czwartek, 16 sierpnia 2012

Sutra słonecznikowa


Zabrałem dzisiaj ze sobą do wanny „Utwory poetyckie” Allena Ginsberga w przekładzie Bogdana Barana (ponieważ bardzo lubię czytać poezję podczas zanurzania się w wodzie) z zamiarem przeczytania na nowo poematu „Sutra słonecznikowa”, dla czystej przyjemności i m.in. dlatego też, że pojawia się tam przywołany z nazwiska Jack Kerouac. A nad Jackiem Kerouakiem i jego powieściami, które wydaje właśnie WAB, pastwi się niezmiernie w Dwutygodniku Marcin Sendecki i pewnie ma rację, ale może z wyłączeniem „W drodze”, bo przy wszystkich swoich czysto literackich mankamentach, proza ta zawiera kapitalny materiał obserwacyjny. I czytając rok temu na nowo powieść Kerouaca, przed oczami cały czas przesuwały mi się oglądane wcześniej na stronie Biblioteki Kongrsu USA, zdjęcia Johna Vachona, Arthura Rothsteina, Jacka Delano i Ben Shana, które w drugiej połowie lat 30.  (akcja powieści rozpoczyna się w 1946) wykonywali na zlecenie FSA. Ponieważ Jack Kerouac jest autorem przedmowy do albumu „The Americans” Roberta Franka, co było ze strony wydawnictwa chwytem czysto marketingowym, jego fotografie traktuje się jako rodzaj ilustracji do „On the Road”. Tymczasem materiał zawarty w albumie Franka i sposób ułożenia ze zdjęć wizualnej narracji, idzie znacznie dalej, niż kerouakowskie historie z „Dharma Bums”, „Podziemnych” czy wydanych świeżo „Maggie Cassidy” i „Big Sur”… Wracając do Ginsberga i jego tekstów z tomiku „Skowyt i inne wiersze”, to ciągle czytam je z zainteresowaniem i bez specjalnych zastrzeżeń. Przy okazji, przypomniała mi się historia sprzed 30 lat, dotycząca biblioteki (już nieistniejącej) przy Konsulacie USA w Krakowie, gdzie można było wypożyczać do domu książki i gdzie mieli oczywiście wszystkie wydane tomiki Ginsberga (przez słynną oficynę City Light Books) poza „Skowytem”. Co nie było bynajmniej efektem działania jakiejś wewnętrznej cenzury w tej instytucji, tylko po prostu (o czym dowiedziałem się 2 lata później) tomik zwinęła moja znajoma M.W. i chyba należę do grona nie więcej niż 2-3-4 osób, które widzą kto był sprawcą tego przywłaszczenia… ;)


