poniedziałek, 28 listopada 2011

50 000 !!!

Dokładnie o 15:40:27, IP ze Szczecina.

Tymczasem licznik platformy blogspot wykazuje 70 868 wyświetleń strony.
Co by się jakoś zgadzało (no, nie do końca jednak...), bo na statystyce STAT4u mam wyłączone przeładowania strony. A tych ostatnich jest 21 765.

:)))

niedziela, 27 listopada 2011

ArtPunkt Opole



Dotarła do mnie wreszcie przesyłka z papierową edycją A10. Prezentacja obiektu zaprojektowanego przez Małgorzatę i Antoniego Domiczów wygląda świetnie. I w sumie wykorzystano 8 zdjęć. Mam duży sentyment do tej sesji (wykonanej rok temu w październiku), ponieważ budynek ArtPunktu bardzo dobrze się fotografowało, a zmiana położenia słońca, wydobywała z jego fasad coraz to nowe elementy. Podobnie było po zapadnięciu zmroku, kiedy zapaliły się lampy we wszystkich pomieszczeniach (prawdę mówiąc, iluminacja ta została sprokurowana na użytek sesji), kapitalnie podświetlając półprzezroczyste panele elewacji. 



sobota, 26 listopada 2011

Photo Proxima - fotografia zbliżająca

Na stronie www.photoproxima.eu ukazały się właśnie abstrakty referatów, wygłoszonych podczas podczas ostatniej sesji projektu Photo Proxima - fotografia zbliżająca, realizowanego przez krakowskie Muzeum Etnograficzne. Impreza odbyła się w dniach 3-4 listopada 2011 w klubie lokator przy ulicy Mostowej 4. 
Niniejszym zachęcam więc do lektury wystąpień André Rouillé - Czy fotografia cyfrowa jest fotografią, Givanniego Fiorentino - Społeczne obiegi fotografii w XXI wieku oraz mojego własnego - Fotografia dokumentalna to nie tylko mechaniczna forma pamięci.

piątek, 25 listopada 2011

Kominy!



[Kilka tygodni temu wybrałem się do Raciborza, żeby sfotografować Fiacika 126p - żyletkę, którego namiary podesłał swego czasu mi Wojtek Sienkiewicz. I w drodze, gdzieś w okolicach Rydułtowych, natrafiłem na ten wspaniały obiekt.

Kominy!
Uszczelnianie kominów
Kominy zewnętrzne izolowane
Wkłady kominowe ze stali nierdzewnej
Nasady kominowe

Czysta i konkretna poezja.]

środa, 23 listopada 2011

Fotografia ojczysta i Polska dla Polaków


Na portalu „Teologii Politycznej” pojawił się w ostatnim czasie tekst Marty Turkot Ato Polska właśnie” - rzecz o fotografii ojczystej, więc czytam dalej przytaczany w poprzednim poście wstęp mistrza Jana, a właściwie cofam się pierwszego akapitu, gdzie nasz „ojczysty fotografik” pisze, co następuje:

Zagadnienie fotografii ojczystej jest w Polsce jeszcze nowe, a więc niedość sprecyzowane i bywa pojmowane rozmaicie, czasem w sposób nieco ogólnikowy i mętny. By je lepiej określić przypomnijmy, że któryś z wielkich Polaków powiedział: „im bardziej uszlachetnicie dusze wasze, tym więcej rozszerzycie granice ojczyzny”. Dzisiejsza fotografia ojczysta rodzi się niewątpliwie z prądów zdrowego nacjonalizmu, nurtujących całą Europę, z pragnienia by wszystko, co własne, narodowe, poznać, zobrazować, pokazać, a następnie – pomnożyć, wywyższyć, rozwinąć, wzbogacić. Dzisiejsza fotografia dobrowolnie zaprzęga się w służbę idei mocarstwowej, służbę idei państwa, zespolonego ściśle z narodem i ojczyzną.

Według spisu z 1931 skład narodowościowy II RP przedstawiał się następująco:  Polacy – 68,9%, Ukraińcy – 10,1%, Żydzi – 8,6%, Rusini – 3,8%, Białorusini – 3,1%, Niemcy – 2,3%.

