środa, 31 października 2012

Stary Chorzów, złomowisko


lipiec, 2001


Czyli zapewne także PHU Marex (?). Już nie pamiętam jak tam wszedłem... Ale na pewno przy okazji fotografowania witryn sklepowych w Starym Chorzowie. Chyba po prostu zobaczyłem z ulicy tego zjawiskowego Jelcza 317 na stercie złomu i pomyślałem, że fajnie będzie wyglądać na tle budynku elektrowni. No i wygląda... Złomowisko to taki współczesny i dość oczywisty motyw vanitas. Czasami mówi się też o szrotach, jako o "cmentarzyskach samochodów". Całkiem zresztą trafnie.
I trochę a propos przyszedł mi do głowy wiersz Grzegorza Wróblewskiego pt. "Czekolada Marabou" (ale także dlatego, że to świetny tekst! - Dla wyjaśnienia: Marabou to marka duńskiej czekolady, jak się okazało po zgooglowaniu, dostępnej teraz także w Polsce).

-----

Grzegorz Wróblewski

CZEKOLADA MARABOU

Gdybym wcześniej wiedział jak
on wygląda, nigdy nie wziąłbym
tej czekolady do ust! – stwierdził
dostojny staruszek spoglądając
na wyskubanego marabuta,
który milczał za siatką.

[wiersz pochodzi z debiutanckiego tomu Ciamkowatość życia, wydanego w Bibliotece bruLionu w 1992]

wtorek, 30 października 2012

Stary Chorzów, cmentarz przy ul. Józefa Kalusa


24.11.2000

Pamiętam, że 12 lat temu sporo sobie obiecywałem po tym zdjęciu, ale posiada ono pewne istotne mankamenty. Coś nie za dobrze jest z głębią ostrości... No i ponieważ odbijałem wtedy odbitki z "żałobną ramką", i tak były one zresztą wydrukowane w Kwartalniku Fotografia w 2001 podczas pierwszej prezentacji "Czarno-Białego Śląska" (a stało się to za sprawą Zbyszka Tomaszczuka), to nie przeszkadzało mi obcięcie kominów na budynkach widocznych w tle...
No, więc wklejam je ze względów czysto sentymentalnych i w związku ze zbliżającym się Świętem Zmarłych.
Kiedyś spotkałem na tym cmentarzu panią sprzątającą nagrobek swojego męża, która nie przerywając prac pielęgnacyjnych, zaczęła mi opowiadać, że gdy w czasach młodości chodziła na randki na pobliskie łąki, to otwierała nad sobą parasolkę, żeby opadający pył i sadza z huty, koksowni oraz elektrowni, nie pobrudziły jej sukienki. 
Z terenu tego cmentarza, opadającego łagodnie w kierunku Huty Kościuszko, można by pewnie było jakieś 25-20 lat temu zrobić kapitalne zdjęcie z nagrobkami na pierwszym planie i dymiącymi kominami w tle, ale czy ktoś taki kadr zarejestrował?

poniedziałek, 29 października 2012

Warszawa w kolorze


[Hugo Jäger, Warszawa, ul. Leszno? jesień 1939?]

Patrzę na statystykę bloga i widzę, że mam ostatnio dużo wejść na posta sprzed roku, traktującego o zdjęciach Henry N. Coba z 1947 roku, na których można oglądać warszawskie ruiny, utrwalone na slajdach Kodachrome. A dzieje się tak, bo właśnie w warszawskim Domu Spotkań z Historią otwarła się wystawa prezentująca te fotografie, przyjechał zresztą do Polski także ich autor - aktualnie wzięty architekt, więc gdy do wyszukiwarki wpisze się hasło "warszawskie ruiny w kolorze", to dr Google wyrzuca w wynikach posta z hiperrealizmu już na 4 miejscu. Przy okazji wspomnianej wystawy, dowiedziałem się, że szykowany też jest album ze zdjęciami Coba, z czego należy się ciszyć i mieć nadzieję, że pojawią się tam też inne fotografie wykonane podczas jego pobytu w Polsce w 1947 roku, np. te z Wrocławia.  

