Jechałem
sobie wczoraj na spotkanie do MOCAK-u, patrzę przez okno (bo jechałem
samochodem, jak klasyczny polski burak, a miasto letnio wymiecione z
mieszkańców i można by śmignąć na rowerze...) i nagle widzę ten dom z obrazu Łukasza Korolkiewicza. Bo Korolkiewicz
we wczesnych latach 80. namalował ślepą ścianę domu, stojącego przy ulicy Przy Moście w Krakowie. Na tej ślepej ścianie przez lata widniała olbrzymia
reklama firmy PEPSI, namalowana chyba jeszcze w latach 70., a ponieważ jej nie
odnawiano i nie zamalowano, a ona sama kapitalnie spłowiała, więc w latach 80.,
a potem w 90. ten fragment miasta, widoczny doskonale z bulwarów wiślanych oraz
mostu Piłsudskiego, wyglądał zjawiskowo i cokolwiek nierealnie.
Obraz
Korolkiewicza zobaczyłem po raz pierwszy w galerii „Inny Świat”, założonej i
prowadzonej przez dwóch krakowskich krytyków: Tadeusza Nyczka oraz Macieja
Szybista, gdzie pokazywali oni zwykle wprostowców ze Zbylutem Grzywaczem na
czele, Henryka Wańka, Leszka Sobockiego i także Łukasza Korolkiewicza. Prawdę
mówiąc, lubiłem tam przychodzić w przerwach między zajęciami, ponieważ zawsze
można było posłuchać jakiejś fajnej opery w dobrym wykonaniu (właściciele byli
melomanami), a w latach 80. słuchanie fajnych oper w dobrym wykonaniu nie było
wcale takie proste i oczywiste jak teraz…
Wracając do obrazu z ulicy Przy Moście, to od razu mi się spodobał i od razu też pożałowałem, że sam wcześniej nie zrobiłem zdjęcia tego miejsca. Bo przechodziłam tam wielokrotnie i z każdym razem, myślałem sobie, że „warto by może to sfotografować” i tak samo myślałem też w latach 90, oglądając mocno spłowiałe litery koncernu, który swoim produktem pierwotnie celował w czarnoskórą klientelę („pepsi” to było w latach 30. określenie równie pogardliwe jak „negro”, Coca-Cola oczywiście była skierowana dla „whities”), aż wreszcie do ślepej ściany w okolicach millenium dostawiono budynek mieszkalno-biurowy.
Wracając do obrazu z ulicy Przy Moście, to od razu mi się spodobał i od razu też pożałowałem, że sam wcześniej nie zrobiłem zdjęcia tego miejsca. Bo przechodziłam tam wielokrotnie i z każdym razem, myślałem sobie, że „warto by może to sfotografować” i tak samo myślałem też w latach 90, oglądając mocno spłowiałe litery koncernu, który swoim produktem pierwotnie celował w czarnoskórą klientelę („pepsi” to było w latach 30. określenie równie pogardliwe jak „negro”, Coca-Cola oczywiście była skierowana dla „whities”), aż wreszcie do ślepej ściany w okolicach millenium dostawiono budynek mieszkalno-biurowy.
Szukałem
tego obrazu potem w internecie, ale Łukasz Korolkiewicz nie ma swojej strony i
w ogóle nie jest jakoś specjalnie reprezentowany w sieci (szkoda) i jakież było
moje zdumienie, gdy podczas prezentacji „Niewinnego oka” w Centrum Sztuki
Współczesnej w Radomiu w 2011 roku, zobaczyłem to poszukiwane płótno na wystawie towarzyszącej
mojej własnej ekspozycji… Obraz nie ma dużych rozmiarów, zapamiętałem go jednak
jako typową hiperrealistyczną wedutę, gdzie metr długości w pionie to ciągle
mało. Fajna rzecz, szkoda, że Korolkiewicz częściej nie brał się właśnie za takie tematy w PRL-u (mógł sobie natomiast spokojnie darować malowanie tych kwietnych krzyży ze stanu wojennego).