Wystawa „Piękno Ziemi Śląskiej” pokazywana była w Katowicach między 1-15 listopada 1938. Dwa tygodnie wcześniej oddziały wojska polskiego powodowane zapewne „prądami zdrowego nacjonalizmu” oraz w ramach „służby idei mocarstwowej”, przyłożyły się do rozbioru Republiki Czeskiej, zajmując tzw. Zaolzie. Przy tej okazji ukuto termin „ziemie odzyskane”, który po 1945 świetnie się sprawdził się jako nazwa zachodnich i północnych terenów Polski, które właśnie „powróciły do macierzy”.

Tekstu apologetycznego względem Jana Bułhaka na jakimś prawicowym portalu, spodziewał się od dawna, obstawiałem jednak Frondę, Gazetę Polska lub blog poety Wojciecha Wencla. Marta Turkot pisząc o Bułhaku pomija szereg niewygodnych faktów.

Jak szczegółowo to opisał Maciej Szymanowicz w eseju „W służbie idei. Uwagi o fotografii ojczystej” nasza ojczysta fotografia była klonem niemieckiej Heimatfotografie i jak ona powstała na skutek działania „prądów zdrowego nacjonalizmu”. Ale Heimat to tylko „mała ojczyzna”, pojęcie szersze to Vatterland. Fotografia ojczysta propagowana przez Jana Bułhaka przed II wojną, a także po 1945 roku to zdecydowanie raczej… Vaterlandfotografie.

Teraz przeskoczmy do końcowego akapitu bułhakowskiego wstępu do katalogu „Piękno Ziemi Śląskiej”:

Tyle na razie powiedzieć można o istocie fotografii ojczystej. Jęsli ma ona być nie pustym frazesem i nową zabawką dla snobów, lecz sprawą ważną i płodną w następstwa, jeśli ma stworzyć wielki, piękny skarbiec rodzimej prawdy i rodzimego piękna, obraz polskiej pracy, polskiego budowania, polskiej tradycji, wizerunek ziemi, człowieka, obyczaju, stroju, narzędzia, słowem obraz całego polskiego życia w jego różnolitej krasie i wymowie bogatej, samorodnej i swoistej, to trzeba się zabrać do dzieła poważnie i energicznie: na pomoc sentymentowi – wezwać ukształcenie estetyczne i wiedzę krajoznawczą i baczyć – by te trzy czynniki szły zawsze razem i razem tworzyły prawdziwy, wierny obraz plastyczny naszej ojczyzny.

„Rodzimej”, „rodzimego”, „polskiej”, „polskiego”… a wszystko to przy cytowanym wcześniej składzie etnicznym II RP.

Swój program „ojczystej fotografii” Bułhak bez problemu, ale i też bez specjalnych skrupułów zaadoptował na potrzeby propagandy Polski powojennej, która przecież - przynajmniej tak o niej piszą autorzy kojarzeni z Teologią Polityczną - nie była całkowicie niezależnym państwem. Skąd jednak decyzja ówczesnych władz komunistycznych, by skorzystać z usług przedwojennego nacjonalisty i twórcy nieszczęsnego terminu „fotografik”? Powróćmy raz jeszcze do Maciej Szymanowicza i jego eseju „W służbie idei. Uwagi o fotografii ojczystej”:

Protektorat władz komunistycznych nad fotografią ojczystą posiada jeszcze jeden, znacznie szerszy aspekt. Był on związany z ówczesną próbą narodowej legitymizacji władz komunistycznych, która stanowi istotne dla naszych rozważań tło historyczne. Komuniści obejmujący władze w Polsce wraz z postępami armii czerwonej doskonale zdawali sobie sprawę z braku poparcia społecznego. Brak wiarygodności oraz przeświadczenie większości społeczeństwa o agenturalnym charakterze władz, wpłynęły na konieczność unarodowienia wizerunku partii. Pisze o tym Marcin Zaremba w swojej pionierskiej pracy na temat nacjonalistycznej legitymizacji władz komunistycznych: „Aby przekonać naród, że nowe państwo polskie jest rzeczywiście <> i <>, podjęto wiele zabiegów o charakterze propagandowym i instytucjonalnym. Wachlarz tych działań był bardzo szeroki – poczynając od otaczania się narodowymi symbolami, posługiwania się językiem bardziej Romana Dmowskiego niż Róży Luksemburg, manipulowania historia i instrumentalnego traktowania dorobku polskiej kultury, a kończąc na umacnianiu ksenofobicznej wspólnoty narodowej poprzez wzbudzanie atmosfery narodowego zagrożenia”. Próba wsparcia się komunistów autorytetem przeszłości była koniecznością choćby dlatego, że wojna niebywale wyostrzyła podziały narodowe. Starano się przywoływać w sposób niejednokrotnie nachalny historię, której kontynuacją miały być ówczesne władze. Jak pisze Jadwiga Kiwerska: „Koncepcja <> została […] wylansowana jako wykładnia polityki komunistów (jako przykład ich związku z tradycją i historią), a później państwa polskiego. Innymi słowy, był to sposób legitymizacji władzy komunistycznej w Polsce” . Podobnie jak historia, również folklor został zawłaszczony przez propagandę, stając się jednym z elementów mitologii narodowej, co szczególnie było widoczne w corocznych obchodach dożynek. Proces ten nazwijmy za Piotrem Osęka „legitymizacją etniczną” władzy, dzięki której nie tylko odnoszono się do historycznej tradycji Ziem Odzyskanych, ale również nieustannie akcentowano powojenne „zjednoczenie” słowiańskie tłumaczące „braterskie więzy” ze Związkiem Radzieckim.

Jak to celnie ujął Czesław Miłosz w swoim poemacie „Trakt moralny” (1957): „Jest spadkobiercą ONR-u partia”. Miał na myśli oczywiście komunistyczną monopartię o nazwie PZPR, ale patrząc na prawą stronę współczesnej sceny politycznej w Polsce, znalazło by się też kilka organizacji, do których pasowałoby stwierdzenie poety.

wtorek, 22 listopada 2011

AMERICAN BIKINI (i fotografia ojczysta)


Mysłowice, 20.11.2011

[Jak czytam we wstępie do katalogu wystawy Piękno Ziemi Śląskiej” (1938) autorstwa Jana Bułhaka: 

Przymiotnik „ojczysty” posiada barwę subiektywną - uczuciową.  Każdemu człowiekowi jest wrodzone przywiązanie do ziemi ojczystej, do rodzinnego zakątka, więc i początkujący fotoamator, który grasuje z aparatem po kraju i odtwarza na chybił trafił te lub inne przedmioty i miejscowości, może łudzić się, że uprawia fotografię ojczystą. Ale tak nie jest - w przeciwnym bowiem razie tym mianem należałoby ochrzcić całą niezmierną produkcję amatorską, choćby zupełnie bezwartościową, czynioną bez wyboru, umiejętności i poczucia artystycznego tylko dlatego, że tematowo pochodzi z kraju ojczystego i przedstawia jakiś jego fragmencik. A to by zepchnęło fotografię ojczystą do poziomu zabawki. Trzeba więc stwierdzić w pierwszym rzędzie, że fotografowanie byle czego i byle jak choćby z sentymentem lokalnym, nie wchodzi jeszcze w zakres naszego zagadnienia.]

poniedziałek, 21 listopada 2011

AUTO KASACJA (POMIESZCZENIA I OGRODY)



[Okolice Strzelc Opolskich, początek listopada 2011. 
Przy okazji tego zdjęcia/miejsca przyszedł mi na myśl piękny wiersz Grzegorza Wróblewskiego Pomieszczenia i ogrody z tomu pod tym samym tytułem. Książka ukazała się w 2005, nakładem Biblioteki Narodowej i Duńskiego Instytutu Kultury, a ilustracje do niej wykonał nie żyjący już niestety Teodor Bok]


Grzegorz Wróblewski 

POMIESZCZENIA I OGRODY

Będą się do ciebie tajemniczo
uśmiechać ci, którzy przybędą tam przed tobą.
A potem, gdy nadejdą następni, ty będziesz już
wszystko wiedział.