Kolor skraca dystans czasowy. Patrząc na slajdy Coba można mieć czasem wrażenie, że oglądamy sceny zarejestrowane całkiem niedawno. Ale jego zdjęcia, to nie jedyne kolorowe przedstawienia stolicy. Jest ich oczywiście więcej. Wybrana przez mnie fotografia, autorstwa Hugo Jägera, nazistowskiego fotoreportera (także osobistego fotografa Hitlera), przedstawia prawdopodobnie ulicę Leszno i granicę dzielnicy żydowskiej, którą najpierw oznaczono jako teren "zagrożony tyfusem" (jesień 1939), a w kwietniu 1940 otoczono murem i ostatecznie w listopadzie tego roku zamknięto. Za murem olbrzymiego getta w samym centrum Warszawy, mieszkało do 500.000 ludzi. Kolor skraca dystans czasowy, ale bardziej interesuje mnie, czy ma też jakieś przełożenie na wzrost lub aktywację empatii???

niedziela, 28 października 2012

Zimny front


Całkiem dosłownie, bo obudziwszy się przed chwilą i otworzywszy oczy, w balkonowym oknie zobaczyłem prawdziwie zimowy krajobraz... I całkiem dosłownie też, jeśli idzie o wczorajszą wieczorną lekturę, bo dalej czytam sobie LnŚ, poświęconą Williamowi Carlosowi Williamsowi, a tam znalazłem wiersz pod takim własnie tytułem. Tekst zaskakujący, tym razem mocno in plus, którego tematyka i sposób jej podania... no właśnie, czy miałaby szansę zaistnieć w polskiej poezji? Oczywiście tekst Williamsa trudny byłby do akceptacji przez tych panów posłów z polskiego parlamentu, co słyszą "płacz zamrożonych zarodków" ;)

William Carlos Williams

Zimny front

Ta kobieta z martwą twarzą
ma siedmioro przybranych dzieci
i jedno własne małe na
dodatek. Chce pigułki

na aborcję i odpowiada
yhm, podczas gdy jej
opatulone niemowlę wydaje
niezborne powitalne pomruki.

Kobieta patrzy na mnie z ustami
otwartymi i mruży wycięte ładnie 
oczy bez wyrazu jak kot na gałęzi
zbyt zmęczony żeby wyżej uciec

swoim prześladowcom. A
dziecko rechocze i się ślini
i przytłumiony, prawie piękny rumieniec
zjawia się na twarzy kobiety

kiedy mówi, patrząc na mnie
spokojnie: ani jednego więcej.
W przypadkach takich jak ten wiem
że najważniejsze to działać szybko.

[przekład Krystyny Dąbrowskiej, wiersz z tomu The Wedge, 1944; LnŚ, nr 1-2/2009]

sobota, 27 października 2012

Stary Chorzów, ul. Marii Rodziewiczówny


03.02.2000

W kierunku nieistniejącej już elektrowni, tak jak wyglądała prawie 13 lat temu (brakuje 3 miesięcy). Wszystkich tych budynków już nie ma...
I jest to w ogóle plon pierwszego mojego wyjazdu na Górny Śląsk, kiedy zdecydowałem się (i miałem na to pomysł) na systematyczne fotografowanie tych terenów. Przypomniałem sobie o tym zdjęciu, kiedy Aleksander Wasilewski na swoim blogu umieścił zupełnie świeżo wykonaną fotografię tytułowej ulicy. Jej dalsza część, zmierzająca w stronę Placu Świętego Jana jeszcze istnieje (ciekawe jak długo to potrwa?).
A dzisiaj luz, żadnych zajęć, deszcz pada za oknem, nie muszę nigdzie wychodzić, jest typowo jesiennie i słucham sobie koncertów klawesynowych JSB w wykonaniu Gustava Leonhardta & Concentus Musicus z boxu zawierającego 5 LPs, który za 5 albo 6 € (?) kupiłem kilka dobrych lat temu na flomarkcie w Berlinie.

piątek, 26 października 2012

Thomas Struth, Charleroi, 1980


Po dwutygodniowym "maratonie pedagogicznym" zaczynam mieć już dość... 
Więc przed popołudniowymi zajęciami siedzę w domu, słucham płyt Glenna Goulda z jego interpretacjami JSB (ze szczególnym uwzględnieniem Concerto in re da Alessandro Marcello, BWV 974) i oglądam obrazki w sieci. A tu znowuż głównie Thomasa Strutha z jego książki/serii Unconscious Places i wracam przede wszystkim do fotografii z roku 1980, która przedstawia przemysłową ulicę w Charleroi. Kapitalne zdjęcie!

