Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Adam Mazur. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Adam Mazur. Pokaż wszystkie posty

sobota, 21 września 2024

(NIE)WIDZIALNE POMNIKI WOLNOŚCI

czyli wystawa o upamiętnieniach zniesienia pańszczyzny - majacych postać przydrożnych krzyży i kapliczek) - w Kamienicy Hilarego Majewskiego w Łodzi już w nabliższy czwartek 26 września. Nie tylko fotografie... (te w liczbie 44 w postaci wydruków 40x50cm, reszta materiału na dwóch projekcjach).
Zdjęciom towarzyszą narzędzia dyscyplinowania ludzi pracujących na folwarkach (baty i pieniądze zastępcze) oraz dwa doświadczenia dźwiękowe, oparte o współczesny i archiwalny materiał etnograficzny.

Pierwsze z nich, to kompozycja Rafała Mazura, stworzona z fragmentów rozmów i pejzaży dźwiękowych, zarejestrowanych podczas badań terenowych, prowadzonych przez Muzeum Etnograficzne w Krakowie. Latem 2023 roku zespół w składzie: Dorota Majkowska-Szajer, Justyna Matwijewicz i Magdalena Zych śledził echo relacji wieś-dwór, wysłuchując opinii na temat współczesnych stosunków pracy, własności gruntów, źródeł dochodów, kierunków i celów migracji w czternastu miejscowościach, w których istnieją pomniki upamiętniające zniesienie pańszczyzny.

Drugie doświadczenie dźwiękowe wykreował zespół teatralny, czyli Agnieszka Jakimiak, Bryce Lease i Lewis Gibson. Lokalny łódzki kontekst brzmi w oparciu o wybór źródeł z Archiwum Etnograficznego Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi autorstwa Tomasza Romanowicza. Specjalnie wykreowana ścieżka dźwiękowa, zarejestrowana w technice binauralnej (umożliwiającej odczuwanie przestrzeni), prezentuje pamięć ostatniego pokolenia robotnic i robotników folwarcznych w zderzeniu z życiem w Łodzi.

niedziela, 16 października 2022

Arkadia

 
Tak sobie szkicuję. I pomyślałem, że najnowsze przedsięwzięcie Erica Tabuchiego o nazwie Atlas des Régions Naturelles ma sens. Nie żebym chciał robić coś podobnego (i tak mam za dużo projektów na głowie...), ale to co realizuje teraz francuski fotograf budzi mój szacunek. Więc zdecydowanie żadne tam fejkowe historie wizualne, o których pisał jakiś czas temu w Dwutygodniku Adam Mazur...

niedziela, 12 czerwca 2022

Życie po życiu Kwartalnika Fotografia

Kwartalnik Fotografia zmartwychpowstał był niedawno. Na razie i chyba docelowo jednak w sieci (pismo ma oczywiście swoje fanpejdże na Instagramie i Facebooku). Oprócz świeżego materiału, kwartalnik przypomina artykuły z czasów analogowych wydań, w tym np. także materiał na temat mojej serii Życie po życiu. Od publikacji tekstu Adama Mazura Żuki, maluchy, trabanty i inne syrenki, który znalazł się później także w katalogu wystawy w CSW-Zamek Ujazdowski (2007), minęło już siedemnaście lat. Że tak się wyrażę, to niestety w ch*j czasu i jeszcze trochę...

środa, 4 marca 2020

Piotr Sarzyński o „Słowniku polsko-polskim‟ w Polityce, nr 45 (3235), 6.11-12.11.2019

Tekst pod tytułem Mary na murach w dziale Na własne oczy ukazał się dzień przed wernisażem wystawy w Państwowej Galerii Sztuki, co spowodowało spore zainteresowanie innych mediów (książka ukazała się dopiero miesiąc później...). Na wystawę w PGS-ie namawiał mnie Adam Mazur, do czego nie byłem przekonany, ponieważ chciałem (początkowo), żeby cykl zaprezentowany został publiczności wyłącznie w postaci albumu. No i dobrze się stało, że Adam umiejętnie (jest przecież doświadczonym kuratorem, a współpracowaliśmy nie raz) zniwelował mój opór. Wystawa to ważna rzecz przy pokazie projektu! 