Przywitasz ich takim samym uśmiechem i
wejdziecie razem do środka.
Powolnym ruchem dłoni wskażesz im
świeżo pościelone łóżka i rozległy widok na ogrody.

Na koniec, gdy już nieco ochłoną,
wytłumaczysz,
gdzie się znaleźli i co ich w przyszłości czeka.

sobota, 19 listopada 2011

Cédric Gerbehaye z otchłani


Cédric Gerbehaye, z cyklu Congo in Limbo

Na festiwal fotografii w Bielsku-Białej pojechałem specjalnie, żeby zobaczyć wystawę Alexandra Gronskiego. No i jak już wcześnie pisałem tutaj, doznałem lekkiego zawodu. I bynajmniej nie z powodu samych fotografii (te są świetne), tylko beznadziejnego sposobu produkcji ekspozycyjnych wydruków. Jakość prezentacji zdjęć z Kongo Cédrica Gerbehaye też pozostawiała sporo do życzenia (czułem się, jakbym oglądał panele z World Press Photo), ale same fotografie z cyklu (a także książki) „Congo in Limbo” to rewelacja! No więc, oglądam sobie teraz zdjęcia zmieszczone na stronie agencji VU, dla której pracuje Gerbehaye i nie mogę wyjść z podziwu. Wydawało mi się wcześniej, że konwencja reportażu, w której konsekwentnie porusza się także belgijski fotograf, to już zamknięty rozdział fotodziennikarstwa. Tymczasem okazuje się, że jak zawsze najważniejszy jest tutaj „czynnik ludzki” i wszystko zależy od tego, kto naciska spust migawki, wybiera sposób obrazowania oraz… rodzaj sprzętu. W przypadku serii z Kongo, Gerbehaye używa trzech rodzajów kamer: małego obrazka, średniego formatu dającego kadry w kwadracie oraz panoramicznego aparatu w typie swing lens camera. Zastanawiałem się, jakie z dostępnych urządzeń wybrał belgijski fotograf i po analizie rozmiarów klatki, wyszło mi, że musiał być to któryś z modeli Wideluxa na film 135 (aparatu całkowicie mechanicznego i nadającego się do pracy w ekstremalnych warunkach - jego „styl wideluxa bardzo mi odpowiada). Reporterskie projekty Cédrica Gerbehaye, to rodzaj wizualnej komunikacji, gdzie konwencja obrazowania (sprawiająca czasem wrażenie maniery) nie przysłania jednak relacjonowanych wydarzeń. Z zarejestrowanych kadrów Gerbehaye układa czytelne narracje, które mogą być atrakcyjne/wciągające dla widza, ale nie kosztem przekazywanej treści. To chyba najważniejsza w tym roku fotograficzna wystawa w Polsce. Jak podaje portal Fotopolis „Congo in Limbo” pokazywane będzie też w Nadbałtyckim Centrum Kultury w Gdańsku. Wernisaż 20 listopada o godz. 18:00. Natomiast 25 listopada o godz. 17:00 w Sali Mieszczańskiej Ratusza Staromiejskiego rozpocznie się spotkanie z autorem, które poprowadzi Adam Mazur.


 Cédric Gerbehaye, z cyklu Congo in Limbo

Cédric Gerbehaye, z cyklu Congo in Limbo

czwartek, 17 listopada 2011

CZĘŚCI TIR



[CZĘŚCI TIR
CZĘŚCI OSI NACZEP
CZĘŚCI SIODEŁ

29.10.2011, DK 1, pomiędzy Bielsko-Białą a Pszczyną. W drodze powrotnej z Foto Art Festiwalu. W grudniowym A&B ukaże się moja realacja z najważniejszych (Alexander Gronsky, Cédric Gerbehaye, Bela Doka) wystaw tej imprezy.]

środa, 16 listopada 2011

ENCYKLOPEDIA SYMBOLIZMU


Czytam dalej „Dwie kobiety nad Atlantykiem” Grzegorza Wróblewskiego (świetna książka!). Tym razem wiersz ze strony 39.