Thomas Struth, Charleroi, 1980
  

środa, 24 października 2012

zdjęcie ze stylem ;-)


Kosów Lacki, synagoga, data... a czy to ważne?


Teraz muszę jeszcze (ale w wolnym czasie) wyszopować - by użyć terminu Roberta Koniecznego, skądinąd ciekawego architekta - tę niepotrzebną tutaj kałużę, która swą nachalną kałużowatością nic nie wnosi, a w styl godzi. No i kundelka po prawej, co swą kundlowatość niepotrzebnie prezentuje.

-------

Z innej beczki. Jutro w MPiKu w Krakowie na Rynku Głównym o 17:00, przy okazji promocji ósmego numeru Herito, Justyna Nowicka (Radio Kraków) będzie rozmawiać z Agatą Wąsowską-Pawlik (Herito) oraz ze mną o najnowszej edycji kwartalnika. A więc także o fenomenalnych fotografiach Mojżesza Worobiejczyka, na którego temat napisałem tekst do obecnego wydania krakowskiego pisma. Jak kto na miejscu i ma potrzebę, to SERDECZNIE ZAPRASZAM!



wtorek, 23 października 2012

Całkowita zagłada


I jeszcze jeden wiersz Williamsa. Bardzo dziwny, sam w sobie i też w kontekście poprzedniego wpisu. Te jego skojarzenia...

William Carlos Williams

Całkowita zagłada

Był lodowaty dzień.
Pochowaliśmy kotkę,
a potem wynieśliśmy jej pudełko
i na podwórku za domem

przytknęliśmy do niego zapałkę.
Pchły które wymknęły się
ziemi i płomieniom
zginęły od mrozu.

[przekład Piotr Sommer, LnŚ nr 1-2, 2009, str. 219]

poniedziałek, 22 października 2012

Niewinne oko nie istnieje


Dwa bardzo ładne wiersze Williama Carlosa Wiliamsa, które wydają się być aż nadto proste, jakkolwiek napisanie takiego utworu łatwe czy proste wcale nie jest, jak sądzą o tym prostacy…

William Carlos Williams

MIĘDZY MURAMI

tylnych skrzydeł
szpitala

nic
nie wyrośnie

leży tam
popiół

w którym błyskają
zielone

odłamki stłuczonej
butelki

[przełożył Leszek Engelking, LnŚ nr 1 (234) 1991, str. 166]


CZERWONE TACZKI

tak wiele zależy
od

pokrytych szkliwem
deszczu

czerwonych ta-
czek

tam koło tych białych
kurcząt

[przełożył Leszek Engelking, LnŚ nr 1 (162) 1985, str. 142]

Ale jednak autor tych – powtórzmy to jeszcze raz - bardzo ładnych wierszy, miał trochę za uszami… Więc teraz fragment eseju Eliota Weinbergera pt. „Moderniści w piwnicy a gwiazdy na niebie”, traktującego generalnie o Ezrze Poundzie, chociaż znajdują się tam też smakowite fragmenty dotyczące e. e. cumingsa, Thomasa Sternsa Eliota i Williama Carlosa Williamsa. Niewinne oko (słowo) nie istnieje.

Pisarstwo Williamsa, choć w tym względzie mniej rażące (w głębszy sposób związane z suburbiami) od twórczości Pounda, również zanieczyszczone jest plamami, o których ujawnianiu w druku nikt nawet nie myśli. Jest takie jego opowiadanie, które zaczyna się do zdania: „Był jednym z tych żydowskich typków, które chciałoby się zabijać na sam ich widok, typków udających biedaka, których wyraz oczu zmienia się w ciągu sekundy, kiedy się tylko napomknie o pieniądzach”. A jego esej „Na przekór pogodzie” wyraża przekonanie autora, iż judaizm jest „plemiennym kultem religijnym” stanowiącym „dokładny odpowiednik faszyzmu” – esej ów powstał w roku 1939. W biografii Marianiego cytuje się – bez komentarzy – opinie Doktora o Żydach: „lubieżne żydowskie typy”, „pewien zasrany bękart żydowski”, „Jakiś obrotny gudłaj” (to o prawniku, który miał podstawy do oskarżenia Williamsa o zniesławienie) i tym podobne. Jednak Mariani, w jednym akapicie swej liczącej 900 stron książki, odnosi się do rasistowskich i antysemickich uprzedzeń jej bohatera, zamazując je stwierdzeniem, iż William Carlos Williams był „wytworem swych czasów”, który nie zawsze „unikał popularnych w jego epoce mitów rasistowskich”.

