Janina Katz
Fotografia
Nie ma mnie na tej pożółkłej
rodzinnej fotografii.
Ale jest moja matka
ze swym jak zawsze porywającym uśmiechem
i czarnymi warkoczami,
wygląda jak Cyganka.
Jej śliczna siostra
i brat
- drobna postać,
krucha wesołość -
też jest z nimi.
Brak mojego ojca.
Dziadkowie,
eleganccy i majestatyczni
- każde na swój sposób -
też są.
Mam do nich dołączyć
za jakieś dwadzieścia lat.
Mój ojciec zrobił to
kilka lat wcześniej.
Wszystko wygląda tak normalnie,
jak to tylko możliwe.
Tło i pierwszy plan
obojętne.
Dodam tylko,
że promieniej z nich dobre samopoczucie
i solidny,
lecz niekrzyczący
dobrobyt.
Czas:
pomiędzy dwoma wojnami.
Możliwe,
że los
potraktował fotografa
łagodniej
niż jego uśmiechniętych modeli.
Mnie samej
się udało.
Mam przynajmniej fotografię
i poukładane
życie.
Ale także niewzruszoną
wiarę
w uzdrawiające działanie
epiki.
[Wiersz w przekładzie Bogusławy Sochańskiej (z języka duńskiego) z książki: Janina Katz, Powrót do jabłek, Biblioteka Śląska, Katowice 2011, s. 61-62. ]