Grzegorz Wróblewski

ENCYKLOPEDIA SYMBOLIZMU
(PRZYPADEK NIILA)

Jestem szalony – powiedział Niil, wierny czytelnik Barthesa
i sezonowy miłośnik tureckich oliwek. I znaleźliśmy się
nagle wśród antycznych zegarków.
1. Ktoś ukradł mu pastę do zębów.
2. Nie zostawiając numeru telefonu.
Jestem szalony
kupiłem
dywan,
mimo
że
nie
znoszę
jego
zapachu.
I teraz będzie się na nim załatwiał mój rozpieszczony pers.

(Nie znoszę Turków, ale nie miałem wyjścia).

Po miesiącu stracił włosy i pracę redakcji.
Dał ogłoszenie, ale tureckie dywany
dawno już wyszły z mody.
Podaruj go teściom – radzili mu wierni przyjaciele.
Za te same pieniądze mógłbym kupić transport kul bilardowych
- narzekał.
Chyba nigdy nie doszedł do siebie. Spotkałem go potem na wystawie
malarstwa
Franza von Strucka. Niil, cień dawnego Niila
bardzo chciał mi się zwierzyć:
Jestem szalony
kupiłem
dywan,
mimo
że
nie
znoszę
jego
zapachu.

wtorek, 15 listopada 2011

Koksownia Jadwiga


Zabrze-Biskupice, Koksownia Jadwiga, 15.03.2003

Zdjęcie zostało zrobione przez okno „domu kawalera”, sąsiadującego z koksownią. Budynek ten powstał jako hotel robotniczy dla górników koncernu Borsiga w pierwszej dekadzie XX wieku. W momencie wykonywania fotografii była to już ruina pozbawiona stolarki okiennej i poszycia dachowego. Koksownię Jadwiga po raz pierwszy zobaczyłem w drugiej połowie lat 80., jadąc betonową wówczas autostradą z Bytomia. Jechałem w nocy i obiekt ten był cudownie oświetlony buchającymi płomieniami z koksowniczych pieców (chyba akurat otwarto którąś z komór). Wracając tą samą drogą kilka dni później, podjechałem pod sam zakład. Ponieważ działała jeszcze bateria po prawej stronie silosa na węgiel, musiało to być przed 1988, bo właśnie wtedy te przedwojenne jeszcze piece koksownicze systemu Otto, zostały rozebrane. Potem bywałem w tym miejscu wielokrotnie i obserwowałem proces degradacji „domu kawalera”, w którym – jak to pamiętam jeszcze z początku lat 90. – na parterze mieściły się jakieś hurtownie. Potem budynek stał zamknięty, by w końcu stać obiektem działań „złomiarzy”, którzy wybebeszyli go z wszelkich wartościowych elementów i rozkradli też blachę z poszycia dachowego. Trochę się bałem spinając po schodach tej ruiny, no ale wszedłem w końcu także na jej dach i stamtąd też robiłem zdjęcia. We wnętrzach „domu kawalera” kręcono niektóre sceny „Soli ziemi czarnej” Kazimierza Kutza (1969) i „Magnata” Filipa Bajona (1987). We wrześniu 2008 zawaliła się jedna ze ścian budynku i obiekt rozebrano. Szkoda.

poniedziałek, 14 listopada 2011

ANARCHIA I TUŃCZYK


Właśnie dotarła do mnie przesyłka pocztowa z najnowszą książką Grzegorza Wróblewskiego. Otwieram tom „Dwie kobiety nad Atlantykiem” i niemal od razu trafiam na wiersz p.t. „Anarchia i tuńczyk”. Szukałem bezskutecznie tego tekstu w książce „Hotelowe koty”, która przecież jest wydawnictwem w rodzaju wierszy zebranych (oczywiście mogłem zapytać autora…). Nie pamiętam już teraz, czy przeczytałem ten świetny tekst w jakimś niszowym czasopiśmie literackim, czy Grzesiek pokazywał mi go w Kopenhadze w 2004 (w 1999?) przy okazji przekładu na duński dla pisma literackiego Øverste kirurgiske? Nieważne. Ważne, że jest w najnowszej książce Wróblewskiego pt. „Dwie kobiety nad Atlantykiem” (Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2011) na str. 9.