Niniejszym inicjuję zapowiadany wczoraj cykl #prasówka.






piątek, 6 grudnia 2019

Adam Mazur „Okaleczony świat. Historie fotografii Europy Środkowej. 1838-2018‟



Tytułowe historie opowiadane są przy pomocy analizy pojedynczych zdjęć. Pomysł świetny i - co ważne - także realizacja. Adam Mazur napisał książkę, która będzie/jest ważnym punktem odniesienia do analiz europejskiej (i nie tylko) fotografii. Znalazłem się w gronie komentowanych autorów ze zdjęciem z projektu Niewinne oko nie istnieje, które przedstawia budynek synagogi w miejscowości Wielkie Oczy. Z pewnością czytelnicy hiperrealizmu dobrze znają to miejsce oraz fotografię. W komentarzu Adama Mazura do zdjęcia i projektu czytam (z przyjemnością) co następuje:

W porównaniu z innymi artystami zajmującymi się pamięcią i Holokaustem, fotografie Wilczyka są analitycznym dokumentem utrzymanym w fotograficznym stylu zero. Autor Niewinnego oka bywa porównywany z twórcami szkoły Düsseldorfskiej - Berndem i Hilla Becherami - czy też z amerykańskim tzw. Nowymi Topografami. Urodzonemu w Krakowie Wilczykowi bliżej jednak do angielskich dokumentalistów (np. John Davies), a nade wszystko dziewiętnastowiecznych anonimowych pionierów fotografii architektury. Zdjęcia Wilczyka nie układają się w Becherowską typologię, a fotograf nie ujednolica widoków poszczególnych budynków. Przeciwnie, stara się oddać ich cechy jednostkowe oraz zaznaczyć skalę i umiejscowienie budynku w pejzażu miejskim, krajobrazie kulturowym.


[Wielkie Oczy, synagoga, 28.07.2017]

czwartek, 28 listopada 2019

środa, 20 listopada 2019

Fotografie z wernisażu w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie

Który miał miejsce 7 listopada 2019 roku, a był to premierowy pokaz Słownika polsko-polskiego. Książka wydana przez Karakter już niebawem w księgarniach. Właśnie dostałem pakiet zdjęć z otwarcia, a także dokumentację ekspozycji, więc wklejam poniżej swój wybór. Dziękuję Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie i fotografowi Jurkowi Bartkowskiemu za możliwość udostępnienia tych materiałów. Czytajcie i podziwiajcie na ostatniej fotografii wiersze Krzysztofa Jaworskiego i Grzegorza Wróblewskiego!

















Materiały promocyjne Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie, fot. Jurek Bartkowski/ Fotobank.pl"

poniedziałek, 4 listopada 2019

WRÓBLEWSKI / BLOOM

6 listopada o godzinie 18:00 w Muzeum Literatury w Warszawie otwiera się wystawa wspólnego projektu artystycznego Doris Bloom i Grzegorza Wróblewskiego. Punktem wyjścia dla tej akcji był tekst traktatu Nowa kolonia (sam autor tak określa ten zapis) Grzegorza Wróblewskiego. Mam w tym warszawskim pokazie swój mały udział, ponieważ napisałem tekst do katalogu towarzyszącego prezentacji. Żałuję, że nie będę mógł być na wernisażu, ponieważ akurat właśnie wtedy będziemy kończyć z Adamem Mazurem montaż wystawy Słownika polsko-polskiego w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie, która otworzy się dzień później. ZAPRASZAM SERDECZNIE DO WARSZAWY I SOPOTU!
 

wtorek, 22 października 2019

SŁOWNIK POLSKO-POLSKI od 8 października 2019 w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie

26 zdjęć formatu 70 x 100 cm, slideshow z całością materiału z przygotowywanej książki, 4 wiersze - Krzysztofa Jaworskiego i Grzegorza Wróblewskiego. Baner poszedł właśnie do produkcji, więc wklejam poniżej jego miniaturę. Wernisaż wystawy 7 października 2019. Będę jeszcze szczegółowo informować.


piątek, 29 czerwca 2018

Była kiedyś taka galeria...


