O niniejszym albumie oraz wystawie w Kordegardzie dowiedziałem się z artykułu Doroty Jareckiej w Gazecie Wyborczej. No więc, ponieważ autorka zachwycała się zdjęciami Dłubaka, przy okazji najbliższego pobytu w Warszawie (wypadło to w piątek 13...) popędziłem do siedziby Archeologii Fotografii, żeby zdobyć to wydawnictwo.
Na miejscu okazało się, że nie jest jednak album, tylko raczej katalog lub broszura czy też po prostu „albumik”... To tyle, co do rozmiarów i charakteru tego wydawnictwa. Jeśli idzie wizualną zawartość, czyli 33 fotografie Zbigniewa Dłubaka, to muszę przyznać, że spotkało mnie tutaj spore zaskoczenie in plus (a właściwie IN PLUS). Od jakiegoś czasu, co ma związek z działalnością Archeologii Fotografii i penetrowaniem oraz opracowywaniem archiwum Dłubaka, raz po raz na światło wydobywane są serie jego prac, które określa się mianem „dokumentu”. I o ile ta właśnie kategoria, wydaje się być jak najbardziej trafna i adekwatna, do charakteru tych zdjęć, to powstaje tutaj pytanie dotyczące „autorskich” intencji... Sam Dłubak jakoś specjalnie nie cenił tych fotografii (o czym mówiła mi np. Elżbieta Janicka, która w latach '90 przeprowadziła szereg rozmów z autorem „Ikonosfery” - mam nadzieję, że ten obszerny wywiad ukaże się w końcu w postaci książkowej), więc mamy tutaj do czynienia z typowym kuratorskim rodzajem „pracy na archiwum”. I nie ma w tym nic złego, bo fotografie świetne (!), poza małym szczegółem, że prawdopodobnie sam Dłubak być może nie chciałby ich oglądać w takiej (czy jakiejkolwiek) postaci.
Zbigniew Dłubak, z książki „Stadion '55”
Zbigniew Dłubak, z książki „Stadion '55”
Zdjęcia, jak już powiedziałem, świetne!!! I chociaż wykonane przy okazji wizyty na budowie, która spowodowana była partycypowaniem Dłubaka (obok Mariana Bogusza) w wykonaniu ceramicznego fryzu na „budynku sportowym”, widać w tych kadrach prawdziwe mistrzostwo. Bo przecież sam temat, czyli wznoszony przy użyciu warszawskich gruzów, Stadion X-lecia sam w sobie nie był jakimś specjalnie porywającym obiektem (raczej należałoby go zaliczyć do „tematów ubogich”). A w każdym zdjęciu Dłubaka widać kapitalne wyłapywanie (i zestawianie ze sobą) kształtów oraz elementów o geometryczno-abstrakcyjnym charakterze. I mimo, że nie są one na pierwszym planie, to obecność takiego porządku jest zauważalna, co sprawia, że wszystkie te zarejestrowane obrazy przekonują swym układem.
Zbigniew Dłubak, z książki „Stadion '55”
Zbigniew Dłubak, z książki „Stadion '55”
Szkoda, że niektóre z kwadratowych kadrów Dłubaka (co ciekawe, są one komponowane idealnie do kwadratów właśnie) w wydawnictwie Archeologii Fotografii pojawiają się na rozkładówkach... Ponieważ albumik jest wprawdzie szyty, a nie klejony, lecz nie posiada twardej okładki i grzbietu, więc takich rozdzielonych na dwie kartki zdjęć, zbyt komfortowo się nie ogląda, bo nie da się tej broszury otworzyć do postaci całkowicie płaskiej. Powtórzę więc raz jeszcze, wielka szkoda, bo zdjęcia świetne i gdy je raz po raz przeglądam, zadaję sobie pytanie, na jaką cholerę były potrzebne Zbigniewowi Dłubakowi, te wszystkie „asymetrie” i „ikonosfery” (owszem, ostatni z wymienionych projektów widziałem w Muzeum Historii Fotografii w Krakowie i mi się podobał)?