Grzegorz Wróblewski

ANARCHIA I TUŃCZYK

anarchiści rzucają koktajlem Mołotowa kupionym
za socjalne pieniądze
obliczają, ile muszą wydać na skuteczne załatwienie
jednego policjanta
trzeba rządzić się umiejętnie, bo przecież musi wystarczyć
na tuńczyka z puszki oraz cytrynę
tuńczyk z puszki to coś dla buntownika: potrawa tania
i można na niej długo pociągnąć!
państwowi urzędnicy regularnie wypłacają anarchistom
zasiłki i w ten sposób popierają anarchię
urzędnicy i anarchiści to podobno dwa zaciekle
zwalczające się światy!
nie można mówić przy urzędniku o anarchiście, bo z miejsca
dostanie nerwowej czkawki, a anarchiście o białej koszuli
wpuszczonej w szare spodnie, bo wyciągnie nóż
trudno być urzędnikiem i równie trudno być anarchistą,
a już na pewno nie wypada być anarchistą
w opiekuńczym kraju

niedziela, 13 listopada 2011

ZIMA


Koksownia Huty Królewskiej, 12.12.2002


Krzysztof Jaworski

Zima

Tymczasem zieleń poszarzała,
stając się pojęciem z podręcznika dla sadowników.
Za oknem niespokojnie kwitnie cywilizacja rozumu. Eksperci
od pogody wyliczają zalety pogody, a przypadkowa radiostacja
nawołuje do spacerów zaplanowanych na lipiec. Lawa śniegu.
Wiecznie podglądana przyroda odkrywa swe tajemnice i prasa
zamieszcza fotografie zwierząt przyłapanych
na zamarzaniu. Przepaść
między kulturą i naturą pogłębia się, by sprawiedliwość
triumfując zstąpiła na ziemię. Sprawiedliwość
zstępuje. Natura zawsze była głupsza od człowieka.
Ponad nami,
w bezimiennym pustkowiu,
dyszy gigantyczna huta zimy.

***

[Antycypując niejako to, co już niedługo nastąpi (na następny tydzień zapowiadane są opady śniegu), pomyślałem o tym pięknym wierszu, który nieodparcie kojarzy mi się z zimowymi zdjęciami postindustrialnych ruin na Śląsku. A szczególnie tym jednym z Huty Królewskiej, zrobionym prawie 9 lat temu. Ponieważ nie miałem w tamtym czasie shift-convertera (ani Arc Body, ani Flex Body, których konstrukcja umożliwia przesunięcie optycznej), musiałem szukać wyżej położonych, żeby móc objąć wszystkie te betonowe budowle przy zachowaniu pionów. Na terenie dawnej koksowni Huty Królewskiej, od strony Starego Chorzowa znajdował się nasyp i most kolejowy, z którego – bu użyć zwrotu z albumów turystyczno-krajoznawczych - „roztaczał się piękny widok na to miejsce”. Wielokrotnie wchodziłem na ten poprzemysłowy teren (oczywiście zawsze nielegalnie) i fotografowałem ruiny koksowni z tego właśnie punktu.]

---
Wiersz „Zima” Krzysztofa Jaworskiego pochodzi z tomu „Kameraden”, opublikowanego w 1994 przez wydawnictwo Miniatura. Ale ponieważ pozycja ta jest praktycznie niedostępna, lepiej sięgnąć do książki „Drażniące przyjemności”, zawierającej wiersze z lat 1988-2008, wydanej w 2008 przez Biuro Literackie, gdzie rzeczony tekst znajduje się na str. 51.

piątek, 11 listopada 2011

Coraz bardziej oddalające się


[Ryszard Krynicki podpisuje swoją książkę Niewiele więcej]


