, Michała Szymanka i Grzegorza Tomczyka) będzie pokazywany w lubelskiej Zachęcie, zobaczyłem w klubie Hybrydy w sierpniu 1983. Akurat przyjechała wtedy do Warszawy reggowa grupa Misty In Roots, a grająca jako support formacja IZRAEL, mająca w swym składzie muzyków z Brygady Kryzys, Tiltu i Deutera, przestała pisać na plakatach swą nazwę w postaci ISSIAEL. III Program Polskiego Radia puszczał nieustannie kawałek „Idą ludzie Babilonu” - ale o ile pamiętam - w pełnej wersji z tekstem, z dopiero co nagranej płyty „Biada, Biada, Biada” (która ostatecznie ukazała się dopiero po dwóch latach, mocno zremiksowana przy udziale śp. Piotra Marka, zaś ze wspomnianego utworu wykasowano słowa, pozostawiając tylko refren). A ja w sierpniu 1983 przyjechałem właśnie na koncert Misty in Roots do stolicy.
Wystawa Tomaszczuka w Hybrydach dosłownie mnie wtedy powaliła, bo był to zapis niezwykle na czasie, idealnie trafiony pod względem wizualnym i do jeszcze kompletnie unikalny. I co ciekawe, ciągle tak jest, mimo że w 1999 ukazał się np. album „Polski Punk” Anny Dąbrowskiej (Ady Layons), czy całkiem niedawno wydana o przez korporację Ha!art książka „Generacja” ze zdjęciami Michała Wasążnika oraz tekstami Łukasza Jarosza. Bo rodzima „sztuka” takimi sprawami się nie interesowała, a wśród moich znajomych z polonistyki o tzw. „wysokokulturowych” skłonnościach panowało powszechne przekonanie, że cały ten underground, to spisek esbeckich strategów z ulicy Rakowieckiej, mający doprowadzić do zniszczenia „prawdziwie niezależnej” kultury polskiej. Wspomniany materiał pojawił się potem (w 1985?) w zalegającym zwykle w punktach kolportażu miesięczniku „Sztuka”, jako ilustracje do tekstów Piotra Rypsona i Piotra Bratkowskiego (tu nie jestem do końca pewien obu nazwisk, bo z trudem zdobyty egzemplarz „Sztuki” – to jedyna chyba edycja tego periodyku, która sprzedała się w całym nakładzie – pożyczyłem komuś i oczywiście do mnie nie wrócił).
Dziesięć lat temu przy okazji retrospektywnej wystawy Zbigniewa Tomaszczuka pt. „Zakres widzenia” w krakowskim Muzeum Historii Fotografii, przeprowadzałem z autorem wywiad dla portalu fotoTAPETA i zagadnąłem go o materiał pokazywany w Hybrydach (jesteśmy tam jeszcze na „pan”):
Wojciech Wilczyk: - Pamiętam, że gdy w sierpniu 1983 zobaczyłem plakat reklamujący Pana wystawę w Hybrydach pt. "Punk", prawie nie mogłem uwierzyć, że ktoś raczej nie związany z tą subkulturą tak szybko i bardzo wnikliwie zareagował na to zjawisko...
Zbigniew Tomaszczuk: - To była prosta rzecz. Pracowałem wtedy jako instruktor fotografii w dzielnicowym domu kultury na Łowickiej, a ci chłopcy po prostu przychodzili tam na próby. Ponieważ wszystko to odbywało się w jednym miejscu, gdy okazało się, że oni grają koncert, zrobiłem jakieś zdjęcia i tak się zaczęło, chociaż wbrew pozorom ten zestaw powstawał dość długo. Ponieważ to było bardzo hermetyczne środowisko, do niektórych osób musiałem wybierać się kilka razy, żeby ich sfotografować. I mimo, że ten materiał jest - jak sądzę - dość skromny, to w owych czasach nie było zbyt wielu takich rzeczy.
WW: A potem miał pan z nimi jakieś kontakty?
ZT: Nie, to był raczej taki rodzaj aneksu do moich głównych zainteresowań.
WW: Większość sfotografowanych przez Pana punków znałem z koncertów, tak samo zresztą jak teksty piosenek, które umieszczone były na planszach ze zdjęciami.
ZT: Tak, bo to byli głównie chłopcy od Dezertera, z Płonącej Żyrafy, TNT, Xenny. Ta muzyka mnie interesowała, choć prawdę powiedziawszy, pokoleniowo byłem trochę za stary na takie towarzystwo, ale ciekawiło mnie to nie tyle od strony wizualnej, lecz raczej jako możliwość zrobienia materiału dokumentalnego, że można to po prostu zarejestrować, to wydawało mi się wtedy interesujące.