[przełożył Wacław Sadkowski, LnŚ nr 1-2 (282-283) 1995, str. 310-311]

niedziela, 21 października 2012

Williams, "Huragan", Morin...



Przyszły książki kupione na Allegro (w piątek) i zabrałem się (wczoraj) do czytania. Williams w tak dużej objętości (bądź co bądź, numer monograficzny LnŚ) trochę jednak rozczarowuje. Ale też nie do końca. Np. wiersz pt. "Huragan".

William Carlos Williams

Huragan

Drzewo runęło
na dach garażu
jak długie, Masz
swoje niebo,
powiedziało,
idź tam. 

[z tomu The Clouds, 1948. przekład Krystyna Dąbrowska, LnŚ nr 1-2, 2009]

No i Edgar Morin... Czytam uważnie, ponieważ w początkowych rozdziałach "Kina i wyobraźni" definiowane jest pojęcie fotogenii, skąd zresztą zaczerpnął je Andrzej Saj. Fassscynująca lektura... ;)))

piątek, 19 października 2012

Zakłady Dolomitowe "Szczakowa", 14.12.2005


[Hasselblad 500 C/M + PC Mutar 1,4x Converter + Distagon 40/4 FLE + Ilford FP-4 Plus] 


I po wernisażu, którego właściwie - w sensie "oficjałki" - nie było.
Wystawa jest bardzo fajnie powieszona.
Minimalistyczna aranżacja w pomieszczeniu typu white cube. 
Czyli jak najbardziej adekwatnie do poetyki zdjęć i zgodnie z tym, co lubię.

Betonowe silosy/magazyny ze Szczakowej - teraz przyszło mi na myśl określenie "sarkofagi" - fotografowałem wielokrotnie w różnych porach roku i przy rozmaitej aurze. Pierwsze zdjęcia zrobiłem jesienią 2003 (nie miałem wtedy jeszcze shift-convertera) i dopiero ta ostatnia "sesja" z grudnia 2005 przyniosła satysfakcjonujące (mnie) efekty.

wtorek, 16 października 2012

NIEDOMICKIE ZAKŁADY CELULOZY, 25.03.2006


[Hasselblad 500 C/M + PC Mutar 1,4x Converter + Planar 80/2,8 + Ilford XP-2 Plus]

Również tytułem zachęty.

Monika Kozioł, kuratorka prezentacji w MOCAK-u, napisała mi właśnie że wystawa już wisi, a także podpisy pod zdjęciami oraz nota o cyklu i autorze.

Dzisiaj o 22:00 występuję w Radiu Kraków w audycji Justyny Nowickiej, gdzie będę mówił o "Przestrzeniach postindustrialnych", więc jeśli ktoś ma w zasięgu tę stację, to zapraszam :)

poniedziałek, 15 października 2012

PRZESTRZENIE POSTINDUSTRIALNE


MOCAK-u tuż, tuż (wernisaż 18 października o 18:00, ZAPRASZAM!), więc na zachętę zdjęcie z miejscowości Kietrz.