Tzn. raczej roku zeszłego. Miałem tutaj dwa razy wystawę (riplej zdarzył się tylko trzem artystom). Atlas Sztuki był także współwydawcą dwóch moich książek: Niewinnego oka (2008, 2010) i Świętej Wojny (2014). Wielka szkoda, że tak się to skończyło! 
Wybrałem się dzisiaj do Łodzi, żeby zobaczyć wystawy tegorocznego Fotofestiwalu. No i niestety KASZANA RULEZ... Dokładnie tak samo sobie pomyślałem, gdy oglądnąłem program główny bieżącego wydania Miesiąca Fotografii w Krakowie. Co się u licha dzieje? Czyżby rację miał Adam Mazur wieszczący w swojej ostatniej książce "koniec fotografii"? 

poniedziałek, 7 maja 2018

PO KOŃCU FOTOGRAFII


To najnowsza książka Adama Mazura, gdzie jest i o mnie całkiem spory rozdział. Tekst  ten wcześniej pojawił się w albumie Święta Wojna, no a teraz można go znaleźć obok monograficznych esejów poświęconych takim osobom jak: Nicholas Grospierre, Aneta Grzeszykowska, Zofia Kulik,  Konrad Pustoła  czy Krzysztof Zieliński. Polecam czytelnikom hiperrealizmu tę lekturę, jakkolwiek z wyrażoną w tytule tezą (oraz z traktującym o tym zagadnieniu szkicem) nie bardzo się zgadzam... Skądinąd ciekawe jak na tom Mazura zareagują pominięci przez niego fotografowie wywodzący się z fotoreportażu prasowego, którzy teraz zaczęli wydawać książki artystyczne? Akurat w ich przypadku - pozwolę sobie na małą złośliwość - tytuł rzeczonej publikacji pasowałby idealnie, to zresztą temat na osobne opracowanie.

[Adam Mazur Po końcu fotografii, Państwowa Galeria Sztuki, Sopot 2018]

czwartek, 19 października 2017

Natomiast Wojciech Wilczyk przedstawił...

Gdy szukałem ostatnio w sieci recenzji projektu Wojciecha Prażmowskiego biało-czerwono-czarna, dobry wujek Googiel wyświetlił mi link do tekstu z miesięcznika Czas Kultury, który owszem jest recenzją, ale wystawy Świat nie przedstawiony. Dokumenty polskiej transformacji po 1989 roku, kuratorowanej przez Adama Mazura i pokazywanej w Centrum Sztuki Współczesnej - Zamek Ujazdowski w 2012 roku. Czytając ów artykuł pióra Agaty Wdowik, znalazłem też fragment poświęcony mojej osobie:

Natomiast Wojciech Wilczyk przedstawił zdjęcia z niedokończonego projektu „Czarno-biały Śląsk”. Podczas objazdówki po górnośląskich miasteczkach rejestrował witryny małych sklepów w zubożałych dzielnicach. Ostatecznie zdjęcia wykorzystał z Krzysztofem Jaworskim do wyprodukowania w 2002 roku książeczki z jego wierszami i owymi śląskimi zdjęciami.

Zaledwie trzy zdania i same nieścisłości... Cykl Czarno-Biały Śląsk został ukończony i nawet doczekał się albumu wydanego przez Galerię Zderzak oraz Górnośląskie Centrum Kultury w Katowicach. Miało to miejsce w roku 2004. W drugim zdaniu użyte zostało słowo "objazdówka", jednak w nieznanym mi do tej pory znaczeniu (dr Agata Wdowik pracuje na Instytucie Polonistyki Stosowanej UW), więc aż zerknąłem do Słownika Języka Polskiego PWN, gdzie tłumaczy się go jako:
1. pot. «trasa objazdowa jakiegoś zespołu»
2. pot. «droga objazdowa»
3. pot. «wycieczka zagraniczna, której celem jest zwiedzanie»
Owszem, w 2001 roku sporo czasu spędziłem na jeżdżeniu po takich "śląskich miasteczkach" jak: Bytom, Chorzów czy Zabrze. Wreszcie w kwestii "wyprodukowania" z Krzysztofem Jaworskim "książeczki" Kapitał, to znalazły się w niej kadry z materiału zarejestrowanego podczas pracy nad Czarno-Białym Śląskiem, a nie te (kolorowe), które pokazano na Świecie nie przedstawionym...

