Właśnie wróciłem z wernisażu. Tłumy ludzi, którzy chyba bardziej przyszli na równoległą wystawę Władysława Hasiora. Aczkolwiek w sali, gdzie wiszą prace Rune Erakera też było tłoczno. Miałem nie iść (nie chciało mi się wychodzić w krakowski smog), jednak się przemogłem i bardzo dobrze zrobiłem, bo prace Erakera oglądane na żywca robią świetne wrażenie! I nie powinienem być tutaj w ogóle zaskoczony, bo materiał z wystawy Wysiedleni, na który złożyły się zdjęcia z jego cyklu The Smell of Longing, znam bardzo dobrze od ponad pół roku, ponieważ napisałem tekst do wystawowego katalogu. Ale co innego to foty oglądane na ekranie komputera (chociaż były to ewidentnie skany z analogowych odbitek), a co innego powiększenia, na które patrzy się w ekspozycyjnej sali. Te ostatnie mają całkiem spore rozmiary (mniej więcej połowa pokazywanych prac), bo 100x70cm, a wszystko to uzyskane jest z małoobrazkowej klatki 24x36mm i czarno białego negatywu. A więc, jak się nie trudno domyślić, obraz jest ziarnisty i nie do końca ostry przy tak sporym powiększeniu (przykładając "cyfrowe" standardy ostrości), co jednak zupełnie nie przeszkadza... Bo obrazy zarejestrowane przez Rune Erakera mają kapitalną plastykę, właśnie analogowej fotografii, realizowanej z dużą świadomością walorów oraz możliwości tej technologii (ma się rozumieć bez żadnych tam za przeproszeniem postrprocesingów) i gdy oglądając te kadry, przypomniałem sobie kilka ostatnio cyfrowo wykonanych projektów w monochromie, to od razu przypomniało mi się słowo... syfra.
[MOCAK 2014-02-13 18:31]