 Kietrz, Zakłady Tkanin Dekoracyjnych WELUR, 06.03.2006

Fotografia nigdy wcześnie nie prezentowana.
Po raz pierwszy ten zjawiskowy budynek zobaczyłem jakoś w okolicach 1993 roku. I wiele razy się do niego przymierzałem, ale próby te były przeważnie nietrafione... Przepiękny przykład industrialnego modernizmu z pierwszej dekady XX w., który kojarzy mi się ze zdjęciami przemysłowych zakładów z USA (i z tego samego czasu), jakie można znaleźć na stronie www.shorpy.com
Zimą 2006 roku kupiłem sobie akurat kamerę Hasselblad ArcBody, gdzie możliwość shiftowania to aż 30mm i jest to sprzęt idealnie nadający się do fotografowania architektury. Pomyślałem więc żeby go wykorzystać w Kietrzu, zakładając (częściowo słusznie), że zimowa aura to idealne warunki do sfotografowania tego obiektu, który zlokalizowany był (już niestety nie istnieje) trochę poza miasteczkiem, wśród pól i niskiej jednorodzinnej zabudowy. 
Na miejscu okazało się jednak, że budynek Zakładów Tkanin Dekoracyjnych WELUR, był już tylko wspomnieniem dawnej świetności. Najbardziej żałowałem, że wybebeszono go z futryn, ponieważ z szybami w oknach wyglądałby jeszcze bardziej absurdalnie w tym chłodnym zimowym anturażu. 

sobota, 13 października 2012

trzynastego


w drugą w sobotę października 2012,
siedząc nad plikami sprzed  ponad pięciu lat,
z serii przedstawiającej peerelowskie fabryki domów,
prezentowanej latem 2007 w CSW-Zamek Ujazdowski
na zbiorowej wystawie "Betonowe dziedzictwo" (kuratorzy: Ewa Gorządek i Stach Szabłowski),
a w 2008 gdzieś we Włoszech (gdzie, nie pamiętam),

[29.03.2007]

które w przyszłym tygodniu w lablabie wyjdą z Epsona 9900
w postaci monochromatycznych wydruków 34x34cm 
na papierze Hahnemühle Photo Rag Baryta 315 gsm;
patrząc na to zdjęcie ze Skarżyska-Kamiennej (uwielbiam polskie dwuczęściowe nazwy miast),
przedstawiające bramę Fabryki Domów DWT-75 (której pewnie już nie ma), 
pomyślałem sobie, 
że podoba mi się to zdjęcie:
jego skala szarości
kontrast
i sam motyw,
więc w związku z powyższym, nie będę w nim nic zmieniać
(no może trochę...).

piątek, 12 października 2012

Kossakowski "6 mètres avant Paris"



Dzisiaj dotarł do mnie ten album (tu PODZIĘKOWANIA dla Mariki Kuźmicz z Fundacji Arton) i cały czas jestem pod jego wrażeniem.
Książka prezentuje się rewelacyjnie. 
Wyważony i oszczędny layout.
Świetne opracowanie zdjęć do druku.
Ciekawe teksty komentujące.
I wreszcie, a raczej przede wszystkim, 159 fotografii Eustachego Kossakowskiego z cyklu "6 metrów przed Paryżem". Cała seria, czyli tyle ile w 1971 roku było tablic z nazwą Paris.
Książkę można oglądać, oglądać i oglądać. I wcale się nie ma dosyć.
Pomysł na tę serię jest niezwykle prosty. 
Jak już wcześniej pisałem na tym blogu, fotograf ustawiał się pi razy oko 6 metrów przed z każdą ze 159 tablic napisem Paris i robił zdjęcie. A ponieważ granice administracyjne stolicy Francji, w sensie rozgraniczenia między miastem, a przedmieściami, są ustalone w sposób arbitralny, więc w zasadzie nie widać żadnego momentu przejścia (jakkolwiek po kilkukrotnym przeglądnięciu albumu, zacząłem rozróżniać w tle wielu zdjęć estakady lub tylko latarnie Boulevard Périphérique - czyli autostradowego ringu otaczającego centrum metropolii).
Pomysł prosty, a efekt rewelacyjny!
I trudno uwierzyć, że seria ta musiała czekać aż 41 lat na publikację książkową.
W wspomnianym powyżej poście pisałem też o widocznym wizualnym powinowactwie z późniejszą o 4 lata od serii Eustachego Kossakowskiego, wystawą New Thopographics: Photographs of a Man-Altered Landscape Williama Jenkinsa (sam fotograf swój projekt nazywał po latach... reportażem o Paryżu). Anka Ptaszkowska, autorka jednego z tekstów wstępnych do albumu i jak się należy domyślać, spiritus movens całego tego przedsięwzięcia wydawniczego, pisze o niezrealizowanym do końca, wspólnym projekcie z Edwardem Krasińskim z 1970 roku (na 20 fotografiach nalepionych na drewniane plansze, a przedstawiających w skali 1:1 sylwetkę "człowieka podobnego do wszystkich" i sportretowanego podczas okrążenia modela o 360 stopni, miała zostać  nalepiona, a także na ścianach galerii, słynna niebieska linia horyzontalna). I nagle olśniło mnie, że w tym przypadku źródła działania Kossakowskiego mają konceptualny, minimalistyczny charakter. Co, wracając znów do "nowych topografów", właściwie nie powinno dziwić, bo fotografii w "stylistycznej opcji zerowej" nie byłoby przecież bez wymienionych wcześniej dwóch kierunków oraz popartu.

czwartek, 11 października 2012

DECYDUJĄCY MOMENT cd.