Tekst napisany przez Agatę Wdowik jest ze wszech miar kuriozalny. Czytając go nie mogłem uwierzyć, że ten wylew ignorancji dopuszczono do druku w tak renomowanym jednak piśmie, jak Czas Kultury... W memoriale im. Karola Maliszewskiego Agata Wdowik spokojnie załapała by się do medalowej trójki w generalce.

niedziela, 2 lipca 2017

SAMOZAORANIE

(się) rodzimych festiwali fotograficznych, o czym celnie pisze Adam Mazur w internetowej edycji Magazynu Szum. Czekałem na jakiś głos, który wreszcie kichę tych imprez obnaży... 

sobota, 7 stycznia 2017

Adam Mazur prognozuje w Szumie

Jego tekst z gatunku curatorial fiction byłby nawet śmieszny (jest śmieszny oczywiście), gdyby nie to, że może się okazać bardzo trafioną zapowiedzią tego, co nas czeka m.in od funkcjonariuszy "dobrej zmiany":

Adam Mazur
Nichil obstat


Co najmniej od wakacji 2016 roku rozplotkowany światek sztuki żył zapowiadaną zmianą na stanowisku dyrektor Narodowej Galerii Sztuki Zachęta. Władza, niemrawa jak dotąd w polu sztuki współczesnej, dotrzymała słowa pod koniec 2017 roku – pierwszym od dekad mężczyzną zatrudnionym na stanowisku został dr Piotr Bernatowicz. Nikt nie protestował, gdyż zamiast ustawiać konkurs i manipulować wynikami, ministerstwo postanowiło skorzystać z wypracowanego przez samą Zachętę równie prostego, co skutecznego narzędzia politycznej nominacji. Wszak o politykę także i w tym rozdaniu chodziło. Zwyczajowo nowy dyrektor nie przedstawił publicznie programu, który zdecydował o jego nominacji. „Zrobię to później”, zapowiedział na konferencji prasowej i dodał równie tajemniczo co pojednawczo: „Nie ma instytucji prawicowych i lewicowych, są instytucje lepsze i gorsze”.
Początkowo z Bernatowicza po cichu się podśmiewano, że proboszcz, że nieobyty z warszawskim salonem, że seksmisja, że tak nie można. Nowy dyrektor dziarsko zabrał się do realizowania powierzonej misji przeprowadzenia dobrej zmiany w polu sztuki. „Nie chodzi mi o walkę z ideologią gender czy potyczki z mafią bardzo kulturalną”, mówił w wywiadzie udzielonym „Arteonowi” dyrektor, „lecz o prawdziwą odmianę sztuki współczesnej tak, by dobrze służyła partii i narodowi”. Pół roku po objęciu stanowiska dyrektor Bernatowicz (zaraz po wernisażu wystawy Czapskiego i miesiąc przed otwarciem retrospektywy Kaliny) dokonał gestu tyleż zaskakującego, co w zaistniałej sytuacji logicznego. Powrót do idei Centralnego Biura Wystaw Artystycznych nie był jedynie formalnością, lecz pozwalał wzmocnić kontrolę nad bezradnymi w zderzeniu z lokalną polityką i sztuką współczesną biurami. Zmianie przyklasnęły także galerie komercyjne. Sieć wspierających partnerstwo prywatno-publiczne rozszerzyła się znacząco. Do dwóch działających w Warszawie Biur Wystaw dołączyły kolejne (zaczęło się w Łowiczu). Sieć Biur sterowana przez CBWA realizowała wyznaczone przez resort zadania i świetnie absorbowała środki z programów operacyjnych. Dyrektorzy placówek przyjmowali jak dotychczas wytyczne z centrali (szczęśliwie tym razem wszystko podano czarno na białym i niczego nie trzeba było się domyślać). Zbriefowani przez dyrekcję kuratorzy jak zwykle dobierali pod temat i odpowiednio młotkowali artystów, by program galerii sztuki „się robił”. Zmieniono kilka haseł i dodano kilka nowych truizmów. Co oczywiste, w sztuce pojawiły się nowe wątki ikonograficzne. Modna stała się abstrakcja, rzemiosło, sztuka ludowa oraz sztuka outsiderów (znów nazywana naiwną). „Nie szukaliśmy przepisu na sztukę doskonale średnią, która nikomu by nie wadziła, za to opowiadała Polskę ciekawie i odpowiednio do panującej pogody”, deklarowała podsekretarz MKiDN Monika Małkowska i dodawała: „Ten przepis bowiem przekazała nam poprzednia, pragnąca zachować urzędową ciągłość ekipa”.