Ryszard Krynicki

Coraz bardziej oddalające się

Coraz trudniej uwierzyć

kiedy stoisz na moście
co jakiś czas przejeżdżają pociągi towarowe
załadowane czołgami lub samochodami
oddalającymi się coraz bardziej metaforami
czyjegoś strachu lub marzenia
żołnierzami w mundurach o ochronnym kolorze
zaiste te mundury przypominają naturalne
środowisko człowieka o które
o którego ciągle walczymy

robotnicy po pracy czekając na pociąg
piją jasne piwo na rozłożonych „Trybunach Ludu”
w ich głowach jest coraz jaśniej trybuny
coraz bardziej się rozkładają
(tak oto rzeczywistość naśladuje lingwistyczną poezję
która ją prześladuje)

urzędnicy na delegacji niosą kanapki w aktówkach
małe kraje są coraz częściej poligonami doświadczalnymi
dla wielkich mocarstw
i nic się nie zmienia zmienia się niewiara brak nadziei
są coraz większe
tworzą imperia nawiązują przyjacielskie kontakty
ludzki lęk zmienia swój język lecz mówi to samo
są sny które wykorzystują jawę
ciężka praca i wyzysk
i nic się nie zmienia
zmienia się przyroda
jeszcze mamy odwagę walczyć
o ochronę przyrody

ale także i ona
gdy dochodzi do władzy
odbiera nam władzę w rękach nogach
umysłach i sercach

***

Tak mi się jakoś ten wiersz „niepodległościowo” (Niepodlegli nicości) skojarzył...

[postać odwrócona rewersem do widza, a awersem do Ryszarda Krynickiego, to krytyk literacki Tomasz Burek, po prawej stronie widać też fragment poety Jana Polkowskiego i jego kurtki M65]

------

Powyższe zdjęcia wykonane zostały podczas wieczoru poetyckiego „Marzec ‘81 spotyka marzec ‘68” na Uniwersytecie Jagiellońskim, w którym wzięli udział: Ryszard Krynicki, Stanisław Barańczak, Jan Polkowski, Lech Dymarski i Tomasz Burek. Spotkanie zorganizował Jacek Sieradzan.

Aparat Flexaret VI + Foton NB-04 + lampa błyskowa Łucz M-1.

czwartek, 10 listopada 2011

Bielsko-Biała, 26.07.1990



Tak mi się wydaje, że to zdjęcie zrobiłem gdzieś w okolicach ul. Mariana Buczka (obecnie Romana Dmowskiego) albo jest to przejście podziemne pod ul. Lwowską? Nie jestem do końca pewien, ale po sprawdzeniu w maps.goole.com, wychodzi raczej na to drugie. Prawdę mówiąc, nie pamiętałem treści napisu za plecami pozującego chłopca z rowerkiem, ale na pewno właśnie dlatego sfotografowałem tą ścianę (a potem zaraz pojawił się rowerzysta, wkrótce dołączył jego kolega, a ja korzystając z rozwijającej się sytuacji, naświetliłem wtedy 9 klatek…).

*
Szczegóły techniczne (być może ważne ze względów historycznych?): Pentacon Six + Flektogon 50/4 + Fotopan HL.

środa, 9 listopada 2011

All You Fascists Bound To Lose


jak śpiewał Woody Guthrie, a ponieważ dziś wypada 73 rocznica Kristalnacht, więc piosenkę tę dedykuje patriotycznie usposobionym koleżankom i kolegom, co tak lubią maszerować z pochodniami i transparentem Polsko obudź się” (już niedługo pewnie zaczną śpiewać Chorągiew wznieś”...)
A w moim najbliższym sąsiedztwie pozytywne zmiany jednak. Proces myślowy trwał tu wprawdzie ponad miesiąc, ale w końcu napis na budynku przy ulicy Rydla 15 został zamalowany.

 2011-10-04, 08:34 (Nokia 2700)

2011-11-07, 12:16 (Nokia 2700)