Czytam sobie książkę Adama Mzura, konkretnie wstęp jego autorstwa i zastanawiam się, kiedy dojdzie do "efektu polemicznego" i jaki przyjmie on charakter? Czy będziemy mieli do czynienia z wymianą sądów, opinii, diagnoz, czy powstanie może nawet jakaś kontr-antologia (byłoby to niezmiernie ciekawe)
Ale, żeby taka książka mogła się pojawić, potrzeba nie tylko zdeterminowanego wydawcy, który nie idzie na łatwiznę (czyli takiego, jak np. Karakter), ale też i przede wszystkim, jeszcze bardziej zdeterminowanego oraz kompetentnego autora przedsięwzięcia, któremu będzie się chciało pracować nad takim projektem przez kilka dobrych lat (warto zauważyć, że publikacji nie patronuje żadna państwowa instytucja sztuki!).
Ogrom pracy włożonej w Moment decydujący decyduje o ciężarze gatunkowym tej książki. Tym, którzy z sądami autora czy też wyborem prezentowanych fotografek i fotografów się nie zgodzą, trudno będzie jednak zakwestionować merytoryczny charakter leksykonu, gdzie prezentowanym autorom towarzyszą krótkie omówienia ich działalności i nie są to sztampowe teksty w rodzaju "notek bio".
Na koniec osobista refleksja, dotycząca "nowego dokumentu", o którym autor Momentu decydującego oraz kurator wystawy Nowi dokumentaliści (CSW, 2006) pisze we wstępie, iż gatunek ten stał się szybko "w znacznej mierze manierą, popularną kliszą". A wszystko to miało mieć już miejsce (czy też było widoczne) 8 lat temu, podczas wspomnianej ekspozycji oraz niejako konkurencyjnej wystawy Teraz Polska, kuratorowanej przez Krzysztofa Miękusa. Myślę, że pogrzebowe fanfary zostały tutaj odegrane jednak zbyt pośpiesznie... 
Nowi dokumentaliści oraz ekspozycja Miękusa, były pokazami reagującymi bardzo przytomnie na "zwrot dokumentalny", jaki w okolicach 2000 roku miał miejsce w rodzimej fotografii, jednak w przypadku eksponowanych tam prac, trudno by było mówić o jakiejś stylistycznej jedności czy identycznej formie obrazowania. Myślę też, że tak jak miało to miejsce w przypadku wystawy New Thopographics Williama Jenkinsa, do której Adam Mazur się odwoływał w tekście zamieszczonym w katalogu Nowych dokumentalistów, będziemy mieli do czynienia z reakcją opóźnioną. Tak jak ma to miejsce np. w przypadku fotograficznych projektów Jeffa Brouwsa czy Andrew Borowca, którzy jako źródło ważnej inspiracji wymieniają "nowych topografów" właśnie.

