Jakoś przeżyłem wczorajszy występ... Co było dla mnie tyle trudne, że ostatni raz czytałem przed publicznością coś, co sam napisałem jakieś piętnaście lat temu. Chyba miało to miejsce w knajpie "Aurora" (skądinąd fajna nazwa, jeżeli odnosi się akurat do lekkiego krążownika I rangi typu Diana) Zbigniewa Libery na Powiślu... który zresztą te moje popisy filmował. Co może być o tyle ciekawe, że w ramach zadośćuczynienia ewentualnym stratom moralnym, miałem cztery darmowe browary z baru (które natychmiast uzupełniłem kolejnymi już płatnymi).