Dyrektor Bernatowicz szybko zorientował się, że nie o to przecież w dobrej zmianie chodziło. Wyczuwał fałsz, ale nie wiedział jak mu przeciwdziałać. Dobra zmiana nie mogła sprowadzać się do personalnych roszad w gronie setki osób zrzeszonych w AICA. Do pewnego stopnia imponował mu poziom oportunizmu dawnego establiszmentu i szukających poklasku artystów. „To takie miłe”, myślał i nawet czuł pewną sympatię do przegranych neoliberałów, znów. Sam nie spodziewał się, że krytyka sztuki krytycznej i wszystkiego co krytyczne może zajść tak daleko. „Prof. Piotrowski by się zdziwił” – mówił po pracy przyjaciołom z IHS.
Inauguracja programu „Artysta+” zbiegła się w czasie z likwidacją pierwszego biura. Moment był doniosły, gdyż chodziło właśnie o biuro w Poznaniu. „Osiemset złotych na miesiąc to niewiele” – mówił na konferencji Rafał Jakubowicz – „ale przecież tyle dostawałem za udział w wystawie zbiorowej, co zdarzało mi się maksymalnie dwa, trzy razy w roku. Nie jest więc najgorzej i z ramienia OFSW chciałem serdecznie podziękować dyrektorowi Bernatowiczowi”. Opiniowanie przez Centralną Komisję Artystyczną, kto zasługuje na miano artysty, połączone z wręczeniem odpowiedniego dyplomu, było przyjemnością w porównaniu z negocjacjami prowadzonymi z dyrekcjami rozwiązywanych biur. „Zakładałem tę instytucję 40 lat temu i od tego czasu z niekłamaną przyjemnością ją prowadzę i jeśli tylko zdrowie pozwoli i Opatrzność będzie czuwała, to będę prowadził ją do śmierci. Tak mi dopomóż Bóg” – mówił wyraźnie poirytowany decyzjami CBWA dyrektor Antoni Malczak, a pod petycją za siódmym już przedłużeniem – tym razem bezterminowo – jego kontraktu dyrektorskiego solidarnie podpisali się wszyscy dyrektorzy pozostałych instytucji sztuki. „Biura same się nie zamkną”, główkował Bernatowicz i w momencie iluminacji zadecydował o pozostawieniu na kontraktach obecnych dyrektorów, tyle że bez poddanych im placówek. Początkowo wydawało się to absurdalne, ale dyrektorzy z chęcią przystali na taki układ. Odtąd dyrektorowanie stało się pracą ideową, by nie powiedzieć idealną, i sprowadzało się do wykonywania określonych gestów, przyjmowania odpowiednich póz w fotelach i kuluarach, formułowania okrągłych zdań, charakterystycznego tembru głosu oraz zwyczajowych, poufnych spotkań przy kawie – czasem na uroczystym raucie – z innymi dyrektorkami, oczywiście. „Od początku podobała mi się ta inicjatywa” – zapewniała Joanna Mytkowska w rozmowie prowadzonej przez Karola Sienkiewicza. „Nie muszę już zmagać się z problemem budowy instytucji. Czas, który poświęcałam na syzyfową pracę obecnie przeznaczam na dyskusję z dyrektorami o tym, czym mogłaby być doskonała instytucja sztuki”. Dyrektorzy wskazywali na związany z piastowaną funkcją ciągły stres, naciski ze strony ministerstwa, roszczeniową postawę pracowników, a nade wszystko presję ze strony artystów. „Ciągle im było mało. Wciąż chcieli wystaw i jeszcze, żeby im za nie płacić. Najgorsi byli młodzi i ci od Żmijewskiego” – mówi pragnący zachować anonimowość dyrektor BWA z byłego miasta wojewódzkiego. „Odkąd zabunkrowałam kolekcję, a galerię zamieniłam w kawiarnię, mam nie tylko lepszy kontakt z władzami miejskimi, ale także z artystami” – opowiada wyraźnie zrelaksowana dyrektor Ziółkowska z krakowskiego BWA. „Spotkania na Plantach są dużo milsze i niezobowiązujące, no i nie muszę się już ukrywać w zamkniętym gabinecie, ani tłumaczyć z tych wszystkich kłopotliwych decyzji merytorycznych. Nie muszę nawet odpisywać wymijająco na maile. Plan Bernatowicza to był strzał w dziesiątkę!”