środa, 10 października 2012

DECYDUJĄCY MOMENT Adama Mazura



Ta książka narobi z pewnością sporo zamieszania. Wybór 92 fotografek i fotografów, które/którzy według autora, partycypują w jakiś sposób tytułowym "momencie decydującym" i po roku 2000 dokonały/dokonali czegoś nowego w rodzimej fotografii, może rozsierdzić osoby, jakie zostały pominięte w tej publikacji. Decydując się na stworzenie swojego leksykonu Adam Mazur poszedł ścieżką, która jest dobrze zadomowiona w anglosaskiej literaturze, gdzie np. hierarchię oraz ważność piszących poezję lub prozę, ustala się m.in. przy pomocy wydawania antologii. To kto się tam znajdzie i w jakiej objętości jest reprezentowany, ma być sygnałem dla czytelników, rynku wydawniczego oraz środowisk akademickich. Wydanie takiej antologii skutkuje często publikacją kontr-wyboru, potem kolejnych przeglądowych selekcji, a wszystko to służy celom poznawczym i ustalaniu hierarchii w literackim świecie. 
W książce Mazura wszyscy przez niego wybrani, mają tyle samo miejsca na udostępnienie próbek swojej twórczości, zaś porządek ich występowania  jest alfabetyczny. We wstępie do tej publikacji przeczytać możemy także wcale obszerną listę pominiętych autorek i autorów oraz zaznajomić się z przyczynami ich wykluczenia. Należy się spodziewać, że poza głosami krytycznymi, pojawią się też wydawnicze kontrpropozycje (jakieś "leksykony polemiczne"?), co - jeżeli faktycznie nastąpi - może się przyczynić do ożywienia dyskusji na temat kształtu współczesnej polskiej fotografii. Np. wyobraźmy sobie taką antologię, która wychodzi spod ręki redakcji wrocławskiego pisma "Format", gdzie stopień stężenia fotogenii jest nie tylko powalający dla czytelnika, ale też w końcu pozwala mu ogarnąć wszelkie przejawy tego zjawiska, będącego w swej istocie li tylko rodzajem estetyzującej stylizacji, której jednak próbuje się przypisać parareligijny czy wręcz ezoteryczny charakter... (o samej fotogenii będzie jeszcze mowa, w którymś z najbliższych postów)
Wracając do "Decydującego momentu", to trzeba powiedzieć, że opublikowana przez krakowskie wydawnictwo Karakter książka, jest opracowana starannie, a zdjęcia w niej publikowane wyglądają bardzo przyzwoicie. Oczywiście przy liczbie 92 autorek i autorów musiało dojść do jakichś zniekształceń kolorystki reprodukowanych prac, ale są one - jak myślę - niewielkie i akceptowalne. W przypadku naszych, robionych wspólnie z Elą Janicką zdjęć do cyklu "Nowe Miasto", to - prawdę mówiąc - po raz pierwszy wydrukowano je bez specjalnych błędów (sino-niebiesko-żółty widok ulicy Śliskiej, który w Tygodniku Powszechnym, towarzyszył wywiadowi z Elą, jaki przy okazji publikacji "Festung Warschau", przeprowadził z autorką Piotr Kosiewski, śnił mi się po nocach...). A więc, BRAWA, BRAWA, BRAWA, dla autora oraz wydawnictwa !!!

wtorek, 9 października 2012

Stary Chorzów, ul. Kolejowa, 12.04.2002


[PHU Marex, Stary Chorzów, ul. Kolejowa]

To zdjęcie było kiedyś na winietce bloga, ale teraz zeskanowałem negatyw i jest znacznie lepiej. Jeżeli zdecyduję się (coraz bardziej mnie to kusi) na replaya "Czarno-Białego Śląska", to na pewno dodam trochę panoram. Akurat jakość zdjęć z Horizona 202 wystarczyłaby na rozkładówki (szczególnie, że całkiem przyzwoicie rysujący obiektyw w tym urządzeniu, pochodzi w prostej linii od  szpiegowskiego aparatu KGB o nazwie Ajax). Kiedy byłem tam po raz pierwszy, chyba w 1993 roku i robiłem zdjęcia, z budki przy ogrodzeniu elektrowni wyskoczył strażnik w granatowym mundurze straży przemysłowej i doprowadził mnie do dyżurki, a następnie spisał personalia z dowodu osobistego. Taka sytuacja powtarzała się wielokrotnie i w wielu innych miejscach, po czym instytucja straży przemysłowej, jako ogólnopolskiej paramilitarnej formacji, przestała istnieć i strażników zastąpiły prywatne firmy ochroniarskie (prawdę powiedziawszy znacznie mniej upierdliwe w kwestii fotografowania, a może bardzie olewające swoje obowiązki?). 
Na teren wspomnianego PHU Marex wszedłem wtedy całkowicie legalnie, po prostu pytając o zgodę ciecia na bramie, który na początku miał jakieś wątpliwości, ale go zagadałem.
Widoczny powyżej skład złomu istnieje nadal i o ile sobie przypominam, 10 lat temu też się tak samo nazywał. Ale wokół niego... trochę się zmieniło.

