Norymberga 1935
Wrześniowe słońce wtedy
rzucało długie cienie na łąkę Wöhrder.
Miałem sześć lat, ale zarys mojej sylwetki
był tak ogromny, że się przestraszyłem.
Nie mogłem go przeskoczyć.
A potem. nagle, znikł.
Nik nie chciał odkupić ode mnie duszy.
Pachniało liśćmi i sianem.
Do jesieni trzydziestego dziewiątego
było jeszcze daleko. Pokój się ciagnął
i ciągnął - żadnych przeczuć.
I żadnych ognistych słupów
nad miastem. Zimno było
w cieniu wysokich wież.
[wiersz z tomu Blauwärts (2013) w przekładzie Andrzeja Kopackiego opublikowany w Literaturze na Świecie, nr 11-12/2015 (532-533), str. 355. Tak jakoś mi się to skojarzyło z wczorajszą narodową imprezą, do której przygotowania miałem wczoraj okazję oglądać w Warszawie... Zobaczyć przystrzyżonych na zero millenialsów z biało-czerwonymi opaskami na rękawach flajersów? Bezcenne! Jakkolwiek wcale mi nie do śmiechu...]