Jarosław Iwaszkiewicz
Pożegnanie
Etna ta wielka pani zbiera fałdy sukni
i schodzi na dół ciągnąc tren swój biały
a przed nią dymią wszystkie cementownie
świece stawiając jak przy katafalku
jedwab glicynii i aksamit
bougainvilli czerwonych jak krew pod równikiem
niedobrze wyglądają razem deszcz je przekreśla
nad ruinami mocniej pachną pomarańcze.
To już ostatnia chwila. Po czterdziestu latach
jak obojętne z kochanką rozstanie
nawet nie widzi mnie ona zbłąkanego
pośród mizernych starych i zwątpiałych.
Jeszcze tylko blask jeden jeden biały obłok
i obłąkana droga pełna karaluchów
i nic i świat się nie skończy tak zaraz
i chora suka wyszła na drogę. Żegnajcie.
[Jarosław Iwaszkiewicz, Śpiewnik włoski, Wydawnictwo Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek, Warszawa 1989, s. 39. Nawet nie pamiętałem, że kupiłem kiedyś tę książkę... I chyba nie czytałem jej zbyt często? A teraz, kiedy oddałem się lekturze podczas kąpieli - jak to zawsze czynię - wpadła mi do wody... Czytam ten tom i szukam wrażeń, obrazów, sytuacji, jakich sam doświadczyłem podczas wyjazdów do Włoch. Bardzo dziwna interpunkcja jest w tym pięknym wierszu...]