[maps.google.pl]

poniedziałek, 8 października 2012

AFTERLIFE (wracając z Hradec Králové)


[sierpień 2012]


A to podoba mi się jeszcze bardziej. 
Kochany Ektar! Mam nadzieję, że koncern z Rochester nie wycofa tego filmu z produkcji, albo sprzeda technologię komuś, kto dalej będzie produkować ten genialny wynalazek. 
Po kilku godzinach pobytu w Królów Grodzie, kiedy wracaliśmy, niebo było całkowicie zasnute. Ale gdy ustawiłem się do strzału, na 10-15 minut może minut słońce wyjrzało przez dziurę w chmurach i to były warunki, na które  czekałem.

piątek, 5 października 2012

AFTERLIFE (Wałbrzych, Szczawienko)


[2012]

Czegoś takiego mi właśnie brakowało. 
Kontynuacja "Życia po życiu" idzie w nieco innym kierunku, niż pierwsza część.  I dobrze (a także, bez pośpiechu i ciśnienia).

czwartek, 4 października 2012

Niedomickie Zakłady Celulozy


Niedomickie Zakłady Celulozy, 04.02.2006 [Hasselblad ArcBody + Apo Grandagon 45/4,5 + Ilford FP-4 Plus]

Fabrykę Celulozy w Niedomicach, która powstała w ramach Centralnego Okręgu Przemysłowego, uruchomiono w roku 1937. Zakład był sukcesywnie rozbudowywany po wojnie i funkcjonował do początku lat 90. XX w.
Do Niedomic trafiłem stosunkowo późno, bo dopiero zimą 2006 i o ile dobrze pamiętam, informacje o tym obiekcie znalazłem na stronie www.opuszczone.com. Byłem tam dwukrotnie, 2 stycznia i 6 marca, i z obu tych wyjazdów na wystawę Przestrzenie postindustrialne w MOCAK-u wybrałem 2 ujęcia. W przypadku kadru widocznego powyżej, to gdy na niego teraz patrzę, nie bardzo mogę zrozumieć, dlaczego tak zwlekałem z jego prezentacją?

wtorek, 2 października 2012

Stary Chorzów, 12.04.2002


Myślałem o tym kadrze od dłuższego czasu...
Nieistniejące otoczenie, także nieistniejącej już Elektrowni Chorzów, to były tereny (kapitalna ul. Marii Rodziewiczówny, której chyba jeszcze nie zrównano z ziemią?), gdzie intensywnie robiłem zdjęcia na początku pracy nad "Czarno-Białym Śląskiem", czyli zimą/wiosną 2000. I w ciągu dwóch zaledwie lat rozebrano budynki otaczające elektrownię. A rok później zatrzymano jej turbiny.

poniedziałek, 1 października 2012

Jestem stąd. Polska wielu narodów


- to tytuł projektu, do którego rok temu sfotografowałem 15 przedstawicielek i przedstawicieli mniejszości etnicznych, żyjących we współczesnej Polsce. 4 października 2012 o godzinie 17:00 w Budynku Głównym Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie przy ul. Podchorążych 2 w Audytorium W. Danka, nastąpi uroczyste otwarcie wystawy, na co ZAPRASZAM! Przedsięwzięcie ma charakter edukacyjny - zdjęcia pojawią się na panelach dotyczących poszczególnych grup etnicznych - i skierowane jest do uczniów szkół podstawowych oraz gimnazjów (ekspozycja jest w pełni mobilna i będzie podróżować po kraju). Więcej informacji na temat tego projektu oraz całkiem sporego zespołu jego autorów można znaleźć na stronie www.jestemstad.pl.


Muszę powiedzieć, że z dużą przyjemnością robiłem te zdjęcia, bo po pierwsze - towarzyszyły im zwykle ciekawe rozmowy z fotografowanymi osobami, po drugie - od czasów "Antologii" i "Kalwarii" nie fotografowałem właściwie ludzi. Widoczne wyżej portrety ułożyłem teraz przypadkowo (oczywiście na panelach osoby te nie są anonimowe), nie ma tu więc porządku alfabetycznego wg. nazwisk czy nazw grup etnicznych... Czy widać tu jakieś istotne różnice?