Allen Ginsberg

Sutra słonecznikowa
 
Wyszedłem na nabrzeże doku, gdzie ładują puszki bananów, usiadłem
pod ogromnym cieniem lokomotywy linii Southern Pacific by patrzeć na
zachód słońca nad wzgórzami pudełkowych domów i płakać.
Jack Kerouac, kumpel, siedział przy mnie na pogiętym zardzewiałym
żelaznym palu, mieliśmy te same myśli o duszy, otępiali, melancholijni, smutnoocy wśród splątanych stalowych korzeni drzew maszynerii.
Oleista woda rzeki odbijała czerwone niebo, słońce zapadało za grzbiety
wzgórz San Francisco, żadnych ryb w strumieniu, pustelnika w tych górach, tylko my o wilgotnych oczach, skacowani jak starzy włóczędzy na rzecznym nabrzeżu, zmęczeni ale sprytni.
Popatrz na Słonecznik, powiedział, a był tam mamy- szary cień na tle
nieba, wielkości człowieka, suchy, sterczące na szczycie starych trocin
Zerwałem się zachwycony - to był mój pierwszy słonecznik, wspomniałem
Blake'a - moje wizje - Harlem
i Piekła rzek Wschodniego Wybrzeża, dzwoniące mosty, Sandwicze Joes
Greasy, wózki martwych dzieci, czarce zdarte opony zarzucone, nie
naprawione, poemat z nabrzeża rzeki, prezerwatywy i garnki, stalowe
noże, nic porządnego, tylko wilgotny brud i jak brzytwa ostre wytwory
odchodzące w przeszłość
a szary Słonecznik trwał o zachodzie słońca, sponiewierany, z okiem
zapchanym przez sadz, smog i dym starych parowozów
pierścień krzywych płatków obwisły, połamany jak zdeptana korona
królewska, ziarna wypadłe z tarczy, z prawie-bezzębnych ust słonecznej
aury, promienie słońca ginęły w jego owłosionej głowie podobnej do
wyschłej pajęczyny drutów,
liście sterczące z łodygi jak ramiona, ruchomy korzeń w trocinach, kawałki
gipsu wypadłe spomiędzy czarnych gałązek, martwa mucha w jego uchu,
Mój słoneczniku, jakże nieświętą rzeczą byłeś; O moja duszo, kochałem
cię wtedy !
I Brud nie pochodził już od człowieka lecz od śmierci i ludzkich lokomotyw,
cały ten strój z pyłu, ten welon skóry pociemniałej od dymu lokomotyw.
sadza na policzku, powieka czarnej nędzy, zakopcona ręka, członek,
narośl wytworu gorszego-niż-brud - przemysłu - nowoczesności - cała ta
cywilizacja plamiąca iwą złotą szaloną ,koronę
i te mroczne myśli o śmierci i oczy w pyle i braku miłości, pędy i wyschłe
korzenie gdzieś w swojskiej stercie piasku i trocin, gumowe dolary -
zabawki, skóra maszynerii, kiszki i jelita auta, które płacze i kaszle, puste zapomniane puszki o zardzewiałych językach, nieszczęsny dzień, cóż jeszcze mógłbym wymienić, wypalony popiół chujokształtnego cygara, cipy taczek i mleczne piersi aut, dupy wytarte od siedzenia, zwieracze prądnic - wszystko to
wplątane w twe zeschłe korzenie - a ty tam przede mną o zachodzie
słońca, w całej chwale swego kształtu !
Doskonałe piękno słonecznika! doskonałe wspaniałe ukochane istnienie
słonecznika! słodkie oko natury dla nowego księżyca hipstersów,
zbudziłem się żywy i podniecony w cieniu zachodu chwytając złoty powiew wschodzącego słońca!
Ile much brzęczało wokół ciebie czystego mimo brudu, gdy przeklinałeś
niebiosa kolei i swą kwietną duszę?
Biedny martwy- kwiat! kiedy zapomniałeś, że jesteś kwiatem? kiedy
spojrzałeś na siebie stwierdzając, że jesteś bezsilną brudną starą
lokomotywą? upiorem lokomotywy? widmem i cieniem niegdyś potężnej
szalonej amerykańskiej lokomotywy?
Nigdy nie byłeś lokomotywą, Słoneczniku, zawsze byłeś słonecznikiem!
A ty Lokomotywo, jesteś lokomotywą, nie zapomnij !
I wziąłem gruby szkielet słonecznika i zatknąłem go u mego boku niczym
berło,
i wygłosiłem kazanie przed własną duszą a także przed duszą Jacka i
przed każdym, kto zechce wysłuchać,
- Nie jesteśmy workiem brudu, nie jesteśmy wstrętną tępą zakurzoną
lokomotywą bez duszy, wnętrze każdego z nas to piękny złoty słonecznik, każdemu z nas dane jest własne nasienie i dane są inne ciała, złotowłose nagie, które wyrastają na szalone czarne uroczyste słoneczniki o zachodzie, a my śledzimy je pod cieniem obłąkanej lokomotywy na nabrzeżu w San Francisco siedząc na stosach puszek, doznając wieczornych wizji.
 
przekład Bogdan Baran; w Allen Ginsberg Utwory poetyckie, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław, 1984