. W sukurs Ziółkowskiej przychodzi dyrektor stołecznego CSW Małgorzata Ludwisiak. „To prawda. Koleżanki mają rację. Kwestia instytucji doskonałej to dużo poważniejsze zadanie niż cała ta żmudna administracja instytucją, o kierowaniu pracą licznych wicedyrektorów, podpisywaniu delegacji i sporach z szeregowymi pracownikami już nawet nie wspomnę. Zresztą, realizowałam Plan Bernatowicza zanim to było modne” – dodała od siebie dyrektor Ludwisiak, podkreślając, że kolegia kuratorskie zwoływała nie częściej niż dwa razy do roku, za to nagany wpisywała do akt co najmniej raz na kwartał. Ludwisiak dotknęła palącego sumienie dyrektora Bernatowicza problemu: otóż klub dyrektorów pod parasolem AICA – a z czasem także ICOM – nie rozwiązywał kwestii „szeregowców”. Co zrobić z kuratorami? Co z armią koordynatorów, menadżerów kultury i innych drobnych urzędników sztuki? Nie kwalifikują się ani do programu „Artysta+”, ani do Klubu Dyrektorów. Zarabiająca w okolicach minimum socjalnego większość odeszła zawczasu sama. „Zdziwiłam się, że na kasie w Galerii Mokotów nie tylko zarabiam więcej niż w galerii sztuki, ale też spotykam o wiele ciekawszych i milszych ludzi” – zwierzyła się „Szumowi” anonimowa była koordynatorka projektów artystycznych. „Tylko tych pięciu lat studiów na kulturoznawstwie trochę żal” – dodała po chwili absolwentka specjalizacji „Sztuka w przestrzeni publicznej”. Bernatowiczowi pozostali jeszcze topowi kuratorzy sztuki, a konkretnie pół tuzina pomnikowych profesjonalistów z kręgów Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. „Zdaliśmy sobie już jakiś czas temu sprawę, że w czasach post-artystycznych nasza praca nie ma sensu” – brzmiało pierwsze zdanie listu skierowanego do Zachęty i podpisanego m.in. przez Kubę Szredera, Sebastiana Cichockiego i Natalię Sielewicz. „Nie wierzymy w sztukę, bo ta przecież się skończyła. Chcemy służyć społeczeństwu. Proszę nam wierzyć, nie jesteśmy cyniczni, demonstrujemy to w każdy weekend i po godzinach pracy” – kończyli klasyczną epistołę, znaną dziś studentom historii sztuki z antologii tekstów podstawowych. Nic dziwnego, że dyrektor Bernatowicz nie chciał – ot tak po prostu – zwalniać błyskotliwych ludzi, którzy mogliby już nie znaleźć pracy odpowiadającej ich ambicjom. Stąd idea powołania działającego przy CBWA Post-Artystycznego Komitetu Kuratorskiego. Początkowo sposób działania PAKK miał w sobie coś z grupy terapeutycznej sfokusowanej na leczeniu uzależnień, ale gdy okazało się, że to droga donikąd zmieniono formułę. „Z inicjatywy dyrektor Marii Anny Potockiej raz w roku Klub Dyrektorów spotyka się z kuratorami PAKK, by wspólnie konferować nad wystawą o roboczym tytule Sztuka w sztuce. To bardzo trudne w dzisiejszej sytuacji zadanie i nie spodziewamy się w najbliższych latach jego rozwiązania” – brzmiał oficjalny komunikat CBWA podpisany przez dyrektora. W głębi duszy Bernatowicz wadził się ze sobą: „Zrobią? Nie zrobią? Jeśliby jednak taką wystawę przygotowali, to chyba będę musiał na czas określony otworzyć krakowski MOCAK. To byłby krok wstecz, którego minister i publiczność by mi nie darowali”. Inna sprawa, że lokale po zamkniętych instytucjach przeznaczono do działań lepiej dostosowanych do potrzeb społeczności i artystów. Kawiarnie, świetlice były najprostsze do ogarnięcia. Część przeznaczono na pracownie, miejsca działań, a nawet lokale socjalne dla artystów i kolektywów artystycznych. Innym przywrócono zapomnianą funkcję realizując modny pomysł anty-gentryfikacyjnej polityki re-industrializacji miast (Fabryka Schindlera, Fabryka Poznańskiego, Trafostacja, Doki…). Ciekawy przykład dał jak zwykle Wrocław, gdzie poniemiecki bunkier służący za siedzibę Muzeum Współczesnego odzyskał dawną funkcję jednostki wojskowej administrowanej przez oddział obrony terytorialnej. „Zamurowanej w piwnicach schronu