wtorek, 8 listopada 2011

ULTRAS Miechowice


Bytom-Miechowice, ul. ks. Józefa Frenzla, 05.11.2005

Nie jestem do końca pewien nazwy ulicy (?). Przeglądając skany-wglądówki sprzed sześciu i więcej lat (robione jeszcze na Epsonie 4780) znajduję sporo ciekawych kadrów, które wcześniej pominąłem…
Przy okazji. Wczoraj dotarł do mnie, wylicytowany na Allegro album „Śląskie krajobrazy” Bogusława Blajera. Książka ta wydana przez gliwicką oficynę „Wokół Nas” w 2005 jakoś przeszła mi koło nosa. Tzn. otworzyłem ją w księgarni, zobaczyłem na końcu kadry z Osiedla Borsiga w Zabrzu-Biskupicach i odłożyłem na półkę z postanowieniem, że kupię ją w późniejszym terminie. Tak w ogóle, wydawnictwo „Wokół Nas” miało kiedyś bardzo ambitny program i opublikowało np. całą „tetralogie gliwicką” Horsta Bienka („Pierwsza polka”, „Wrześniowe światło”, „Czas bez dzwonów” oraz „Ziemia i ogień”), częściowo w edycji dwujęzycznej. Wracając do albumu Blajera, to… mogłem się nadal nie spieszyć. Wspomniane zdjęcia z Borsig Siedlung oraz z Biskupic czy kadry z widokiem na hałdę w Rydułtowach lub na kopalnie Dębieńsko i Rozbark, nie są w stanie zrekompensować wizualnej mizerii tej książki. Szkoda.

niedziela, 6 listopada 2011

Świętochłowice-Lipiny, ul. Chorzowska, 23.07.2005, godz. 16:00



Z dedykacją dla Marka Lohera, z którym miałem się okazję wreszcie spotkać w realu i przeprowadzić ciekawą rozmowę oraz wypić piwo, po moim wystąpieniu podczas sesji Photo Proxima w ostatni piątek. Sama sesja, jak myślę, bardzo interesująca, a pytania zadawane po secie z moim udziałem, sensowne i treściwe.
To też pierwszy porządnie zrobiony skan tego negatywu. Na zdjęciu satelitarnym w google.maps  widać, że budynek nadal istnieje i spełnia taką samą funkcję (ciekawe, czy nie zmienił się, widoczny na banerach właściciel?).

piątek, 4 listopada 2011

ZAWODZIE


Katowice-Zawodzie, ul. Cynkowa, 24.02.2010

[Ostatni film zrobiony moim Horizonem 202. To znaczy, ostatni poprawnie naświetlony. Potem zaczął mi świetlić równolegle paski przez całą szerokość klatki, co jest podobno często spotykaną wadą tego urządzenia. Przyzwyczaiłem się do niego przez te 9 lat, chociaż ilość felerów i wad konstrukcyjnych powinna mnie skłonić do walnięcia korpusem o glebę. Ale tak wspaniale brzęczał przy długich czasach ekspozycji, niczym trzmiel w pajęczej sieci…]

środa, 2 listopada 2011

ZAKUPIĆ na Allegro album Erazma Ciołka „Polska, sierpień 1980 - sierpień 1989” -- 15,99 PLN + 9,00 PLN wysyłka.


Przeczytać słowo wstępne pióra Stefana Bratkowskiego -- BEZCENNE!

Ten fragment najbardziej mnie ujął: Zdjęcia Erazma Ciołka są triumfem czarno-białej fotografii. Czarno-biała fotografia - w porównaniu z kolorową okazuje się już przetworzeniem rzeczywistości; nadaje jej inny walor, nadaje skupienie; kolor rozprasza widza, odwraca uwagę od treści, staje się wrogiem fotografii. Czarno-biała fotografia może utrwalać piękno. Ale przede wszystkim jest formą literacką. To gatunek pisarstwa albo dziennikarstwa. Zdjęcia są czasem krótkimi nowelkami, a czasem skrótowym, mistrzowskim reportażem, to znów fraszką czy maleńkim poemacikiem prozą.

Ach Ty poemaciku prozą...

wtorek, 1 listopada 2011

HERE COMES THE SUN


Chorzów II, róg ul. Teodora Kalidego i Pudlerskiej, 28.05.2005

Jakoś dopiero teraz porządnie zeskanowałem ten negatyw sprzed ponad sześciu lat. Chorzów II czyli Cwajka i moja ulubiona ulica Teodora Erdmana Kalidego, którą wielokrotnie fotografowałem. Pora dosyć wczesna, tuż po wschodzie słońca, czyli - ponieważ 28 maja 2005 słońce pojawiło się nad horyzontem o 04:49 - było trochę po piątej rano.