kolekcji sztuki jako Dziedzictwa Narodowego będziemy bronić do ostatniej kropli krwi” – wykrzykiwał zebranym przed bunkrem dziennikarzom dowódca. Rewolucja dokonała się w trzecim roku, gdy zmęczony sztuką doskonale nijaką w spełnianiu wymogów nowej poprawności politycznej Bernatowicz po konsultacjach z ministerstwem rozpoczął nową fazę dobrej zmiany. Innowacyjność pomysłu docenił nawet sam minister Morawiecki, którego sekretarka wysłała serdecznego maila do dyrektora CBWA. Prowadzona w ramach tzw. Planu Bernatowicza likwidacja instytucjonalnego pola sztuki wydawała się czymś oczywistym i świetnie domykała rozpoczęte jeszcze w 2016 roku obchody jubileuszu awangardy. „To ładny gest” – powiedział na antenie Radia Kraków prof. Andrzej Szczerski – „by na jubileusz awangardy sztuka rozpuściła się w życiu narodu, tego narodu”. Pomyśleć tylko, że wszystko zaczęło się od wspieranego przez CBWA projektu Wyklęci kuratorowanego przez Kamilę Staszak w kierowanym przez Mikołaja Iwańskiego BWA Arsenał w Poznaniu. Ustawiony na daszku nad drzwiami galerii ledowy licznik do złudzenia przypominał słynny „licznik Balcerowicza” z warszawskiego ronda Dmowskiego. Z tą różnicą, że zamiast długu sumował publiczne pieniądze roztrwonione przez instytucje kultury na mierny program i nikomu niepotrzebne wystawy. O dopisaniu odpowiedniej pozycji z budżetu do wyświetlanej na liczniku kwoty decydowała speckomisja. Szybko bijący licznik szczególnie szokował słynących z oszczędności Poznaniaków, którzy raz zlokalizowawszy ukrytą na rynku galerię przychodzili w niedzielę po słodkim pod Arsenał i wyrażali głośno swoje niezadowolenie z tego, że w ich mieście jeszcze działa jakaś instytucja kultury. Głosy słusznego oburzenia dotarły do CBWA i MKiDN. Trzeba było działać. Obawy, że likwidacja instytucji spotka się z protestami środowiska i artystów, jak miało to miejsce w przeszłości, gdy podobne pomysły snuli zatwardziali neoliberałowie w rodzaju prof. Hausnera czy prof. Balcerowicza, udało się rozproszyć sprawdzonym gestem.
Plan Bernatowicza miał swoje konsekwencje także dla prasy artystycznej. Spośród wydawanych w Polsce dwóch magazynów jeden („Arteon”) zdecydował się przekwalifikować i zająć coraz bardziej popularną wśród czytelników sztuką sakralną, a drugi („Szum”) uznał swoją misję za zakończoną i ogłosił rozwiązanie. „Choć przyjęliśmy Plan Bernatowicza z obawami i niedowierzaniem, to skrycie trzymaliśmy kciuki za jego powodzenie” – mówi osoba związana z redakcją kwartalnika. „Wszak od początku wydawania magazynu mieliśmy problem z jakością oferty przygotowanej przez instytucje sztuki. Na kolegiach naszego kwartalnika czasem nawet godzinę zastanawialiśmy się, co może pasować do rubryki ’wydarzenie’. Zwykle nic się nie nadawało. Chcieliśmy nawet dołączyć do rodzącego się nurtu krytyki ekumenicznej, ale wystawy były tak złe, że nie daliśmy rady. Tradycyjna krytyka artystyczna, oceniająca i karząca – to było nasze wołanie na puszczy. Do czasu pamiętnej nominacji”.
PS. Przed świętami karmiąca się wódeczką i śledziem salonowa plotka niosła, że Paweł wygrywa z Piotrem walkę o tron. Tak nam przykro! Być może dobra zmiana wróci do wykoślawionej przez neoliberałów idei merytorycznych konkursów?
[https://magazynszum.pl/krytyka/prognoza-pogody-na-rok-2017]

piątek, 24 czerwca 2016

GŁĘBIA OSTROŚCI

Na wczorajszym wernisażu wystawy zdjęć mojego ojca w Archeologii Fotografii pojawił się także Adam Mazur, mający dla mnie widoczną poniżej książkę:


W której napisał następującą dedykację:


Głębia ostrości!! ;))

----------------------

Ponieważ jednak przegłosowany wczoraj w Anglii brexit to nie przelewki, pozwolę sobie wkleić pewien popularny filmik - jak myślę - trochę à propos: